Wywiad

Sztuka odnosi się do świata - rozmowa z Leszkiem Wosiewiczem

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Sztuka+odnosi+si%C4%99+do+%C5%9Bwiata+-+rozmowa+z+Leszkiem+Wosiewiczem-25141
Filmweb: Po premierze "Rozdroże Cafe" w Gdyni spotkałem się z opiniami porównującymi Pana film do "Długu" Krzysztofa Krauzego. Oba filmy bowiem pokazują ludzi, którzy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, w obu również główne role zagrali młodzi, nieznani jeszcze szerszej publiczności aktorzy. Czy Pan zgadza się z takim porównaniem?
Leszek Wosiewicz: Sytuacja jest dla mnie oczywiście bardzo miła, gdyż bardzo cenię film Krzysia Krauzego. Jest to bardzo fajny, ciekawy, interesujący film. Natomiast już z samego punktu wyjścia "Rozdroże Cafe" to film zupełnie inny. Przede wszystkim nie koncentruje się na intrydze związanej z różnymi wydarzeniami pomiędzy bohaterami, co w "Długu" było podstawową rzeczą. Tematem mojego filmu jest otaczający nas świat. Krzysiek Krauze skupił się tylko na osobach uwikłanych w intrygę. Proszę zauważyć, że tam praktycznie świata zewnętrznego nie ma. Tam są puste podwórka, puste ulice. Krzysztof jakby od tej strony usiłował opowiedzieć swoją historię.
Ja z kolei swoją historię starałem się maksymalnie głęboko osadzić w naszej współczesności. W pewnym sensie "Rozdroże Cafe" jest wręcz filmem rozliczeniowym. Rozlicza się z tego, co w ostatnich latach przeżyliśmy. Z degrengolady moralnej, psychofizycznej, zmian w sposobach funkcjonowania człowieka, do których w czasach, nazwijmy to idealistycznych, byliśmy przyzwyczajeni. Mówię tu o czasach, kiedy czytaliśmy literaturę, myśleliśmy o ludziach w taki sposób, że człowiek to brzmi dumnie.
Kolejną rzeczą, która różni te dwa filmy, to fakt, że u mnie mamy do czynienia z bohaterem zbiorowym. Fabuła "Długu" koncentruje się na parze ludzi przeciwstawiających się złemu człowiekowi. W naszym filmie tak nie jest. Jeżeli jest ktoś naprawdę zły w "Rozdroże Cafe" to jest to świat. Ludzie, którzy w nim funkcjonują, starają się być na swój sposób dobrzy. W związku z tym ja tych ludzi, bez względu na to jak bardzo są uwikłani, traktuję ciepło. Bo to są ludzie. Bardzo chciałem na nich patrzeć jak na moich braci, a nie jak na kogoś, kogo trzeba wyeliminować, zniszczyć, rozwalić itd. Nie przeciwstawiam zatem w swoim filmie wyraźnie dobra ze złem, czy czerni z bielą, tylko mówię dość wyraźnie - nie ma aniołów, ludzie są uwikłani. W każdym z nas jest dobro i zło. Te emocja, w pewnym momencie zaczynają decydować o tym, co człowiek robi. Decyzja, czy jest dobry, czy zły, należy do niego samego a nie świata zewnętrznego. Musimy sami w sobie odkryć to, co jest w nas dobre.

Filmweb: Podkreśla Pan rolę świata zewnętrznego w swoim filmie. W "Rozdroże Cafe" pokazuje Pan Warszawę w taki sposób, w jaki do niedawna oglądać mogliśmy jedynie w kronikach kryminalnych. Jak i gdzie udało się Panu znaleźć tak ciekawe plenery.
Leszek Wosiewicz: Większość zdjęć powstała w Warszawie, w miejscach, które normalnie istnieją. Jednakże żadne z tych miejsc, w taki sposób w jaki pokazaliśmy je w filmie, w rzeczywistości nie wygląda. Wszystkie były kreowane. Były przetwarzane po to, by stworzyć pewne uniwersum. Oczywiście inspiracji szukaliśmy w życiu, ale żaden z tych obiektów nie był wzięty ot tak, w taki sposób w jaki dokładnie wyglądał.
To pytanie przypomina mi pewną zabawną historię. Na potrzeby realizacji mojego filmu "Cynga", którego akcja rozgrywa się w sowiecki łagrze, scenograf Andrzej Przedworski wybudował tak wspaniałe dekorację, że później spotykałem się tym, iż fragmenty naszego filmu pokazywano by zilustrować widzom życie w gułagu. Bardzo mnie to bawi, gdyż ja osobiście nigdy w łagrze nie byłem i nie widziałem żadnego gułagu. To był wykreowany świat. Ale został wykreowany w taki sposób, że niósł ze sobą maksymalną prawdę.
Podobnie postępowaliśmy przy realizacji "Rozdroże Cafe". Spotkałem się z opiniami, że w filmie jest bardzo dużo naturalnego światła, kiedy w rzeczywistości Andrzej Ramlau na planie bardzo dużo świecił, żeby uzyskać taki właśnie efekt, żeby sprawiał wrażenie jak najbardziej naturalnego.

Filmweb: W jednym z wywiadów mówił Pan, iż celem wizualnej strony filmu było to, żeby była jak najbliżej życia. Jednakże tę prawdę ekranu starał się Pan również uzyskać na przykład poprzez całkowitą rezygnację ze storyboardów podczas prac nad "Rozdroże Cafe".
Leszek Wosiewicz: To prawda. W tej technice, którą zastosowaliśmy, nie chodziło o wykreowanie, nazwijmy to "sztuczne", ale stworzenie pewnych warunków w kreacji takich, żeby można było do rezultatu naszych działań włączać różnego rodzaju przypadki. Jest wiele takich kierunków w sztuce, które przypadek włączają w cały akt tworzenia. Dokładnie tak pracowaliśmy nad "Rozdroże Cafe". Realizując zdjęcia liczyłem na przypadek, liczyłem na to, że przy tak, a nie inaczej pracującej kamerze, przy tak, a nie inaczej prowadzonych aktorach, od czasu do czasu zdarzy się coś bardzo autentycznego i prawdziwego, czego sam nie byłbym w stanie wcześniej wymyślić. To był świadomy zabieg, żeby w tej kreacji dać szansę przypadkowi, dać szansę na to, że zdarzy się coś samo jakby. Oczywiście wiadomo, że dubli było wiele, że szukaliśmy tych momentów, oczekiwaliśmy na te sytuacje, w których coś może się wydarzyć, ale wiele rzeczy sami prowokowaliśmy.

Filmweb: Podczas spotkania z dziennikarzami, jakie odbyło się pokazie filmu na festiwalu w Gdyni, mówił Pan "nie wierzę w filmy, w których wszystkiego do końca dowiadujemy się o bohaterach". Czy mógłby Pan rozwinąć tę myśl?
Leszek Wosiewicz: Nie wierzę w takie filmy bowiem, w moim przekonaniu, są to bajki a nie prawdziwe historie. Do tego dążą telenowele przekazujące widzowi papkę tak uformowaną, że on sam nie ma już żadnego wyboru, czy jakiejkolwiek szansy na ocenę postępowania bohatera. Wszystko zostało kreślone i ocenione już za niego. Widz może jedynie biernie oglądać historię pokazywaną na ekranie.
Wierzę głęboko w to, że sztuka jest bez porównania czymś szerszym niż opowiadanie w prymitywnych sposób historyjek zamkniętych. Sztuka odnosi się do świata, do tajemnicy świata, do tego, co nie jest tak łatwo przenikalne, co zmusza nas do głębszego zastanowienia się, rozejrzenia się wokół siebie. Sztuka, tak naprawdę, inspiruje do szukania wokół siebie prawdy. Takie podawanie historyjek przetrawionych, gotowych, w których wszystko wiadomo nie ma nic wspólnego ze sztuką. Sztuka zawsze odkrywała świat dla ludzi, odkrywała tajemnicę, dawała możliwości różnorodnych interpretacji. Dlatego, zawsze kiery robię film, dążę do tego, żeby można go było interpretować na różnych poziomach i płaszczyznach. W "Rozdroże Cafe" jest wystarczająca ilość informacji by ów film obejrzeć, dwa, trzy, czy pięć razy i za każdym razem widzi się cos innego, coś więcej.

Filmweb: Jednym z elementów filmu, który opisuje tę brutalną rzeczywistość, są piosenki Kazika Staszewskiego. Jak doszło do współpracy z liderem formacji Kult i jak ta współpraca wyglądała? Czy Kazik najpierw napisał piosenki, czy powstawały one już w trakcie realizacji filmu? Jak to wyglądało?
Leszek Wosiewicz: Kiedy wymyśliłem ten film zwróciłem się do Kazika z prośbą o spotkanie i przedstawiłem mu 4-stronicowy zarys scenariusza z propozycją napisania piosenek do tego obrazu. Kazik od razu się zgodził, ale nie od razu rozpoczął pracę. Z różnych powodów nasze drogi rozeszły się na dwa lata. Dopiero po tym czasie spotkaliśmy się ponownie. Ja miałem już gotowy scenariusz "Rozdroże Cafe" i Kazik mógł wreszcie zabrać się za tworzenie piosenek. Przy czym było coś takiego, co Kazik sam już wielokrotnie podkreślał, że kiedy przystępował do pracy nad filmem wydawało mu się, iż napisze kilka prostych piosenek i tyle. W rzeczywistości jednak, nie było to takie proste. Kolejne piosenki faktycznie powstawały dopiero na etapie montażu. Kazik oglądał kolejne fragmenty filmu, długo rozmawialiśmy na temat poszczególnych scen i bohaterów, przy czym ja dokładnie mówiłem o czym chciałbym, żeby była dana piosenka. Kazik korzystał ze scenariusza, dialogów i didaskaliów. Wyjmował to wszystko z tego filmu, że poukładać na nowo we właściwy sobie sposób. Także ta nasza współpraca była bardzo bliska i mocno zintegrowana do tego stopnia, że praca nad tym filmem wytrąciła go z letargu, w którym był i dała mu siłę do tego by tworzyć i pisać nowe piosenki.

Filmweb: Na planie "Rozdroże Cafe" zdecydował się Pan pracować z młodymi aktorami. Wielu z nich, właśnie dzięki udziałowi w Pana filmie mogło zadebiutować na dużym ekranie. W jaki sposób ci młodzi ludzie trafili do Pana. Czy wszyscy zostali wyłonieni w castingu?
Leszek Wosiewicz: Tak. Castingi trwały ponad pół roku. Do każdego z bohaterów miałem po dwie, trzy kandydatury. Te wybrane osoby, jeszcze przed podjęciem przeze mnie ostatecznej decyzji, brały udział w próbach, zdjęciach próbach oraz próbach organizowanych już w gotowej scenografii. Dopiero w ostatnim momencie zdecydowałem się na to, kto powinien wystąpić w filmie i jaką rolę zagrać.

Filmweb: Wcześniej mówił Pan, że zależało mu aby film był jak najbliżej życia, że starał się Pan uczynić z przypadku jeden z elementów pracy nad "Rozdroże Cafe". Rozumiem, że taki sposób pracy na planie odnosił się również do aktorów, którzy mieli czas i możliwości na improwizację.
Leszek Wosiewicz: Oczywiście. Bardzo dużo pracowaliśmy, odbyliśmy wiele prób, ale już na planie zawsze stwarzałem takie warunki, że aktorzy musieli bardzo często improwizować, próbować odnaleźć się w sytuacjach, o których wcześniej nie mówiliśmy bądź których nie zaplanowaliśmy. Poza tym, te role, które odtwarzali, przez cały czas w nich dojrzewały, co zaowocowało nowymi kontekstami. Zdarzało się, że niektóre historie, które wcześniej było drobiazgowo zaplanowane, później ulegały zmianie, bo zmieniał się również bohater, który się w nich pojawiał. Także to cały czas było w bardzo dynamicznym procesie tworzone.

Filmweb: Dziękuję bardzo za rozmowę.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones