Ani to Rosja, ani ZSRR. Takie nie wiadomo co. Niby ZSRR, ale tu i ówdzie flaga Federacji Rosyjskiej. Tak samo współczesne rosyjskie numery rejestracyjne aut.
W "Moskwie"-1985 podświetlone nocą budynki? Komórki?? Laptopy??? I oczywiście KGB (gdzież bez niego, tak samo jak bez bazaru i bez matrioszek...) z jakimś przepitym babsztylem (?!) na czele.
Fabuła głupia niczym but z lewej nogi. Co to ma być? Romans? Thriller? Melodramat? Komedia [romantyczna]? Film stworzony wg zasady "dla każdego coś dobrego". Żeby się podobał jak największej liczbie osób. Ale najważniejszym było zaprezentować jakąś nową dudę, żeby męska połowa niewyrobionego audiorium dostała stojaka i łyknęła wszystko, co jej pan reżyser zaserwował...
Aktoreczka w sumie drętwa i nijaka, a absolutnie żenująca fabuła głównie polega na jej majtaniu piersiami i zmianach kreacji; cały świat kręci się wokół niej (to chyba jedyna, a już na pewno najlepsza agencica na świecie!), a ludziska padają niczym muchy. Plus nadmiar adoratorów. Wątek lesbijski też musi być, bo żeby taka laszencja i bez "duetu les", to zupełnie niemożliwe! Całe "KGB" to trzy i pół osoby na krzyż. Do tego parę "smaczków" reżyserskich (przecież jesteśmy genialnym Bessonem! Koniecznie musimy pokazać, jaki to warsztacik mamy w małym palcu). Wszystko jest nieszczere, a łzy są krokodyle.
Muzyka też nie wiadomo z której opery. Widać parcie na nominację na "najlepszą muzykę", bo kawałki są akurat takie, które MUSZĄ się podobać "normalnemu" widzowi. Podobną muzę komponuje Einaudi czy Marianelli, a wcześniej - Morricone. Wiadomo, że takie kawałki podobają się statystycznie największej liczbie osób - więc nawciskajmy ich tu więcej, choćby i pasowały do konkretnego filmu jak pięść do nosa!
Dobrze, że przed seansem nie kupiłem promocyjnych naczosów, bo bym zwymiotował... I ów brak wymiotów był najlepszym akcentem spędzonego w kinie wieczoru :)
A co do KGB: ot, w "Czarnobylu" też jest KGB. Ale to zupełnie inne KGB. I zupełnie inny ZSRR. Właśnie taki, jaki naprawdę był pod koniec lat 80-ych. A nie taki bzdet na niby.
Dobra recenzja. Też uważam, że główna aktorka jest bezplciowa i płaska - poza urodą i pięknym ciałem niewiele (jako aktorka) ma do zaprezentowania w tej wątpliwej jakości produkcji. Ale kryzys chayzmatycznych i utalentowanych aktorów to już standard od co najmniej dekady lub dwóch. Dobrze, że jeszcze czasami grają dobrzy aktorzy lat 90-tych...
Dziękuję. Ja tu widzę raczej kryzys charyzmatycznych i utalentowanych reżyserów...
Jedną, dwie wtopy można wybaczyć, ale tyle?
Film przesadny, jeśli chodzi o akcję, ale mi to nie przeszkadzało, bo tego się spodziewałem.
Kino akcji na odmóżdżenie.