Horror ekologiczny. Nie taki zły, jak można by oczekiwać (produkcja: Kanada), ale i tak do bólu schematyczny i sztampowy. Obejrzałem ze względu na udział Vala Kilmera, ten jednak, choć rolę ma kluczową, znika już w 28 minucie, by pojawić się dopiero na koniec. Historia ograna, wnioski z niej płynące - nieświeże. Do banalnych morałów o globalnym ociepleniu dorzucono garstkę niby-obrzydliwych scen, żeby podnieść adrenalinę nastoletniemu widzowi. Poszczególne postaci - strasznie irytujące (w czym przoduje główna bohaterka - puciate niewiadomo-co), napięcia jak na lekarstwo. Mówiąc wprost: wszystko, czego oczekujecie po produkcji klasy B, o której za parę lat zapomną nawet jej twórcy.
Absolutnie nie chcę się czepiać, ale nie rozumiem skąd tyle niechęci do produkcji z ojczyzny takich twórców jak David Cronenberg czy Guy Maddin.
Wiesz, bardziej mi chodzi o pewną tendencję: w Kanadzie powstaje mnóstwo taniego badziewia pokroju omawianej tu produkcji. Sam jestem miłośnikiem twórczości Cronenberga, tyle, że ona nijak nie wpisuje się w ów schemat. A i do samego kraju nic nie mam, powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Czyli pozwoliłem sobie na taką odrobinę (ale tylko odrobinę) nieładną generalizację.