Relacja

San Diego Comic-Con 2014: Kolejka do popkulturowego nieba

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/San+Diego+Comic-Con+2014%3A+Kolejka+do+popkulturowego+nieba-106478
Magia tej imprezy polega nie tyle na jej wartości informacyjnej, co samym obcowaniu z popkulturowymi światami. Nigdzie indziej na świecie w jednym miejscu, o jednym czasie nie udaje się zgromadzić tak wielu ludzi odpowiedzialnych za kształt dzisiejszej kultury popularnej.

Hollywood wycofuje się z Comic-Con – grzmiano już dwa tygodnie przed imprezą, kiedy to organizatorzy opublikowali pełny program atrakcji. Nic podobnego. Brak osobnych paneli dedykowanych "Igrzyskom śmierci", "Niezniszczalnym 3" czy nowym adaptacjom komiksów DC był wprawdzie dla tysięcy szczęśliwców, którym udało się kupić wejściówkę – a trzeba podkreślić, że stanowi to nie lada wyzwanie – srogim rozczarowaniem. To i tak nie odstraszyło tych samych ludzi od całonocnego wystawania w niekończących się kolejkach pod słynną Hall H, gdzie odbywają się najgłośniejsze spotkania. Domniemania i przypuszczenia, co będzie, a czego zabraknie podczas tegorocznego SDCC, rozpoczynają się na pół roku przed startem imprezy. Ba, nawet po ogłoszeniu programu nie zawsze wiadomo, co dokładnie kryją jego najbardziej oblegane punkty, często scharakteryzowane w przewodniku dość enigmatycznie. Opisy ograniczają się zwykle jedynie do nazwy studia, którego produkcjom dany przedział czasowy jest dedykowany.



Przyjedzie Robert Downey Jr.? Pokażą chociażby kilkusekundowy zwiastun "Batman v Superman: Dawn of Justice"? Co zaprezentują na tajemniczym "Sneak Peek Panel"? Podobne pytania zadaje sobie każdy uczestnik, nerwowo zakreślając długopisem to, co chciałby zobaczyć, ale nie zawsze może. Częstokroć smakowite kąski rzucane są równocześnie na dwóch krańcach centrum konwentowego. Dlatego Comic-Con to sztuka dokonywania ryzykownych, choć rzadko nietrafionych wyborów. Nie ma godziny, żeby nie działo się tu coś, za co można by dać się pokroić. Każda sala i salka co chwilę gości persony, za które organizatorzy europejskich imprez komiksowych czy filmowych sprzedaliby duszę.



Od początku trąbiono, że błędem było zorganizowanie panelu "American Horror Story" w mniejszej sali oraz zaproszenie o tej samej godzinie Davida Finchera i Chucka Palahniuka na dyskusję poświęconą "Podziemnemu kręgowi" (zwłaszcza że właśnie ogłoszono, że powstanie sequel). Jak już jednak wspomniałem, na SDCC nie sposób nie znaleźć czegoś, co oczaruje i powali. Wystarczy choćby przebiec się po hali wystawowej, gdzie można nabyć wszystko, czego serce zapragnie i na co portfel pozwoli. Oczywiście najchętniej kupuje się rzeczy wypuszczone specjalnie z okazji imprezy. Żeby dołączyć do niektórych kolejek, należy posiadać specjalny bilet. Konsumpcyjne szaleństwo przybiera tutaj niebotyczne rozmiary, co jest okazją dla spekulantów. Skupują oni pożądane towary i wystawiają je następnego dnia za jeszcze wyższą cenę.

Stoisko Funko (firma produkująca miniaturowe figurki popkulturowych ikon) było oblegane przez wystawców, którym przysługiwało prawo wcześniejszego wejścia, jeszcze zanim hala została otwarta. Szary uczestnik mógł więc tylko pomarzyć o nabyciu upatrzonej zabawki (Marvel żądał tymczasem po sto dolarów za bluzy stylizowane na strój Zimowego Żołnierza). Budek i stoisk wszelkiej maści jest tam jednak przeszło sześć tysięcy i dobrze poświęcić na zakupy minimum pół dnia. Najlepiej niedzieli, kiedy dzieje się najmniej. Na dodatek można się natknąć na podpisujących swoje prace komiksiarzy oraz wystających przy stanowiskach wydawców pisarzy. Stąd stosunkowo łatwo spotkać Joego Hilla, Neala Adamsa, Jamesa Freya czy Jima Steranko. Jak wiadomo, komiksy są na Comic-Conie jedynie dodatkiem, który całkowicie wypchnięto z największych hal. Paradoksalnie ułatwiło to czytelnikom dostęp do ulubionych autorów. Obecnie w San Diego niepodzielnie rządzą kino i telewizja.



Konwent rozpoczyna się w czwartek, ale już w środę można pospacerować pomiędzy stoiskami (czy, jak to mówią stali bywalcy, "floorze") i rzucić okiem na zwiastuny lub fragmenty nadchodzących premier. Tym razem miasto opanowało DC Entertainment, które dosłownie zastawiło San Diego swoimi serialami komiksowymi. Pierwszym widokiem, jaki ukazywał się jadącym z lotniska uczestnikom, był ogromny stand "Constantine'a". Jego pilotażowy odcinek pokazano właśnie podczas środowej "preview night" do pary z "Flashem". Oba, choć nie zachwycają, z pewnością intrygują. Twórcy serialu o łowcy demonów ewidentnie podpatrywali "Supernatural". Oby tylko owa inspiracja nie odbiła im się czkawką. Podobna formuła już od jakieś czasu zdradza oznaki wyczerpania. Z kolei "Flashowi", kręconemu pod okiem Geoffa Johnsa, bliżej do "Spider-Mana" Sama Raimiego i opowieści w rodzaju "od zera do bohatera" niż bliźniaczego "Arrow". Ścieżki obu seriali, co zapowiedziano oficjalnie podczas piątkowego panelu, skrzyżują się w odcinku ósmym, na wzór komiksowego crossoveru.

Zabawne, że o tym, co działo się na Comic-Conie, często więcej wiedzą ci, którzy na nim nie byli, i czerpią na bieżąco informacje z sieci. SDCC nie pozwala na oddech. Błogosławieństwem jest więc tak zwany Playback Room, gdzie posiadacze wejściówek mogą obejrzeć sfilmowane panele odbywające się w Hall H i być na bieżąco z tym, co dzieje się kilkadziesiąt metrów obok (ciekawostka – materiały filmowe wyświetlane podczas spotkań nie są tam emitowane w obawie przed piratami). Tak czy inaczej, czwartek również okazał się jedynie rozgrzewką, choć i tak dość intensywną. Rządził oczywiście Batman, obchodzący podczas Comic-Conu siedemdziesiąte piąte urodziny. Na panelach komiksowych poświęconych mścicielowi z Gotham podsumowano kolejne dekady jego historii, zapraszając twórców, którzy w danym okresie współtworzyli serię. Skumulowało się to podczas specjalnego panelu rocznicowego, gdzie można było posłuchać Franka Millera, Jima Lee, Scotta Snydera czy Granta Morrisona.



Finałem tego dnia w Hall H był panel z obsadą serialu "Batman" z drugiej połowy lat sześćdziesiątych. Pomimo miliona anegdot opowiedzianych przez Adama Westa, Burta Warda i Julię Newmar trudno uznać spotkanie za coś więcej niż rozbudowaną, niekiedy nachalną reklamę planowanego na jesień wydania kompletu odcinków na płytach. Panel poprzedziła między innymi prezentacja studia Paramount. Jej gwoździem były nowe, niepokazywane wcześniej fragmenty "Wojowniczych żółwi ninja" (na szczęście nastrajają optymistycznie po kiepskich trailerach) oraz kolejna, dłuższa zapowiedź "Interstellar". O drugim filmie opowiadali Christopher Nolan i Matthew McConaughey. Panowie obiecali od dawna niewidziany w kinie mariaż pomiędzy science a fiction. Interesująco prezentowały się także nowe filmy młodzieżowe korzystające z nieobecności "Igrzysk śmierci" – projekt marzeń Jeffa Bridgesa "Dawca pamięci" oraz "Więzień labiryntu" na podstawie prozy wydawanego i u nas Jamesa Dashnera. Pierwszy z filmów Bridges planował nakręcić już dwadzieścia lat temu, jeszcze ze swoim ojcem w tytułowej roli. Na interesujący zabieg zdecydował się reżyser Phillip Noyce, który rozpoczął film w czerni i bieli, aby stopniowo zapełniać ekran kolejnymi kolorami, równolegle z obdarzeniem swojego bohatera świadomością o okropieństwie zdehumanizowanego świata przyszłości. Z kolei adaptacja Dashnera obiecuje odwrót od quasi-romansowych historii dla młodzieży na rzecz czystej akcji w środowisku fantastycznym. To film napędzany adrenaliną, a nie rzewnymi miłostkami.

Noc z czwartku na piątek spora część uczestników spędziła w parokilometrowej kolejce do Hall H, gdzie odbywały się dwa bodaj najgorętsze panele dnia – "Żywe trupy" oraz "Gra o tron". Pierwszy serial był chyba najbardziej widocznym tytułem na całej imprezie. Na hali wystawowej ustawiono budynek stylizowany na serialowy Terminus, a zakrwawione zombie błąkały się po centrum konwentowym. Można nawet było udać się na sponsorowane przez stację AMC barbecue lub zdecydować się na The Walking Dead Escape, istny tor przeszkód z żywymi trupami. Ujawniono parę szczegółów dotyczących nadchodzącego sezonu oraz zapowiedziano kolejną firmowaną przez Roberta Kirmana produkcję, opartą na jego bestsellerowym okultystycznym komiksie "Outcast" (pierwszy numer rozszedł się w nakładzie większym niż hitowe "Żywe trupy").



HBO nie pozostało w tyle, choć nie musiało się zbytnio wysilać: "Gra o tron" i tak cieszyła się niesamowitym zainteresowaniem. Zaprezentowano m.in. nowych członków obsady. Ci, którzy zginęli, z uśmiechami na ustach rozmawiali o swoich rolach, a panie Natalie Dormer i Maisie Williams można było jeszcze złapać na panelu o twardych babkach. Braku zaproszenia na takowy nie mogła odżałować znana z "Banshee" Ivana Miličević. Twórcy tego serialu sprawiali wrażenie, jakby nieco zaczęła im ciążyć B-klasowa konwencja, jaką sobie narzucili. Obiecali w kolejnym sezonie podejście "bardziej serio" przy jednoczesnym zastrzeżeniu, że będzie równie krwawo i seksownie. Z obowiązku należałoby wspomnieć jeszcze o pokazie pierwszego odcinka miniserialu "Wayward Pines" firmowanego nazwiskiem M. Nighta Shyamalana i nawiązującego klimatem do "Twin Peaks". Jest to jednak rzecz równie intrygująca, co dziwaczna i nawet jednozdaniowa recenzja mogłaby zepsuć czytelnikowi przyjemność z obcowania z nią. Pod wieczór można było zobaczyć cieszący się popularnością panel "Arrow". Pokazano na nim zajawkę trzeciego sezonu (przeciwnikiem tytułowego bohaterami ma być znany z uniwersum DC Ra's Al Ghul) oraz  króciutką animację autorstwa Roberta Trujillo, basisty Metalliki. Podczas panelu do kolegi z zespołu dołączył Kirk Hammett.

Sobota upłynęła pod znakiem komiksu. Reprezentanci DC Entertainment oraz Marvel Studios pokazali, jakież to asy kryją się w ich rękawach. Choć może raczej... nie pokazali? Prócz króciutkiego materiału z Batmanem i Supermanem oraz fotki Wonder Woman reżyser Zack Snyder nie przyniósł ze sobą nic specjalnego. Szybko oznajmił, że musi wychodzić, by skończyć film. Kevin Feige z Marvela był nieco bardziej wylewny, choć też starał się powiedzieć o wszystkim tak, żeby przypadkiem nic nie zdradzić. Jedyną naprawdę mocną informacją, jaką można było z panelu wynieść, okazała się wieść o planowanym sequelu "Strażników Galaktyki". Z kolei Universal praktycznie oddał swój czas studiu Legendary Pictures, które zapowiedziało dwa monster-movies: "Godzillę 2" (japońskie studio Toho wyraziło zgodę na wykorzystanie postaci ikonicznych stworów Rodana, Mothry i Ghidorah) oraz spin-offu "King Konga", czyli zaplanowanego na 2016 "Skull Island". Z kolei Warner Bros. pochwaliło się pewniakami – "Mad Maxem" i trzecim "Hobbitem", o których napisano już chyba wszystko, co można było napisać. Seriale oddały tego dnia pola filmom, choć oblegano wspominkowy panel "Czystej krwi" oraz premierowy "American Horror Story". Sporą publikę przyciągnęło też "Salem", którego twórcy, chyba zaskoczeni sukcesem, kreślili ambitne plany na przyszłość. Sobotę zamknęła kolejna prezentacja serialu DC. Tym razem była to światowa premiera "Gotham".



Niedziela, jak już zostało powiedziane, to panele lżejsze, rodzinne. Weterani konwentu raczej urządzają sobie wówczas ostatnie zakupy, gdyż ceny lecą w dół, a handlowcy chcą się pozbyć zalegającego towaru. Tego dnia jednak Quentin Tarantino zapowiedział komiksowy sequel "Django", w którym jego bohater spotka się z samym Zorro. Reżyser potwierdził również prace nad filmem "Hateful Eight". Dla niżej podpisanego chyba żadna z filmowych wieści nie zdołała jednak przyćmić wcześniejszej, sobotniej, którą ujawniono podczas tajemniczego "Sneak Peek Panel" – Sam Raimi wyprodukuje film na podstawie "The Last of Us". To jedna z najlepszych gier wideo ubiegłego roku, ze scenariuszem tak mocnym, że praktycznie gotowym do przeniesienia na ekran.

Podsumowując: na San Diego Comic-Con A.D. 2014 niewiele rzeczy zaskoczyło. Magia tej imprezy polega jednak nie tyle na jej wartości informacyjnej, co samej możliwości obcowania z popkulturowymi światami. Nigdzie indziej na świecie w jednym miejscu, o jednym czasie nie udaje się zgromadzić tak wielu ludzi odpowiedzialnych za kształt dzisiejszej kultury popularnej.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones