Cudownie jest żyć w świecie, w którym otwierasz o poranku oczy i wiesz, że masz władzę tytanki. Już przy kawie włączasz radio i słyszysz, że właśnie pozbawiłaś jakiegoś mości pana kilku milionów złotych. Wystarczyła jedna wypowiedź i cały polski naród (nie tylko w Wa-wie) podniósł głowy, żeby pokonać KACA! Na pierwszy ogień miała pójść Filmoteka Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Zbiór filmowych wyczynów polskich artystów, którzy podarowali swoje filmy internautom, widzom, to nie lada gratka dla spragnionych awangardowych nowości Polaków. Wszystko jest w Internecie! (Może nie wszystko, ale dużo.) Wszystko jest dostępne za darmo! Polska sztuka wideo ostatnich pięćdziesięciu lat została zgromadzona w jednym miejscu i nareszcie udostępniona.
Dotychczas "filmy galeryjne" były jedynie smaczkiem dla wytrwałych "oglądaczy" wystaw, którzy albo odczekali swoje w kolejce po słuchawki w Zamku Ujazdowskim, albo mieli siłę i ochotę spędzić pół dnia w Zachęcie lub np. w CSW Znaki Czasu w Toruniu, żeby zobaczyć takiego Zbigniewa Liberę czy "wygłupy" grupy Azorro. Teraz jesteśmy w krainie mlekiem i miodem płynącej. Jeśli chcesz zobaczyć filmy Żmijewskiego, Yael Barteny, Alicji Żebrowskiej, duetu KwieKulik i wielu wielu innych, wystarczy skorzystać z Google'a. Wszystkie "dziwadła" i "awangardowe wymysły", jak zwykli mawiać klasyczni (antyawangardowi) kinomani, stały się dostępne dla każdego. Przez to utraciły status nieosiągalnych, przeznaczonych jedynie dla "wybranych", którzy nawet w nudnej, bezbarwnej scence wchodzenia nagiej kobiety w betonową kolumnę zobaczą jakość.
Proszę Państwa, cudowne modelki Natalii LL mogą zmysłowo konsumować banany, parówki i lody ("Sztuka konsumpcyjna", 1975) dwadzieścia cztery godziny na dobę. Podobnie Oskar Dawicki, który w swojej błyszczącej marynarce będzie zabawiał wszystkich (nie tylko wybranych czy wytrwałych). Na dokładkę skacząca skandalistka z dziewczęcymi pomponami, czyli groźna dla wszystkich polskich obywateli Katarzyna Kozyra ("Cheerleaderka", 2006). Performence, video, dokumentacje akcji, próbki filmowe, próbki dokumentalne, jednym słowem: sztuki wizualne traktowane przez twardych kinomanów po macoszemu czekają na Państwa!
Miało być również o
Christophie Schlingensiefie, jego niemieckiej trylogii i prowokacjach, w których reżyser m.in. Volksbühne przekonuje wszem wobec, że raka płuc nabawił się przy "Parsifalu" Wagnera. Takie są skutki prawdziwej sztuki. Obok szalonego
Schlingensiefa powinna pojawić się caryca niemieckiej kinematografii
Ulrike Ottinger i jej
"Madame X – Absolutna władczyni" ku chwale krwawej rewolucji. Na dokładkę:
"Portret pijaczki" i
"Dorian Gray w zwierciadle prasy brukowej". Zarówno
Schlingensief, jak i
Ottinger czerpali z popkultury, gromadzili, kolekcjonowali "produkty" innych. Następnie przetwarzali obraz na swoją modłę – doczytywali i dointerpretowywali. Scenariusze
Ottinger to najczęściej "artystyczne bibeloty", w których dialog był punktem wyjścia do poszukiwania obrazu nie tylko w "mądrej reżyserskiej głowie", ale także na zewnątrz, z innymi, których zadaniem podstawowym było krytykować!
"Dorian Gray w zwierciadle prasy brukowej"
Kiedy w 1986 roku film
"Menu Total" Schlingensiefa został pokazany w sekcji Forum na berlińskim festiwalu, wystarczyło dziesięć minut, aby
Wim Wenders (głęboki oddech!), a następnie pięćdziesiąt procent sali opuściło projekcję. Na pokazach
Christopha S. zdarzały się ataki na kabinę projekcyjną, palenie taśmy i pobicia kinooperatora. Widzowie i krytycy po prostu nie byli zachwyceni...
Więc to wszystko miało być, ale nie będzie, bo to tylko teoria, i nic poza tym. Była teledebata reżyserki i krytyka. Był mocny oddźwięk w sieci – od Facebooka, po Gazetę. Pojawiły się memy, motta, hasełka, grupy poparcia i grupowe zachęty "żeby się wstydzić". Później zobaczyliśmy szalonego scenarzystę, który bije się w pierś w publicznej telewizji, że to, co w filmie, to prawda przenajświętsza! (No bo jaka inna!). Teraz mamy SĄD... POZEW DO SĄDU o stratę majątkową, która sięga kilku milionów złotych. Krytyk powiedział, że film jest zły, że mu się nie podoba, że przypomina nowotwór. Jest prostacki, stereotypowy i pachnie trucizną, którą trzeba powstrzymać. Takie wypowiedzi to "wycieczki osobiste", które przypominają wtykanie polskiej flagi w psią kupę i przygniatanie JPII meteorem. Tylko czekać, jak padnie ochrona uczuć religijnych, plus ochrona uczuć osobistych (?), plus ochrona dziecka jedynego, filmu nowo narodzonego (?).
"Menu Total"
Cudownie jest żyć w świecie, w którym o poranku otwierasz oczy i wiesz, że masz władzę tytanki. Już przy kawie włączasz radio i słyszysz, że właśnie pozbawiłaś jakiegoś mości pana kilku milionów złotych. Wystarczyła jedna wypowiedź i cały polski naród podniósł głowy, żeby pokonać KACA! Około godziny 9.00 zawsze dopada cię myśl, że filmowe pisanie ma moc "gorejącego krzaka", którego widział tylko Mojżesz. Piszesz źle o polskim kinie i ono biedne nie może się podnieść z kolan (klęczek może lepiej) od dwudziestu lat. Obiad to już tylko perwersyjne uzupełnianie "księgi osobistych wycieczek". Koło wieczoru szybki wgląd w "teczki" twórców, przede wszystkich młodych, bo tych boli każdy kawałek ich delikatnego ciałka. Przed snem już tylko słodycze – krótka (20 min) projekcja filmiku fatalnej jakości, tak żeby rankiem wczesnym lać pomyje za pośrednictwem nowiutkiego komputera marki ****, kupionego za te grube miliony zarobione poprzedniego dnia!
Dla pewności, wszem wobec – chciałam, żeby tytuł tekstu odnosił się do filmu
Louisa Malle'a, choć w sumie nie wiem do końca dlaczego... A wspomnienie krytycznych uwag a propos
Schlingensiefa oznacza, że krytyka może Wam jeszcze pokazać!