dziwne, ale film wzbudził we mnie najróżniejsze emocje. Np. kwestia patosu (którego nie da się uniknąc). Momentami się ujawniał w nienajlepszej formie i obniżał loty filmu. Wtedy to tez dużo rolę odgrywała muzyka.
Następnie zaś "ta sama" muzyka wprawiała mnie w osłupienie swoja niezwykłością i kiedy w napisach zobaczyłem - Hans Zimmer, zupełnie sie nie zdziwiłem.
Ale było również masa rozwiązań fabularncyh prawie dla mnie absurdalnych i śmiesznych. Już na początku gdy Willis zawraca helikopter bo ruszyo go sumienie. I nikt nie ma nic przeciwko!
W tym filmie wszystko jest po Hollywoodzkiemu. I wszystko zarazem jest robione tak, żeby nie widac było Hollywoodzkich schematów. Cóż... widac.
Te lepiej ukryte,że z USA momenty, gdy zapomni się o wadach, podobały mi sie. Np.: finałowa (prawie że jedyna w filmie) bitwa, gdy bohaterowie zostają zaskoczeni przez ogromny oddział wojsk nieprzyjaciela. Wielu zginęło. Oddali życie za życie innych i to w nieswojej bitwie. I tu pojawia się znów patos, płacz, podziękowania itp.
Za dużo tych scen płaczliwych, za mało bitwy.
Ogólnie motyw całej przemiany porucznika Watersa (gł. bohatera) jest strasznie naciągany, wręcz mnie denerwował!! "Złamałem wszystkie swoje zasady" "Albo ich uratuję, albo zginę" I wszyscy jego koledzy oczywiście równo po jego stronie. I ciągle ta sama zmartwiona mina u Willisa.
Podobał i się motyw "kreta' w szeregach uchodźców,, który wyszedł na jaw w dżungli. Zły dostał kulkę, wszystko się ciakwie skończyło.
I tak na pzremian. Cos mi się zaczęło podobac, aby zaraz miec znów co komentowac na niekorzyśc filmu.
Ogólnie można obejrzec, bo po zsumowaniu oceniam go raczej pozytywnie. Tylko "nierównośc realizacyjna" (sam wymyślilem ten termin :) obniża jego loty.
Aha! No i słowo o Monice Belucci. Jakby inaczej.... Otóż strasznie ona ładna! ;) Chce przez to powiedziec, że o wiele bardziej wolę ja umorusaną, spoconą w dżungli niż pięknie umalowaną damę z dworu (jaką często grywa)
Tyle...
pzdr.