Relacja

WFF 2011: Dzień pierwszy

Filmweb /
https://www.filmweb.pl/article/WFF+2011%3A+Dzie%C5%84+pierwszy-78578
Każdy miłośnik kina wie, że od wczoraj w stolicy nie liczy się nic poza 27. Warszawskim Festiwalem Filmowym. Znamy takich, którzy rzucają swoje zawodowe obowiązki, by tylko nie przegapić żadnej nowości na ekranie - na obejrzenie większości z nich szansy może już więcej nie być.

Oficjalne otwarcie 27. edycji WFF uświetnione zostało uroczystym pokazem "Ósmej strony" w reżyserii Davida Hare'a. W roli głównej wystąpił w nim Bill Nighy. Obaj panowie są gośćmi festiwalu. Oprócz tego widzowie mogli obejrzeć już wczoraj kilkadziesiąt filmów z tegorocznego repertuaru.

Poniżej prezentujemy Wam recenzje filmów, które można było wczoraj zobaczyć w Multikinie Złote Tarasy i Kinotece.


***
"Ósma strona"

Na próżno szukać w filmie podnoszących poziom adrenaliny pościgów. Nie znajdziemy tu akrobatycznych popisów, niesamowitych gadżetów, a jedyna śmierć, której jesteśmy świadkiem, nastąpiła z przyczyn naturalnych. Wszystko dzieje się tu typową angielską flegmą. A jednak intryga jest gęsta, podjazdowa wojna –  prowadzona w sposób bezwzględny i brutalny, a i ofiar jest całkiem sporo. WIĘCEJ

"Podmuch miłości"

"Podmuch miłości" zaskakuje ciepłem i delikatnością, z jaką ukazane zostają narodziny miłości. Pang Ho-Cheung świetnie wyczuł, co najlepiej zadziała na dużym ekranie. Oglądając bohaterów, możemy niemal fizycznie odczuć ich emocjonalne zmagania, jakbyśmy byli uczestnikami wszystkich wydarzeń. WIĘCEJ


Nie można odmówić filmowi zrealizowanemu przez Yan Yan Mak i Clementa Chenga piękna i nostalgicznego klimatu. Twórcy pieczołowicie splatają sieć losu, w którą schwytani są bohaterowie. Konsekwencje podjętych decyzji ukazane są bez histerii, a portrety jednostek nakreślono delikatnymi, acz pewnymi ruchami. Historia Eve wzruszy każdego, podobnie jak opowieść o Allenie i Merry. WIĘCEJ


Film udanie pokazuje inercję, z jaką działa system, konformizm każdego z ludzi z osobna. Mówi sporo o metawymiarze takich katastrof, jak w Czarnobylu. Nie docieka "prawdziwych" przyczyn: kto zawinił, jak mogło do czegoś takiego dojść. I choć wokół w strojach, scenografii itd. wyraźnie materializuje się Związek Radziecki lat 80., to opowieść udaje się zuniwersalizować do wymiaru ogólnoludzkiego. WIĘCEJ


Obraz Baldvina Zophoníassona z całą pewnością może się spodobać. Bo też ma wiele atutów. Wszyscy młodzi bohaterowie budzą od pierwszej chwili sympatię. Fabuła prowadzona jest szybko, z werwą, pełno w niej ciepłego humoru, ale bez ignorowania smutków, frustracji i tragedii. To taka ułagodzona wersja brytyjskiego serialu "Kumple". Mocną stroną są młodzi aktorzy, którzy z rozbrajającą naturalnością wcielają się w swoich bohaterów. Nie mam żadnych wątpliwości, że podczas pracy na planie świetnie się bawili. WIĘCEJ


Bohaterem francuskiego dokumentu "Orędownik gejowa" jest Bruce La Bruce – osoba uchodząca w niektórych kręgach za filmowego reżysera lub nawet artystę. Osobiście nie mam o nim  najlepszego zdania. Zawsze widziałem w nim raczej pornografa, który nie chce się przyznać do tego, co robi, i wszystkim, łącznie z sobą samym, wmawia, że jest kimś więcej niż w rzeczywistości. Dlatego też z chęcią obejrzałem film z nadzieją na konfrontację tego, co o nim wiedziałem, z tym, co twórcy dokumentu postanowili ukazać. WIĘCEJ


Pod względem formalnym pełnometrażowy debiut Ruslana Paka przypomina naszego "Pitbulla". Kręcony z ręki na cyfrze "Hanaan" jest chropowaty i brzydki (miało to zapewne spotęgować wrażenie ekranowego realizmu). Kamera wydaje się podłączona do bohaterów – jej ruchliwość i "roztrzęsienie" zależą od emocji, jakich akurat doświadczają. Gdy Stas wpada w furię i biegnie z pięściami w kierunku dilera odpowiedzialnego za śmierć jego przyjaciela, obraz niemalże rozmazuje się.

Film Paka ma najwięcej energii w scenach portretujących betonową dżunglę, gdzie na każdym kroku czają się albo narkomani, albo bandyci. W tym świecie nie ma miejsca dla kobiet, które pojawiają się głównie w świńskich relacjach z marzeń sennych bohaterów. WIĘCEJ


Reżyser przyjął też zupełnie nietypową perspektywę – to nie on wybiera ujęcia, wypowiedzi, montuje sceny, dbając o to, by jego bohater wypadł jak najlepiej, by wydał się widzowi interesujący, to raczej Juan Carlos Godoy sprytnie zarządza treścią i tempem filmu. Kamera tylko za nim podąża, a jemu samemu pozwala po prostu być. Władza bohatera nad twórcą i widzem sięga jeszcze dalej. Film wręcz drwi z przyzwyczajeń podglądacza, oczekującego ciekawego wycinka rzeczywistości, przemycającego to, co w pierwszej chwili ukryte. WIĘCEJ


Ramy filmu wyznaczają tytułowe akty miłosierdzia, które polscy katolicy zwykli nazywać uczynkami miłosiernymi względem ciała. Choć poszczególne akty stanowią kolejne rozdziały historii Luminity, reżyserzy odżegnują się od prostej religijnej interpretacji. (...)
De Serio powiadają nieśmiało, że w świecie pozbawionym elementarnych zasad da się jeszcze znaleźć w ludziach pokłady bezinteresownego dobra. Podoba mi się ten ostrożny optymizm. WIĘCEJ

Film nie ma w zasadzie żadnych wartości artystyczny. Za to gwarantuje sporo rozrywki, jeśli rzecz jasna lubicie prezentowany w nim humor. Akcja filmu skacze to w przód to w tył, stopniowo ujawniając historię wszystkich pięciorga bohaterów. (...) Do tego dochodzą nagłe zawieszenia akcji i zaskakująco zabawne scenki rodzajowe uwalniające napięcie. WIĘCEJ


"Prześladowcy" to dość typowe kino SF z Korei. Cechami charakterystycznymi jest rozmach historii łączony z osobistą perspektywą okraszoną odrobiną absurdu. Z jednej strony film sprawia wrażenie, jakby był nakręconym z wielkim zadęciem widowiskiem. Z drugiej, twórcy wcale nie epatują niesamowitymi efektami specjalnymi. Wszystko ma tu wymiar bardziej osobisty, co wzmacnia tylko zaangażowanie widza w śledzenie rywalizacji głównych bohaterów. WIĘCEJ


Stylizowana na seriale policyjne pokroju "CSI" czołówka narzuca dynamiczny rytm historii. Ruchliwa kamera zagląda do slumsów, wciska się w ciasne alejki, wędruje za Rajeshem i jego doborową ekipą. Wątek kryminalny wydaje się nadrzędny wobec innych, na szczęście z niezłym efektem "pracuje" na marginalizowane warstwy filmu. WIĘCEJ


Autorki dokumentu wykonały kawał solidnej pracy. Nie dość, że przedstawiły Jezusów w ich środowiskach, nakreśliły ich historię, przedstawiły ich przekaz i zrobiły to w niebanalny sposób, to przy okazji opowiedziały bardzo dużo o ich wyznawcach, czyli ludziach,  którzy potrzebują obecności Jezusa na co dzień. WIĘCEJ


Podobnie jak z "Zatoki delfinów", z "Eko-pirata..." dowiemy się paru faktów o wyjątkowej inteligencji naszych morskich braci, więc sceny, na których są oni mordowani, tym mocniej poruszą nasze emocje. Cała historia nie wydaje się na siłę udramatyzowana, ale w miarę obiektywnie przybliża nam kolejne epizody walki Watsona przeciw nielegalnym połowom. WIĘCEJ

"Buck"

W sielankowej opowieści o niestereotypowym kowboju, dla którego wrażliwość jest tak uniwersalnym kluczem do rozwiązywania problemów, jak kopniak z półobrotu dla Chucka Norrisa, na ziemię sprowadza widza epizod z psychopatycznym koniem. (...) Klasyczny w formie, sprawnie uszyty dokument ogląda się bardzo przyjemnie. WIĘCEJ


Pozbawiona psychologicznego prawdopodobieństwa opowieść jest jednocześnie abstrakcyjna i bardzo intymna. Xiao-Zhun nie ma nic przeciwko wchodzeniu w rolę "innej", a bezimienny chłopak nie widzi problemu w ogromnym niedopowiedzeniu, które w ten sposób powstaje. WIĘCEJ

"Lena"

Po obejrzeniu już kilkunastu filmów 27. Warszawskiego Festiwalu Filmowego, muszę powiedzieć, że holenderska "Lena" zalicza się do tych, które najbardziej przypadły mi do gustu. Mimo kilku wad i schematycznego zakończenia ten portret młodej dziewczyny jest jak najbardziej wart obejrzenia. WIĘCEJ


Zaprzęgnięta w służbę fascynującej historii forma – animacja w większości rysowana ręcznie, inteligentnie wykorzystująca CGI w początkowych partiach filmu – nadaje jej rangę małego dzieła sztuki. Na przypominających akwarelowe obrazki tłach ożywają kolejne, cudownie animowane postaci. Wszystkie jak ze snu. Będziecie go śnić długo po opuszczeniu kina. WIĘCEJ


Goldovskaya była dobrą przyjaciółką reporterki. Udało jej się namówić Politkowską na zwierzenia, na które tamta nie zgodziłaby się na pewno przed nikim innym. Przed kamerą padają słowa dotyczące zarówno spraw zawodowych (Nie jestem dziennikarką, jestem cywilem) jak i prywatnych. Politkowska opowiada o swoim nieudanym małżeństwie, dzieciach oraz nowej miłości. Z dokumentu wyłania się portret drobnej, skromnej kobiety, która nagle znalazła w sobie siłę, by mówić i pisać o tym, co dla innych było tematem tabu. Jej teksty były często krytykowane przez kolegów po piórze (Siedziało w nich za dużo emocji – powiada znajomy redaktor naczelny), ale zawsze spotykały się z szerokim odzewem. WIĘCEJ


Greg Zgliński rozgrywa te poważne dylematy w kompletnie nieefekciarskich scenkach, bez cienia zadęcia i maniery (...). Wszystko u niego jest bardzo zwyczajne: postacie, ich otoczenie. Jest tu podmiejski dom – ani specjalnie biedny, ani bogaty, mała firma z reklamą na płocie, jest kościół i szpital. Wszystko to bez serialowego make-upu, ale i bez prześmiewczego przerysowania. Podmiejska egzystencja w jej realistycznych barwach, czyli rzecz, która bardzo rzadko pojawia się w naszym kinie. Twórcę należy docenić za wnikliwą obserwację rzeczywistości, jak również precyzyjny scenariusz (napisany wraz z Januszem Margańskim). WIĘCEJ

"Kwarantanna"

Iracka "Kwarantanna" z całą pewnością nie należy do łatwych filmów. To kino symboliczne przeznaczone dla osób, które interesują się sytuacją na Bliskim Wschodzie –  i co więcej, już coś na ten temat wiedzą. WIĘCEJ


Film oferuje o wiele więcej niż dokumentację niszowego zagadnienia. To piękny, poetycki opis ginącej sztuki i ludzi, którzy starają się zachować tradycję, a także rozwinąć ją o nowe elementy. (...) To  kilkadziesiąt minut na zanurzenie się w świat słabo większości z nas znany, ale  przefiltrowany przez spojrzenie europejskich twórców staje się przyjemny w odbiorze i wydaje dość zrozumiały.  WIĘCEJ


"Majid" z całą pewnością wart jest obejrzenia ze względu na przemycone w nim informacje o marokańskim społeczeństwie, ale powinny się na niego wybrać wyłącznie osoby świadome okrutnego przesłania filmu. WIĘCEJ


Doceniony na festiwalu w Karlowych Warach "Cygan" stanowi całkiem interesującą próbę stworzenia wnikliwego portretu społeczności współczesnych Romów. Film Martina Šulíka okazuje się najbardziej przekonujący, gdy reżyser przestaje się skupiać na perypetiach swoich bohaterów, a kamera pokazuje zubożały słowacki krajobraz czy przygląda się z bliska zwykłym ludziom. WIĘCEJ





Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones