Wywiad

W Polsce kręci się szybko i tanio - mówi Sławomir Fabicki

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/W+Polsce+kr%C4%99ci+si%C4%99+szybko+i+tanio+-+m%C3%B3wi+S%C5%82awomir+Fabicki-32091
Dlaczego tak trudno umówić się z panem na wywiad, nie lubi pan dziennikarzy?
Sławomir Fabicki: Lubię tych którzy, przygotowują się do wywiadu. Jeżeli chcą rozmawiać o filmie, muszą go najpierw obejrzeć. Niestety z tym profesjonalnym podejściem bywa bardzo różnie.

Polscy filmowcy kochają robić filmy o patologii, po czym okazuje się, że nie potrafią wiarygodnie sportretować środowiska, którego tak naprawdę nie znają. Pan w "Z odzysku" kreśli przekonujący portret bohaterów.
Nie uważam, żeby mój film pokazywał patologię. To raczej portret ludzi odrzuconych, którzy nie potrafią sobie w życiu poradzić. Mój bohater trafia w środowisko drobnych gangsterów, ale nie jest to patologia w ogólnym rozumieniu tego słowa. Ja znajduję sobie fragment rzeczywistości, który mnie interesuje i na jego podstawie buduję historię. Wybrałem takie, a nie inne realia, ponieważ opowieść w nich osadzona wydała mi się bardziej wyrazista, a motywacje bohatera silniejsze. Wojtek chcąc pomóc swojej ukochanej Katii, emigrantce z Ukrainy, decyduje się wkroczyć na ścieżkę zła. Wiadomo, że gdyby był przedstawicielem klasy średniej i miał dobrą pracę, pewnie nie miałby takich dylematów. Ale tak naprawdę to jakiego dokonuje wyboru, wynika z jego niedojrzałości.

Fascynuje pana zło?
Raczej ludzie, którzy stykają się ze złem i w jakiś sposób muszą się do tego zła odnieść, bronić się przed nim lub mu poddać. Interesuje mnie człowiek postawiony pod ścianą.

"Z odzysku" był pokazywany na zagranicznych festiwalach. Nie bał się pan, że po obejrzeniu filmu zagraniczni widzowie będą mieli taki obraz Polski?
Na festiwalu w Cannes pytano mnie, czy tak wygląda Polska, ale to były nieliczne głosy. Większość ludzi skupiała się na historii i na walce, którą bohater toczy sam ze sobą. Dla nich uniwersalność tematu i wyborów podejmowanych przez Wojtka była najważniejsza. Ludzie wszędzie mają podobne problemy.

Jak się czuje człowiek, który zdobywa nagrodę na festiwalu w Cannes, a w Polsce nie może znaleźć dystrybutora?
Nie było problemów ze znalezieniem dystrybutora. Po prostu producent szukał takiego, który zaproponuje najlepsze warunki. Prowadziliśmy rozmowy z wieloma polskimi dystrybutorami.

Kiedy film pokazano na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych Gdyni, nie był jeszcze w oficjalnej dystrybucji.
Na 90 procent było wiadomo, że dystrybutorem będzie Kino Świat. Natomiast film bardzo szybko po Cannes znalazł dystrybutora francuskiego. Premiera francuska odbędzie się prawdopodobnie w styczniu 2007.

Czuł się pan zawiedziony, kiedy "Z odzysku" nie zdobył żadnej znaczącej nagrody w Gdyni?
Nie mogę być zawiedziony, bo film to nie jest matematyka. Ocenia się go poprzez swoje odczucia. Widocznie temu jury film się nie podobał. Ja już nie mam 17 lat, więc staram się do tego podchodzić z dystansem. Bardziej zależy mi na polskim widzu, to jego reakcja tak naprawdę mnie ciekawi.

Kilka tygodni po Gdyni pana film ogłoszono polskim kandydatem do Oscara? Czy to nie jest trochę dziwne?
Trochę tak, ale nie staram się tego pojmować w sposób rozumowy, bo to nie miałoby sensu. Ludzie zasiadający w komisji stwierdzili, że mój film będzie najlepszym reprezentantem w wyścigu po nominację do Oscara. Dla mnie to jest tylko szczęście i duma. Już pierwsza nominacja do Oscara za film "Męska sprawa" była dowodem, że to co robię jest doceniane i wskazówką, żeby robić to dalej.

Podczas pracy nad "Męską sprawą" miał pan spore problemy ze zgromadzeniem budżetu. "Z odzysku" wyprodukował Piotr Dzięcioł z Opus Film, więc chyba tym razem było łatwiej.
Oczywiście, że było łatwiej. Z Piotrem współpracowało mi się bardzo dobrze, bo on nie oszczędzał, wiedział, że czasami trzeba coś dołożyć, żeby efekt był lepszy. Natomiast zawsze trzeba umieć pójść na kompromis. Z góry wiadomo, że nie będzie się miało tylu pieniędzy, ile potrzeba na film.

Pański producent powiedział w jednym z wywiadów, że przyszedł pan do niego z bliznami z poprzednich produkcji i dlatego był pan nieufny.
Coś w tym jest. Niestety w Polsce pokutuje przekonanie, żeby robić szybko i tanio. Poświęca się mało czasu na dokumentację, na zdjęcia próbne, czy szukanie lokacji. Potem bardzo szybko trzeba film skończyć, zmontować i udźwiękowić. Takie tempo narzucone jest również na etapie postprodukcji, więc często powstają filmy "niedorobione".



Sławomir Fabicki


Mówi pan, że wolno pracuje, na czym to polega?
Zdjęcia do "Z odzysku" miały się zacząć jesienią 2004 roku, ale ponieważ nie udało się zgromadzić funduszy, przełożyliśmy zdjęcia na wiosnę 2005. Czasami wolę sobie odpuścić pewne rzeczy, żeby mieć czas na zebranie większych pieniędzy. To jest tak zwana dramaturgia kosztów. Jest również coś takiego jak dramaturgia scenariuszowa. W przypadku "Z odzysku" do realizacji doszła dopiero ósma wersja scenariusza, ale według mnie tak właśnie powinno to wyglądać. Nie wierzę, że za pierwszym razem można napisać genialny tekst. Póki jest czas trzeba dopracowywać wszystko w najmniejszych szczegółach.

Czy po stworzeniu przez Polski Instytut Sztuki Filmowej nowych modeli finansowania odczuwa pan, że teraz młodzi filmowcy mają łatwiej?
To się wszystko okaże. Narzędzia i warunki są, pytanie tylko, czy one pomogą debiutantom i filmom trudniejszym. Mam nadzieję, że tak, bo w Polsce musi być miejsce na każdy rodzaj kina.

Zdaje pan sobie sprawę, że realizując dramaty społeczne być może nigdy nie odniesie pan spektakularnego sukcesu finansowego.
Pewnie nie, ale ja nie staram się nikomu schlebiać. Nie robię mojego filmu dla tak zwanego widza kasowego.

A dla kogo?
Dla widza, który nie szuka w kinie tylko rozrywki. Dla widza, z którym chciałbym prowadzić dialog, pokazać mu problemy, które mnie nurtują, zadać pewne pytania. Chciałbym aby po wyjściu z kina pomyślał trochę o moim bohaterze. Zastanowił się nad pytaniem jak ja sam zachowałbym się w podobnej sytuacji.

Czy gdyby pojawiła się propozycja zrobienia czegoś lżejszego, takiego kina z gatunku lekkie, łatwe i przyjemne, skorzystałby pan z niej?
Wszystko zależy od scenariusza, jeśli byłby interesujący i miałby ciekawe postacie, to oczywiście, że tak.

Czy pana następny projekt to będzie właśnie takie kino?
Mam w głowie dwa projekty. Jeden to oparta na faktach historia młodego Belga narodowości niemieckiej, który został wcielony do Wehrmachtu i w 1944 r. pacyfikował Powstanie Warszawskie. Mimo że jest zmuszany do popełniania zbrodni i bycia złym, to jednak próbuje zachować człowieczeństwo i odpokutować złe czyny.

Czyli raczej przedsięwzięcie niekomercyjne.
Myślę, że będzie to film komercyjny, przede wszystkim bardzo widowiskowy jeśli chodzi o batalistykę.

Ile będzie kosztował?
Powinien kosztować 10 mln euro. Będę szukał producenta niemieckiego, bo film będzie w 70 proc. opowiadany po niemiecku.

A drugi projekt?
Chodzi mi po głowie kino familijne dla dzieci i rodziców. Mam dwoje dzieci i na razie nie mogą zobaczyć nic z tego, co nakręciłem. Według mnie w Polsce jest nisza, jeśli chodzi o kino dla młodego widza. Produkcje, które powstają unoszą się piętnaście metrów nad ziemią i pokazują jakiś nierzeczywisty świat. Moja córka nie chce tego oglądać. Dzieci muszą identyfikować się z bohaterami, muszą widzieć, że takie samo podwórko mam pod blokiem, ta szkoła wygląda tak jak moja, chodzę do podobnej klasy. Jeśli tego nie ma, od razu przełączają na inny kanał. To zdecydowanie najbardziej brutalny widz.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones