Lubię od czasu, do czasu obejrzeć głupią komedię, aby zwyczajnie odpocząć. Mam z tym jednak problem. Większość głupich komedii z holiłudu, jest tak żenująco prostacko głupia, że aż nie śmieszna lub stara się na siłę być śmieszna, jakby się bała zbytnio zbliżyć do granicy głupoty, aby nie stać żenująco głupim filmem. Jak dla mnie Ace Ventura balansuje udanie na granicy między głupią komedią, a żenująco głupią. O ile "głupie miny Carreya" często mnie drażnią, to utaj pasują idealnie.
Też macie problemy z głupimi komediami, że są albo za mało głupie (zakręcone), albo zbyt prostackie (dla mnie taką prostacką jest "Straszny film"?
Chyba najwięcej udanych "głupich komedii" miał na swoim koncie Leslie Nielsen.