Nie chcę pisać nic nie wartych pierdół, które do w miarę rzetelnej oceny filmu wniosą wielkie zero. Czy zgadzacie się z recenzjami krytykującymi "złagodnienie" Burtona? Zwracam się szczególnie do fanów tego oryginała, a ciekawi mnie nie tylko podsumowanie "Alicji..." jako ekranizacji książki, lecz także jako pola do popisu Tima. Mnie się film podobał, z tym że nie jestem pewna, czy to nie wynik kilku lat, których przybyło mi od czasu fascynacji Burtonowską ponurością i mrocznymi akcentami - dlatego ciekawi mnie, co sądzą zwolennicy esencji jego twórczości. Poza tym - zastanawiam się, czy to może nie dobrze, że zobaczyliśmy coś trochę innego od "Beetlejuice'a" czy "Gnijącej panny młodej"? Szczerze mówiąc, ja nie odczułam specjalnego zawodu pomimo dużego sentymentu, który mam do "Edwarda" lub "Miasteczka Halloween". Cały czas - w postaciach Kapelusznika czy Czerwonej Królowej (bądź podśmiewając się z kwestii obfitujących w czarny humor), czułam, że mam z Burtonem do czynienia, choć jest to może nieco inny Burton niż ten dawny, tradycyjny. Jedynym, nad czym bym właściwie dyskutowała, było dość mocno oklepane zakończenie - takie, po którym widz z zadowoleniem klepie się po brzuchu, rad, że ramy filmu zostały zamknięte jak należy, i szybko o wszystkim w tym zadowoleniu zapomina. Dlatego też uważam, że zabrakło tu czegoś bardziej finezyjnego, oryginalniejszego, zaskakującego - wtedy całość na dłużej pozostałaby w pamięci. Ale podsumowując - ja się na "Alicji" raczej nie zawiodłam i chętnie posłucham jakiejś porządnie uargumentowanej krytyki, żeby być może wzbogacić skalę swojej oceny :>