Myślę, że jednak film można zrozumieć....jeśli się spojrzy na niego oczyma twórcy. Sam von Trier twierdził,że to jego najbardziej osobisty film i ma silny związek z jego chorobą depresją. Tego filmu się nie rozumie - jego się czuje.

Dla mnie Antychrystem jest bezduszny "ON" światowej sławy psychiatra, a zarazem osoba o mentalności "strażnika w muzeum" siedzi plecami do najpiękniejszego arcydzieła a widzi w nim tylko teoryjkę Freuda...To nie kobieta i nie natura jest Antychrystem....lecz dumny i próżny rozum próbujący ująć w wyuczony schemat. Myślę, że to pozycja obowiązkowa dla każdego psychologa klinicznego oraz lekarza psychiatry ukazuje bowiem - nie wiem czy w sposób przez reżysera zamierzony czy niezamierzony - niebezpieczeństwo wynikające ze zbyt uproszczonej wizji człowieka oraz przyjęcia pozycji "boga"

A dla mnie antychrystem jest ONA - kobieta nie potrafiąca znaleźć sobie miejsca, chora psychicznie na długo przed stratą dziecka nimfomanka. ON za pomocą tego co umie najlepiej próbuje jej pomóc mimo obelg i katowania z JEJ strony. Jeśli chodzi o depresje lub inne podobne schorzenia to nie pomoże tutaj "Wszystko będzie dobrze..." ze strony rodziny czy przyjaciół.