Jak dla mnie film jest fantastyczny, a ja jeszcze obejrzałam go zaraz po mdłym i nijakim "Control", co dodatkowo wzmocniło mój zachwyt nad "24 hour party people". Wilson to rzeczywiście ewenement w "biznesie" muzycznym, ale i tak w filmie najbardziej zachwycił mnie ... listonosz.
"Contro" - mdłe i nijakie? Co to za bzdury? Trzeba być ślepym i głuchym żeby nie dostrzec tych mnóstwa emocji pod powłoką zimna i chłodu. Wiele określeń pasuje do "Control", ale na pewno nie to twoje.
Twierdzę co twierdzę nie bez powodu i wypowiedziałam się na ten temat szerzej na forum "Control", a że nie lubię się powtarzać to zainteresowanych odsyłam
http://www.filmweb.pl/topic/818291/troch%C4%99+si%C4%99+zawiod%C5%82em.html
http://www.filmweb.pl/topic/817550/rozczarowanie.html
http://www.filmweb.pl/topic/827424/film+jest+poprawny.html
http://www.filmweb.pl/topic/809322/jedyne%2C+co+nie+podoba%C5%82o+mi+si%C4%99+w+ tym+filmie%2C+to.html
Dobra, umówmy się, Control jest dla cipek, 24 Hour Party People dla prawdziwych kobiet i prawdziwych mężczyzn; łapiecie? - Gladiator, Braveheart - cipki, Wściekłe psy, Fight Club - niecipki, Auta - cipki, Króle Lew - niecipki, itd.; cipka jako stan umysłu, nie ma się czego wstydzić, najważniejsze to myć zęby, nosić czapkę zimą, jeść warzywa i być miłym dla innych.
dokładnie tak! Jeżeli ktoś chodził na konkretne imprezy to wie o co tutaj biega. Cipki nie rozumieją słowa subkultura. Nie wiedzą też że Control nie opowiadało żadnej prawdy a jedynie jej subiektywną wersje żony Iana Curtisa. 24hour party people pokazuje szczerą historię opowiedzianą z inteligentnym puszczaniem oka ku widzom.
Dokładnie, ciężko było znieść "dublerów" joy division, do Control sie nie umywają, niemniej jednak reszta jakoś przeszła. Btw byłem pewien że się to skończy na imprezach z djami ;p
Też mi się nie podobał aktor grający Iana.. źle się to oglądało :x Ogólnie film w miarę, chociaż nie powala..
Za to Sean Harris zagrał o niebo lepiej to, co miał zagrać. Widać powierzchowne, ograniczone myślenie odrzucające kompletnie rolę dlatego, że wygląd się nie pokrywa.
Ooo ja dokładnie tak samo!
Najpierw obejrzałam nudny Control, a później 24 hour party people i mam takie same wrażenia jak selene_
W ogóle nie ma co porównywać tego filmu z "Controlem" - "Control" to wyższa półka, jak dla mnie :)
A od tego filmu lepsze jest "Factory - from Joy Division to Happy Mondays" - dokumentalny film, polecam
"Wyższa półka"?? A można jaśniej. Bo wg mnie jednostronna i płaska biografia Curtisa w "Control" to nizina przy barwnej opowieści o muzycznym klimacie Manchesteru lat 70-tych i 80-tych przedstawiona tutaj.
Dokładnie! Control przy tym wypada jak mdławy melodramat. 24 Hour Party People to świetny, miejscami zabawny, miejscami smutny, wielowątkowy film przepełniony świetną muzyką.
Przecież to właśnie o to chodzi, że to są zupełnie, ZUPEŁNIE inne filmy. Jak można porównywać biografię wokalisty, naturalnie skupiającą się na jego prywatnym życiu z autentyczną historią Manchesteru jako muzycznego organizmu? Nieporozumienie.
Zgadzam sie tylko z tym, ze "24 hour..." to rewelacyjny film. "Control" to jednak ZUPELNIE inne kino, a biografia Curtisa tam ukazana z pewnoscia nie jest ani plaska, ani jednostronna (takim Ianem znali go wszyscy, czlonkowie grupy, przyjaciele, to jego zonie nie do konca z kolei podobal sie jej status w filmie podobno). Przeciez film pokazuje kazdy aspekt jego zycia poczawszy od najwczesniejszych fascynacji muzycznych, artystycznych, po klimat Menchesteru jako industrialnego miasta, potem prace, zycie rodzinne oraz dzieje Joy Division. Ja nie widze tam zadnego melodramatu: przeciez to film o depresji, bezsilnosci i nieumiejetnosci odnalezienia sie w trudnych warunkach, w dodatku na tle choroby, a nie o mlodym zonkisiu, ktory zdradza swoja kobitke!
Tak czy inaczej "24 hour..." jest po prostu ironicznym, inteligentnym filmem z zabawnymi dialogami. Moge go juz predzej do "Trainspottingu" porownac pod wzgledem poziomu ironii i dobrego jezyka. "Control" to inna bajka...
jak komuś się spodobał ten film to myślę że dozna objawienia po obejrzeniu "DIG!" o kalifornijskim rocku psychodelicznym w latach `90, mega polecam;)))