ale zachwycona też nie jestem. Mia to nie był najlepszy wybór - zupełnie bezbarwna, z grą na poziomie familijnej produkcji telewizyjnej. Jednak pod kątem aktorstwa na szczęście ona jako jedyna zawiodła. Kompletny brak napięcia, nawet w scenie potyczki, bo ciężko to nazwać prawdziwą walką, z Jabberwockiem. Fabuła... taak, scenariusz był pisany chyba na w przerwach na kawę - bardzo niedopracowany jak dla mnie - konflikt między królowymi potraktowany czysto pretekstowo. Brakowało mi też w tym filmie spójności, często miałam wrażenie, że jakieś sceny wycięto. "Przemiana" Alicja zupełnie nie przekonująca - ta ucieczka, nerwowy spacer, łzy i rozmowa z Absalomem - aż nie wierzyłam, że to wciąż Burton. No i płyciutka końcówka zrobiona zupełnie na odwal się - to już dosłownie było na poziomie któregoś "Kevina".
Mimo to.
7/10
Bo kocham kota i kocham Fry'a.
Bo biała królowa była cudownie naćpana.
Bo niedoszły narzeczony był perfekcyjnie palanciarski.
Bo Depp mimo charakteryzacji a'la klaun z McDonalda wciąż jest atrakcyjny.
Bo scenografia typowo burtonowska.
Bo relacje między Waletem a Czerwoną były wręcz rozkoszne.
Bo Matt Lucas jako bliźniacy to najlepszy z możliwych wyborów obsadowych.
Może trochę mało poważne te zalety, ale zawsze ;)