Wywiad

Warszawski Festiwal Filmowy na półmetku!

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Warszawski+Festiwal+Filmowy+na+p%C3%B3%C5%82metku-31405
22. Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy właśnie przekroczył półmetek, najwyższa zatem pora pokusić się o pierwsze podsumowanie ostatnich 5 dni, które nasza redakcja spędziła praktycznie w kinie. :)

Przede wszystkim nie zawodzi kino europejskie. Produkcje z krajów byłej Jugosławii, Rumunii, Czech, czy Rosji w większości przypadków spotykają się z bardzo dobrym przyjęciem publiczności. Mamy nadzieję, że pójdzie za tym zainteresowanie rodzimych dystrybutorów i niebawem takie tytuły jak "Dryfowanie", czy "Posterunek graniczny" będą mogli obejrzeć nie tylko bywalcy filmowych festiwali. Zwodzą jednak filmy, które na długo przed festiwalem typowane były jako jego faworyci. Oczekiwane przez wielu "Źródło" Darrena Aronofsky'ego, mimo doskonałej oprawy audiowizualnej, nie spotkało się z ciepłym przyjęciem warszawskiej publiczności podobnie jak "Szaleni" Jana Svankmajera, którzy mimo inspiracji twórczością Poego i De Sade'a okazali się dziełem zwyczajnie męczącym. [MK]

Najwięcej kontrowersji wzbudzają zapewne dwie sekcje - konkursowa "Nowe filmy, nowi reżyserzy" oraz "Odkrycia - wizje współczesnego świata". W obu znaleźć można dzieła twórców bliżej nieznanych szerszej publiczności, obie stanowią swoistą loterię. Bywa, że przegrywa się na niej z kretesem. Tak było w moim przypadku na seansach opisywanego wczoraj "Przebudzenia" oraz "Krwi", o której nieco więcej przeczytacie poniżej. Zdarzało mi się jednak trafiać doskonale i nawet jeżeli nie była to główna wygrana, to i tak podczas seansu solidnie się obłowiłem. Do takich niespodziewanych wygranych zaliczam opisywany w pierwszej festiwalowej relacji "Taki piękny kraj" oraz obejrzany wczoraj "Kontakt". [PM]


Jednym z rozczarowań tegorocznej imprezy okazała się dla mnie projekcja animowanego komputerowo "Uwolnić słonia" - druga w kolejności najdroższa produkcja norweskiej kinematografii, której pokaz uświetni ceremonię zakończenia Warszawskiego Festiwalu Filmowego.

Roy Arnie ma marzenie. Kiedyś będzie miał swój własny cyrk, który podbije świat. Dziś jednak pracuje jako stajenny w upadającym, wędrownym rosyjskim cyrku mistrza ringu Stromowskiego. Pewnego dnia z cyrku ucieka uzależniony od leków i narkotyków słoń Jimmy, w którego ciele Arnie ukrył narkotyki warte milion dolarów. Zaczyna się szalona pogoń za słoniem. Ze względów ideologicznych szuka go zwariowana grupa aktywistów walczących o dobro zwierząt. Szkoccy myśliwi uważają, że jego głowa wyglądałaby nieźle na ich ścianie. Lapońska mafia, najniebezpieczniejsi ludzie z północy, chcą go zabić dla pieniędzy. Jedyną szansą Jimmy'ego jest pewien łoś, z którym zaprzyjaźnia się po drodze.



Kadr z filmu 'Uwolnić słonia'


Bardzo wiele obiecywałem sobie po tym filmie. Oryginalny, pełen ciekawych pomysłów i oryginalnych bohaterów scenariusz, solidny - jak na europejskie warunki - budżet oraz doskonałe wyniki finansowe w rodzimej Norwegii dawały nadzieję na kinowy przebój. Niestety, "Uwolnić słonia" mimo możliwości drzemiących w pomyśle i sposobie wykonania okazał się produkcją o niewykorzystanym potencjale.

W obrazie Christophera Nielsena zabrakło przede wszystkim humoru. Film, wbrew pozorom, jest średnio zabawny, a jego bohaterowie - za wyjątkiem lapońskich gangsterów - mało śmieszni. Zawodzą również dialogi. Widzowie przyzwyczajeni do wpadających w ucho kwestii, jakie cechowały choćby "Shreka", nie usłyszą ich w "Uwolnić słonia". A szkoda, bowiem film adresowany jest do widzów pełnoletnich (znajdziemy w nim między innymi całkiem śmiałą, jak na animację, scenę erotyczną) i scenarzyści mogli wykazać się nie tylko upiększaniem dialogów niezliczoną ilością przekleństw, ale również solidną dawką "dorosłego" humoru.

Norwescy producenci wiążą duże nadzieje z "Uwolnić słonia". Film niebawem trafi na rynki angielskojęzyczne i z myślą o nich nagrano nowy dubbing, w którym głosów głównym bohaterom udzieli m.in.: Woody Harrelson, Kyle MacLachlan, Samantha Morton i Jim Broadbend. Obawiam się jednak, że mimo gwiazdorskiej obsady zachodnia publiczność przyzwyczajona do dopracowanych w najdrobniejszych szczegółach produkcji studia Pixar może nie zachwycić się odrażającym i w sumie niesympatycznym światem wykreowanym przez Christophera Nielsena. [MK]


Niesamowite wrażenie zrobił natomiast na mnie duńsko-amerykański dokument "Duchy z Cité Soleil". Produkcja Asgera Letha, której realizacja trwała ponad 2,5 roku przeraża, fascynuje, a jednocześnie budzi autentyczny podziw dla jej twórcy, któremu udało się nie tyko zrealizować film, ale - co najważniejsze - pozostać przy życiu.

Tytułowe Cite Soleil to dzielnica slumsów miasta Port-au-Prince na Haiti przez ONZ uznana za najniebezpieczniejsze miejsce na Ziemi. Na niespełna 2 km kw. mieszka ponad 300 000 ludzi. Siły bezpieczeństwa nie mają tu wstępu. W Cite Soleil rządzą zbrojne bandy. Filmowcom udało się dotrzeć do serca getta i opowiedzieć o dwóch braciach - 2Pacu i Bilym, przywódcach gangów ze slumsowej armii prezydenta Jeana-Bertranda Aristide'a. Jeden chce walczyć po stronie prezydenta, drugi chce wolności.

Asger Leth, syn duńskiego filmowca Jorgena Letha, który kilka lat temu współpracował z Larsem von Trierem przy "Pięciu nieczystych zagraniach", w swoim dokumencie przedstawia niezwykły, niosący bezpośrednie skojarzenia z głośnym "Miastem boga" świat, w którym nie obowiązują żadne reguły. Bohaterowie "Duchów z Cite Soleil" nie wierzą w boga, nie wyznają żadnego gangsterskiego kodeksu, a choć są braćmi w pewnym momencie stają się śmiertelnymi wrogami. Na terenie slumsów liczy się tylko siła, a w Cite Soleil - jak mówi 2Pac - nikt nie żyje długo.



Kadr z filmu 'Duchy z Cite Soleil'


Co jednak najbardziej przeraża w obrazie Letha to fakt, że nie ma sposobu aby zmienić tę sytuację. Slumsy zamieszkuje kilkaset tysięcy ludzi, z którymi rząd nie wie co zrobić. Walki z gangami zależą od tego, kto akurat jest przy władzy. Jeśli umacnia się pozycja prezydenta Aristide'a, wtedy na sile zyskują wspierane przez niego gangi, jeśli opozycja, do akcji wkracza policja rozsyłając listy gończe.

2Pac i Bily reprezentują dwie różne osobowości i dwa różne sposoby na życie. Pierwszy jest charyzmatycznym przywódcą i muzykiem wierzącym, że rap może stać się elementem walki z urzędującym prezydentem. Bily jest natomiast członkiem Lavalas - sił wiernych Jean-Bertrandowi Aristide. Jorgen Leth w swoim filmie udowadnia, że w przypadku mieszkańców slumsów żadna z tych opcji nie ma większej przyszłości. Gangi stają się potrzebne tylko wtedy, gdy prezydent zmuszony jest do walki o władzę. Gdy tylko umocni swoją pozycję zapomina o dawnych sojusznikach, a mieszkańcy Cite Soleil zostają zostawieni sami sobie.

"Duchy z Cité Soleil" zwracają na siebie uwagę również swoją stroną audiowizualną. Ciekawie nakręcony przy użyciu różnych rodzajów taśmy i zmontowany film ilustrowany doskonałym haitańskim hop hopem (za muzykę odpowiedzialny był Wyclef Jean, jeden z filarów grupy The Fugees) ma duże szanse na sukces nie tylko wśród festiwalowej publiczności. [MK]


Najbardziej odjechanym filmem tegorocznego festiwalu jest - jak twierdzi Stefan Laudyn - "Płonący facet" Sławomira Grunberga i Ewy Pięty. Premiera tego niezwykle zabawnego dokumentu odbyła się na Warszawskim festiwalu Filmowym.

"Płonący facet" opowiada historię grupy artystów - między innymi filmowców i członków formacji Łódż Kaliska - którzy ubiegłego roku wybrali się do Newady by wziąć udział w wyjątkowym happeningu. Od 20 już lat raz do roku dziesiątki tysięcy ludzi zmierzają na Pustynię Czarnej Skały by wziąć udział w imprezie o nazwie Burning Man. Na kilka dni pustynia zmienia się w tętniące życiem miejsce neopogańskiego rytuału, w którym uczestniczą biznesmeni i studenci, twórcy programów komputerowych i byli hipisi, a granice wieku i stopnie zamożności zostają tam całkowicie zatarte. Finałem imprezy jest spalenie kilkumetrowej kukły symbolizującej mężczyznę.



Kadr z filmu 'Płonący facet'


Sławomir Grunberg, polski reżyser, producent i operator od wielu lat mieszkający i pracujący w USA w "Płonącym facecie" postanowił pokazać wyjątkową, spontaniczną atmosferę podczas festiwalu Burning Man. Z dokumentu dowiemy się, co prawda, jak doszło do powstania imprezy, ale już jej cele (a każdego roku impreza odbywa się pod innym hasłem), czy organizacja pozostają poza obiektywem kamery. Grunberga interesuje niezwykły klimat towarzyszący imprezie - chyba jedynym miejscu, gdzie członkowie grupy Łódź Kaliska mogli namówić 18 000 do jednoczesnej jazdy nago na rowerach. Reżyser opowiada o ich pracy nad operą, ale skupia się również na relacjach pomiędzy uczestnikami wyprawy między innymi pokazując narodziny miłości pomiędzy niektórymi z nich.

"Płonący facet" został bardzo dobrze przyjęty przez festiwalową publiczność, która podczas projekcji żywiołowo reagowała na wydarzenia pokazywane na ekranie, a po seansie nagrodziła film hucznymi oklaskami. Niewykluczone, że film Grunberga i Pięty wyjedzie z Warszawy z jedną z festiwalowych nagród. [MK]


Kiedy przeczytałem w festiwalowym katalogu, że Amat Escalante pracował jako asystent Carlosa Reygadasa, miałem złe przeczucia. Reygadas to jeden z tych filmowców, którym wydaje się, że filmowanie przez pół godziny kałuży zrobi z nich następców Tarkowskiego. Escalante w swojej "Krwi" podąża na szczęście nieco innym tropem. Nie znaczy to jednak, niestety, że udało mu się zrobić dobry film.



Kadr z filmu 'Krew'


Główny bohater, Diego, zdaje się być wyprany z wszelkich emocji. Równie beznamiętnie wykonuje swoją idiotyczną pracę, co uprawia seks z żoną. Kiedy córka z pierwszego małżeństwa kontaktuje się z nim poszukując pomocy, jego twarz nie zmieni wyrazu ani na chwilę.

"Krew" opowiada o marazmie, braku porozumienia i nudzie. Fabuła w całości składa się z pustych, jałowych momentów oraz zmarnowanych chwil. Stworzenie z takiego materiału zajmującego kina udało się do tej pory bodaj tylko Jarmuschowi. Escalante nie ma jednak odpowiednio rozbudzonego zmysłu do absurdalnych sytuacji. Owszem, jest w jego dziele kilka scen nasyconych ponurą groteską, ale w innych momentach to czarne, prześmiewcze ostrze uderza całkowicie niezgodnie z intencjami twórcy. Ulepić film z niczego, opowiedzieć niemalże nie otwierając ust - to wielka sztuka. Budowanie z materiałów, którymi gardzą uznane filmowe autorytety, przypomina wznoszenie domu z odpadków. W podobnej hałdzie śmieci można buszować do woli, ale jeden fałszywy ruch i wszystko zacznie się osypywać. Tak jak w ostatniej scenie "Krwi", rozgrywającej się właśnie na wysypisku. [PM]



Filmy o ludziach, filmy dla ludzi - program 22. WMFF [2006-09-19]
Howdy Partners! Borat gwiazdą pierwszego dnia WMFF! [2006-10-07]
Elektryczny orgazm: Warszawskiego Festiwalu dzień drugi [2006-10-08]
Czeskie kino w formie: Trzeci dzień Warszawskiego Festiwalu [2006-10-09]
Dryfowanie przez życie: czwarty dzień 22. WMFF [2006-10-10]

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones