Virginie Despentes jedenaście lat po "Gwałcie" trochę się uspokoiła :P Druga jej adaptacja własnej twórczości już nie epatuje scenami porno i okrucieństwem, choć daleko mi do nazwania jej "grzeczną". To love story w którym ścierają się świat salonów oraz uliczne życie. Nie będzie chyba dla was niespodzianką jeśli powiem że wygrywa to drugie. Anarchistyczna dusza reżyserki nie pozwala byśmy mieli wątpliwości co do słuszności tego tryumfu.
Poziom realizacji jest niestety wątpliwy, nawet mimo obsady i ścieżki dźwiękowej. Ostatecznie i tak znane nazwiska wypadają blado. Lepsze wrażenie robi niezbyt doświadczona Clara Ponsot niż doświadczona Emmanuelle Béart.
A jednak w "Żegnaj blondyneczko" jedna rzecz jest warta zauważenia. Reżyserka ukazuje chemię między postaciami nie przez sceny rozbierane, a przez długie sekwencje pieszczot i czułości. Bardzo kobiecy punkt widzenia, co wnosi w tą historię choć trochę świeżości. Szkoda że reszta grzęźnie w gąszczu komunałów.