Wywiad

Wielkie kino na Warszawskim Festiwalu Filmowym

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Wielkie+kino+na+Warszawskim+Festiwalu+Filmowym-31471
22. Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy powoli zbliża się do końca. Przed nami jeszcze tylko dwa dni projekcji, podczas których nie zabraknie jednak niezwykle obiecujących tytułów. Między innymi dziś zostanie pokazana aktorsko-animowana "Księżniczka" Andersa Morgenthalera - jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie obrazów prezentowanych na tegorocznym festiwalu.

To jednak dopiero przede mną, a wczoraj miałem okazję obejrzeć osławioną "9 kompanię" Fiodora Bondarczuka, której reżyser gościł w naszym kraju i spotkał się z widzami festiwalu.

Bijąca rekordy kasowe w swojej ojczyźnie rosyjska superprodukcja opowiada historię grupy żołnierzy - członków tytułowej 9 kompanii, którzy w 1988 roku - po 3-miesięcznym szkoleniu - wyjeżdżają do Afganistanu by wziąć udział w toczącej się tam od wielu lat wojnie. Dowództwo przydziela im zadanie zajęcia i obrony wzgórza 3234. Z początku żołnierze łudzą się, że będzie to kolejna misja polegająca głównie na siedzeniu w bazie i sporadycznych wypadach na teren wroga, bardzo szybko zmieniają jednak zdanie. Coraz częstsze ataki coraz większych oddziałów "duchów" - jak nazywają swoich przeciwników Rosjanie - i śmierć kolegów pozbawiają ich złudzeń...

"9 kompanię" obejrzało w Rosji więcej widzów niż osławiony "Gambit turecki". Kosztujący 10,5 miliona dolarów film zarobił już ponad 30 milionów oraz został wybrany tegorocznym rosyjskim kandydatem do Oscara. Trudno się jednak dziwić jego popularności, gdyż sprawnie zrealizowana "9 kompania" jest obrazem definitywnie przygotowanym "ku pokrzepieniu serc".



Kadr z filmu '9 kompania'


Niektórzy krytycy porównują film Bondarczuka z osławionym "Czasem Apokalipsy" Francisa Forda Coppoli. W moim przekonaniu jest to jednak porównanie mocno na wyrost. "9 kompanii" bliżej do "Full Metal Jacket" Stanleya Kubricka, czy "Wzgórza rozdartych serc" Clinta Eastwooda. Obraz Bondarczuka zbudowany jest według tego schematu - najpierw poznajemy grupę żołnierzy, którzy pod nadzorem surowego, a nawet nieco sadystycznego przełożonego przechodzą szkolenie by wyruszyć na wojnę, z której nie wszyscy wrócą.

Fabuła "9 kompanii" inspirowana jest autentycznymi wydarzeniami. Film - podobnie jak wiele innych produkcji o tej tematyce - pokazuje jak wojna zmienia młodych, nieco idealistycznych żołnierzy, jak pozbawia ich złudzeń. Jednocześnie opowiadając tę historię Bondarczuk świadomie kreuje swoich bohaterów na herosów. Wśród członków 9 kompanii nie ma tchórzy, a każdy z żołnierzy gotów jest poświęcić życie w obronie towarzysza. Podobnie jak w wielu radzieckich produkcjach wojennych, również i tutaj obserwujemy zmagania nielicznej jednostki z przeważającymi siłami wroga. Film kończy się wycofaniem sił rosyjskich z Afganistanu, jednak - co podkreśla jeden z głównych bohaterów - 9 kompania opuszcza ten kraj nie jako przegrani, ale jako zwycięzcy.

Podobnie jak jego ojciec - Siergiej, Fiodor Bondarczuk realizując swój pełnometrażowy debiut pełnymi garściami czerpał inspirację z kina hollywoodzkiego. Jego "9 kompania" to w pełni profesjonalne, zachwycające niesamowitym dźwiękiem, solidnymi efektami specjalnymi, ciekawymi zdjęciami i montażem widowisko, które nie powinno rozczarować żadnego miłośnika tego rodzaju produkcji. [MK]


Prawdziwe traumatycznym przeżyciem tegorocznego festiwalu okazało się dla mnie spotkanie z "Ubezpieczycielem na życie", niemieckim dramatem Bulenta Akinci wyróżnimy w tym roku nagrodą "Dialogue en Perspective" na festiwalu Berlinale.

Bohaterem filmu jest agent ubezpieczeniowy Burkhard Wagner. Wiele tygodni opuścił rodzinę by wyruszyć w podróż po kraju z zamiarem sprzedania jak największej ilości polis na życie. Wierzy, że w ten sposób uda mu się wyciągnąć siebie i swoich najbliższych z finansowego dołka. Czas mija, a Burkhard staje się Latającym Holendrem niemieckich autostrad. Jego kontakt z rodziną sprowadza się do wiadomości pozostawianych na sekretarce. Jednakże Burkhard trzyma się twardo swego planu. Aż nagle, sprzedawszy prawie wszystkie polisy, opada z sił. Poznaje Carolin, której hotelik przy autostradzie od lat popada w ruinę. Tutaj, po latach zmagań, Burkhard wreszcie znajduje spokój i szczęście. Oboje uwielbiają francuskie piosenki i oboje są samotni - pomimo bycia razem. Jednak ktoś taki jak Burkhard nie potrafi zagrzać miejsca. Carolin wie o tym lepiej niż ktokolwiek inny.



Kadr z filmu 'Ubezpieczyciel na życie'


Krytycy porównują "Ubezpieczyciela na życie" do francuskich osiągnięć kina z lat 70., chwalą jego klimat i subtelny humor. Być może nieliczni dostrzegą te zalety obrazu Akinci pod warunkiem jednak, że nie zasną w trakcie seansu. "Ubezpieczyciel na życie" jest bowiem jedną z najnudniejszych produkcji pokazywanych podczas tegorocznego festiwalu. Obiecująca historia Burkharda bardzo szybko zmienia w monotonny ciąg powtarzalnych zdarzeń. Bohater zatrzymuje się w tych samych kawiarniach, nagabuje tych samych ludzi i snuje się po ekranie ze zbolałą miną rzucając tęskne spojrzenia w stronę spotykanej co i rusz Carolin. Szkoda tylko, że widz do samego końca nie wie o co mu tak naprawdę chodzi. [MK]


Akcja "Tęsknoty" Valeski Grisebach rozgrywa się na niemieckiej prowincji. Historia jest niezwykle prosta - Markus, ślusarz udzielający się w ochotniczej straży pożarnej, zakochuje się w kelnerce Rose. Nie przestaje jednak szczerze kochać żony. Spod codziennej rutyny zaczynają wyzierać gwałtowne uczucia.



Kadr z filmu 'Tęsknota'


Opowiedzieć w sposób zdystansowany o splocie namiętności to zadanie karkołomne. Niezwykle łatwo tutaj znużyć publiczność i stracić przychylność widzów. "Tęsknota" rzeczywiście nie jest filmem łatwym w odbiorze. Bohaterowie skrzętnie ukrywają uczucia, nie potrafią (a może raczej nie chcą?) wyrazić ich słowami. Warto jednak przebrnąć przez te 80 dość ciężkostrawnych minut, aby obejrzeć świetną, głęboko ironiczną scenę końcową. Cała historia zostaje w niej jeszcze raz opowiedziana przez dzieci, które rezolutnie opatrują ją komentarzami. Film nabiera dzięki końcowemu fragmentowi zupełnie nowego wymiaru. [PM]


Dziełem wciągającym widza w wir opowieści już od pierwszych minut jest natomiast hiszpańska "Obaba". Film Montxo Armendariza oparty jest na kilku opowiadaniach ze zbioru baskijskiego pisarza Bernarda Atxagi. Lourdes, studentka pracująca nad filmem zaliczeniowym, przyjeżdża do tytułowego miasteczka, aby nakręcić jego dokumentalny portret. Zafascynowana historiami opowiadanymi przez mieszkańców długo nie zauważa, że sama powoli staje się bohaterką jednej z nich...



Kadr z filmu 'Obaba'


Nad "Obabą" unosi się zapach Macondo wykreowanego przez Gabriela Garcię Marqueza, ale i specyficzna woń rzęsistego deszczu padającego często w Kraju Basków. Poszczególne historie nie kończą się efektownymi puentami. Opowiadane są dla samej przyjemności opowiadania i mają hipnotyczną moc snutej przy ognisku gawędy. Żal tylko, że nie trwa ona dłużej. [PM]


Kolejny po "Przebudzeniu" filipiński film w programie Warszawskiego Festiwalu to "Maximo Oliveros rozkwita" Auraeusa Solito. Choć oba opowiadają o tym samych ulicach, tych samych ludziach, robią to w zupełnie inny sposób. W "Przebudzeniu" jasne tony nie pojawiały się nawet na moment. Obraz beznadziei, apatii i okrucieństwa był tak wyostrzony, że miejscami popadał w niezamierzoną śmieszność. "Maximo Oliveros..." jest filmem bogatszym w niuanse, ale również nie do końca udanym.



Kadr z filmu 'Maximo Oliveros rozkwita'


Tytułowy Maximo Oliveros, zwany przez najbliższych Maxi, to dwunastoletni chłopiec, który jednak postanowił być dziewczynką. Jego wybór nie jest jednak tematem filmu, na Filipinach transwestyci i ludzie o niedookreślonej płci kulturowej nie budzą zdziwienia. Dylemat polega zupełnie na czym innym. Otóż ojciec i bracia głównego bohatera żyją z kradzieży, jeden z braci dopuścił się nawet morderstwa. Maxi natomiast zakochuje się w na wskroś uczciwym policjancie, który pewnego dnia podejmuje pracę w dzielnicy.

Mimo dość interesującej historii, rozgrywającej w realiach egzotycznych dla europejskiego widza, "Maximo Oliveros.." jednak rozczarowuje. Auraeus Solito ma kłopoty ze zwartą filmową narracją. Jego dzieło jest właściwie zbiorem mniej lub bardziej udanych scen, które nie zawsze są ze sobą należycie połączone. Większą płynność można by uzyskać dzięki ciekawszemu montażowi, ten zaś ogranicza się niestety do pozbawionych finezji cięć. Podobnie jak w "Przebudzeniu", kuleje też nieco prowadzenie aktorów. O ile grający Maxiego Nathan Lopez spisał się znakomicie, to spora część drugiego planu została wyraźnie zaniedbana. [PM]


"Babel" w reżyserii Alejandro Gonzaleza Inarritu, ostatnia część trylogii na którą składają się wcześniejsze "Amores Perros" i "21 gramów", to jeden z najlepszych filmów tegorocznego festiwalu.



Kadr z filmu 'Babel'


Reżyser opowiada trzy historie, które łączy jeden strzał z karabinu. W marokańskiej wiosce położonej w górach mali chłopcy bawią się bronią, próbując czy trafią w autobus z dużej odległości. Przypadkowo ranią amerykańską turystkę (Cate Blanchett) podróżującą z mężem (Brad Pitt). Ciężko ranna kobieta czeka na karetkę w marokańskim domu. Pomoc nie przybywa, bo rząd USA podejrzewa atak terrorystyczny. W Kalifornii w domu Amerykanina została dwója małych dzieci pod opieką meksykańskiej niani.
Karabin, z którego strzelali chłopcy podarował ich ojcu Japończyk, polujący kiedyś na tych terenach. Jego kilkunastoletnia córka jest głuchoniema. Żyjąca w świecie bez dźwięków dziewczynka nie umie poradzić sobie z własnymi uczuciami po stracie zmarłej samobójczą śmiercią matki.

Inarritu tak jak w swoich poprzednich filmach świadomie zaburza chronologię zdarzeń, przeskakując od jednej do drugiej opowieści. Pomieszanie języków i kultur, różne wizje rzeczywistości i sprzeczne oczekiwania, o tym opowiada "Babel". Fascynujący obraz świata w XXI wieku przypomina całość pokawałkowaną, różną, w swej odmienności i niemożliwą do ogarnięcia, zwłaszcza przez człowieka, co krok poddawanego losowej próbie.



Filmy o ludziach, filmy dla ludzi - program 22. WMFF [2006-09-19]
Howdy Partners! Borat gwiazdą pierwszego dnia WMFF! [2006-10-07]
Elektryczny orgazm: Warszawskiego Festiwalu dzień drugi [2006-10-08]
Czeskie kino w formie: Trzeci dzień Warszawskiego Festiwalu [2006-10-09]
Dryfowanie przez życie: czwarty dzień 22. WMFF [2006-10-10]
Warszawski Festiwal Filmowy na półmetku! [2006-10-11]
"Paprika" zaostrza Warszawski Festiwal Filmowy [2006-10-12]
Tydzień w kinie! Warszawski Festiwal Filmowy - dzień siódmy [2006-10-13]

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones