Opiszę tu swoją interpretację i ogólnie pewne przemyślenia, czy skojarzenia odniośnie tego filmu, więc z racji tej zawartości ostrzegam, że temat zawiera
SPOILER!
Oczywiście nie twierdzę, że mój odbiór jest na pewno prawidłowy, albo że jest jedynym prawidłowym, więc proszę o tym pamiętać i nie napadać na mnie zbyt mocno ;P W razie odmiennego zdania odnośnie danych scen, symboli, czy przesłania całego filmu, chętnie poznam cudzą interpretację i będę wdzięczna za komentarze. Nawet jeśli mają to być jakieś niepozorne i niepewne skojarzenia, bo wiem, że takie także potrafią dać bardzo wiele.
Staram się uporządkować w głowie symbolikę i przesłania tego filmu. Na razie jestem po jednokrotnym obejrzeniu.
Film ukazuje parę, której synek wypadł przez okno podczas, gdy oni - jego rodzice - uprawiali seks. W wyniku tragedii matka ulega załamaniu, natomiast ojciec, będący terapeutą, pragnie ją jakoś z tego "wyciągnąć" i w tym celu zabiera ją na łono natury, do domku, w którym spędziła ostatnie lato razem z synkiem.
Kobieta czuje bardzo silne wyrzuty sumienia i jednocześnie ma bardzo silne poczucie bycia grzeszną (jest przecież kobietą - kusicielką - potomkinią Ewy i wszystkich czarownic) i odpowiedzialną za wszelkie zło, a już szczególnie smierć synka. Ze względu na to wielkie poczucie winy kiedy popada w szaleństwo uszkadza organy płciowe swoje i męża - wymierza karę. Jednocześnie poprzedniego lata pisała pracę na temat prześladowań i mordowania kobiet uznawanych za wiedźmy. Pisząc ją nabrała przekonania, że kobiety są złe z natury. Być może stało się tak dlatego, że ogrom cierpienia zadawanego kobietom, który oglądała na rycinach i o którym czytała, był zbyt wielki, by mogła go znieść, więc zapragnęła znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie tych mordów i tortur. A racjonalnym wytłumaczeniem może być jedynie to, że te kobiety faktycznie miały w sobie diabła i zasługiwały na śmierć. Pisanie tej pracy - na akurat ten temat - wzbudziło w niej pewien chaos oraz myśl, że jako kobieta musi być złą istotą. Jest grzeszna z natury. Być może nie było to jeszcze bardzo widoczne - jej pewien obłęd na tym punkcie, jednak już popadała w chaos, czego sygnałem jest mieszanie bucików dziecka. Kiedy doszło do wypadku i śmierci chłopca zapewne doszła do wniosku, że ona jako kobieta - kusicielka mężczyzny - jest za to odpowiedzialna. Tym bardziej, że wypadek miał miejsce w czasie, gdy uprawiała seks z mężem. Ten akt seksualny prawdopodobnie był spontaniczny, bo nie wydaje mi się możliwe by zaplanowała śmierć dziecka, bo wcale jej nie chciała i za nią się przecież potem okrutnie karze okaleczając, jednak jej poczucie winy - poczucie winy przyporządkowane jej jako kobiecie - przypisana jej kulturowo i religijnie grzeszność - to wszystko jest tak silne, że ona chyba w pewnym momencie myśli, że doprowadziła do śmierci synka specjalnie. Boi się tego. Boi się odkryć w sobie jakąś część, która jak sądzi związana jest z Naturą, a może raczej całkowicie kontrolowana przez Naturę i wręcz pochodząca z tej złej, grzesznej/okrutnej Natury, i która świadomie doprowadziła do śmierci jej własnego dziecka. Jednak poza takimi bardziej czysto ludzkimi emocjami związanymi z poczuciem winy itp. ma ona w sobie jeszcze część faktycznie typową dla Natury - jakby dziką, nieokiełznaną, pełną emocji, czy raczej żądzy w tym szczególnie seksualnej i co najważniejsze to, to, że ta jej część pozbawiona jest wyrzutów sumienia oraz dzielenia rzeczy na dobre i na złe. Bo w Naturze nie ma podziału na dobro i zło. Drapieżnik zabijający i zjadający inne zwierze nie jest ani zły, ani dobry. Deszcz może być potrzebny, gdy jest susza, ale z natury nie jest ani zły, ani dobry. Ten podział - na dobro i zło - jest sztucznym podziałem wymyślonym przez człowieka. W filmie jest istotna scena, gdy pisklę wypada z gniazda - spada jak ich synek - i od razu obłażą je mrówki, a potem porywa je i pożera orzeł. I to jest taki atak czystej Natury na to pisklę - to dziecko - tak jak ich syna, a jednocześnie jest to scena jakby pokazująca, że to nie jest coś złego, tylko naturalna kolej rzeczy - śmierć, pożywienie innego zwierzęcia. I tę kobietę to przeraża - taka Natura ją przeraża. Kobieta nie chce poddać się Naturze, bo widzi w niej diabła, bo przyswoiła już sobie sposób myślenia (postrzegania kobiet) typowy dla morderców czarownic. Ona boi się Natury/przyrody/lasu. Kiedy mąż pyta ją czego boi się najbardziej odpowiada, że lasu. Później precyzuje, że jeszcze bardziej Edenu. I faktycznie to ma sens, bo Eden wiąże sie z grzechem pierworodnym, za który odpowiedzialna jest głównie Ewa - kobieta, a grzech ten wiąże się z cielesnością i w końcu seksem, i w końcu z wielkim poczuciem winy, którego kobieta nie może udźwignąć. Bo ma przeświadczenie, że za ten seks, w wyniku którego nie dopilnowała dziecka, odpowiedzialna jest ona - kobieta - kusicielka uwodząca mężczyznę. Mężczyzna myśli, że skoro jego żona zawsze lubiła las, to pomoże jej wypoczynek na łonie natury. Myśli, że ukoi ją zjednanie się z naturą. Ona z kolei czuje, że to jest groźne - że jeśli da Naturze zawładnąć sobą, to straci panowanie i tym mocniej ujawni się jej diabelski charakter jaki wiąże z Naturą. I faktycznie, gdy mężczyzna zmusza ją do "stopienia się" z Naturą kobieta traci kontrolę i popada w obłęd. Pozwala emocjom zawładnąć sobą, nie kontroluje już ich i po prostu działa instynktownie. Wprawdzie i tak nadal ścierają się w niej dwie postawy - jedna chcąca siebie i męża ukarać i czująca wyrzuty sumienia w związku ze śmiercią dziecka i druga - całkowicie oddana Naturze, nie zamierzająca się konktrolować i nie posiadająca wyrzutów sumienia. Do samego końca oba te elementy w niej współistnieją i właściwie nie staje się w pełni zła w tym sensie, by faktycznie wyzbyła się wyrzutów sumienia i by jej okrutne działania (maltretowanie męża) nie były związane z obciążeniem potwornym poczuciem winy. Jednak całe to scalanie się z Naturą powoduje, że przestaje się kontrolować. Po prostu nie daje już rady i jednocześnie zaczyna w jej działaniu brać górę instynktowność charakterystyczna dla Natury oraz ten brak podziału na dobro i zło - brak odróżniania działania, które przeciętna osoba zaklasyfikowałaby jako dobre lub złe/okrutne - widoczny w tym, że choć nadal jej celem jest ukaranie "przestępstwa" (czyli konsekwencja poczucia winy/wyrzutów sumienia), a w danym momencie unieruchomienie męża by jej nie opuścił, to jednak nie widzi nic nienormalnego - nie ma żadnych hamulców, by robić, to co robi w taki, a nie inny sposób. Po prostu bardzo okrutny. Może się wydawać, że ta mroczna strona Natury, która zawładnęła kobietą to właśnie tytułowy Antychryst. I byłoby tak przy spojrzeniu zbliżonym do spojrzenia oprawców średniowiecznych czarownic, jednak z mojego punktu widzenia ta kobieta po prostu straciła kontrolę nad swoim umysłem, postradała zmysły. Dokonuje strasznych czynów, ale nie jest Antychrystem nawet w przenośni. Zło, którego dokonuje jest bardziej w stylu zła obserwowanego w Naturze, czyli tego typu, gdy uwięzione zwierze odgryza sobie nogę by uciec, albo atakuje napastnika, albo zabija inne zwierze, które potem spożywa. To jest Natura, więc każde ocenianie wydarzeń w niej zachodzących jako złe lub dobre będzie sztuczne. Będzie nienaturalne.
Gwiazdozbiory "trzech żebraków" są jak sądzę nawiązaniem do "trzech królów", czyli gwiazd z Pasa Oriona, które razem z Syriuszem układają się w jednej linii 24 grudnia, zwiastując narodziny Chrystusa ("trzej królowie" podążający w kierunku najjaśniejszej owej nocy gwiazdy na niebie - Syriusza). Trzej królowie zwiastują narodziny Chrystusa. Trzech żebraków narodziny Antychrysta. Żebracy - uosobienie ubóstwa - są przeciwieństwem bogactwa kojarzonego z królami. Pasują do zwiastowania narodzin przeciwieństwa Chrystusa czyli Antychrysta. Mężczyzna mówi, że nie ma takich konstelacji, a kobieta odpowiada cos w stylu, że żadna z nich (konstelacji) nie była nigdy używana lub przydatna, czego za bardzo nie rozumiem, albo może nie była prawidłowo używana (?). W każdym razie tego akurat za bardzo nie rozumiem choć może chodzi o coś takiego, że nie były potrzebne jako rzeczywiste konstelacje - widoczne w "realu". Że nie było potrzeby ich rzeczywistego istnienia - w naszej rzeczywistości - "realu" - bo zawsze mogą zaistnieć w świecie wnętrza człowieka, a dokładniej jest to miejce, w którym właśnie się pojawiają (o ile się pojawią) - do którego przynależą. Są związane z innym światem - nie z codzienną rzeczywistością w sensie tego, co normalnie postrzegamy. Są związane ze światem wnętrza człowieka. Nie było potrzebne by wcześniej były widoczne, czy żeby w ogóle były widoczne w rzeczywistości, natomiast może nadejść taki moment, że stają się widoczne dla konkretnego człowieka - w jego wewnętrznym jakby duchowym świecie - i ten moment - pojawienie się ich - zwiastuje narodziny Antychrysta w tym człowieku. Po tym, gdy mężczyzna spostrzega te konstelacje następuje w nim zmiana. Mobilizuje się by się uwolnić, a następnie zabija kobietę. Zabija ją w bardzo bezuczuciowy sposób. Jakby pędzony wyłącznie instynktem przetrwania. Wcześniej powtarzał jej, że wszystko razem przetrwają i nie chciał jej krzywdzić nawet w chwilach, gdy się nad nim pastwiła, jednak w tym momencie bierze górę jego chęć przeżycia - instynkt - i zabija ją bez emocji - dla samego efektu. Tak jak działa Natura. Bez określania czy dany czyn jest zły czy dobry, liczy się odruch przetrwania. Tak więc można widzieć w jego Antychryście znamiona Natury. Jednocześnie zwierzęta, symbolizujące zarówno samą Naturę w sensie przyrody, jak i trzech żebraków, czyli coś toważyszącego nadejściu Antychrysta - nie są złe, ani dobre. Po prostu są. Czyli tak jakby w dużej mierze od człowieka zależało to jak pokieruje swoja naturą i jak ją oceni - jako dobrą czy złą i czy w ogóle zdecyduje się dokonywać oceny, bo z założenie Natura jako taka nie może być oceniana jako dobra lub zła. Nie można uznać, że zwierzę zabijające drugie zwierze, by je zjeść, dopuszcza się złego czynu, bo robi to by się odżywić, co można by tez uznać za dobry czyn. W przyrodzie - Naturze - nie ma podziału na zło i dobro. Można się zastanawiać na ile ten sztuczny podział pochodzący od człowieka jest prawidłowy. I w ogóle na ile ludzkie postrzeganie zakładające obecność takiego podziału jest prawidłowe.
Swoją drogą ciekawe jest też, że w końcu dochodzi do zabicia kobiety przez mężczyznę - czyli kobietobójstwa i jednocześnie po uduszeniu pali ją na stosie - czyli tak jak były palone kiedys czarownice. A potem, gdy odchodzi jest taki moment, gdy widać go z góry, a wszędzie na ziemi wokół niego leżą kobiety - nie wiem czy dobrze to rozumiem, ale to chyba odniesienie do tych kobiet zabijanych jako czarownice. Ogólnie kobiet "ofiar" poległych na przestrzeni wieków. Tak jakby ona była kolejna ofiarą, a cała historia powtórzeniem poprzednich historii. W sumie można się zastanawiać w tej sytuacji czy właściwie w tej kobiecie w ogóle uaktywnił się Antychryst, czy jedynie była to czysta Natura, a dopiero on - mężczyzna - mordujący kobietę/Naturę jest faktycznie Antychrystem. I to by właściwie było sensowne, bo on powstaje - w sensie tworzenia się jako Antychryst - gdy na niebie pojawia się trzech żebraków, co jak pisałam jest chyba dość oczywistym nawiązaniem do trzech króli i narodzin Chrystusa. Czyli mamy mocno dopowiedziane, że ta chwila, to chwila narodzin Antychrysta. W związku z tym może to, że widzowi może się najpierw wydawać, że kobieta ma w sobie diabła, że Antychryst jest w niej - może było jedynie złudzeniem. Tak samo jak wtedy, gdy w średniowieczu wierzono, że inne kobiety są służkami diabła i wiedźmami. Kobieta ostatecznie wydaje się jakby bardziej fałszywie posądzona o bycie złą niż faktycznie będąca złą. Prawdziwy Antychryst budzi się w mężczyźnie, który ją zabija i tak samo budził się w oprawcach kobiet palonych kiedyś na stosach.
Co ważne - prawdziwy Antychryst powstaje na skutek wiary w zło kobiet/Natury, jak również po prostu samej wiary w istnienie Antychrysta. Ci, którzy go zwalczają sami go tworzą. Właściwie jest to piękny obraz tego jak ludzie w imię Boga dokonują czynów, które są tak złe, że raczej pasowałyby do dzieła Szatana. Bardzo często prawdziwie źli są właśnie ludzie o tzw. głębokiej wierze w biblijnego Boga i prawdziwe zło popełniają w imię tej wiary, czy tego Boga. Piszę o "biblijnym Bogu" dlatego, że film dotyczy tematyki związanej z Chrześcijaństwem i w tym też licznych okrutnych mordów związanych konkretnie z tą religią, będących dziełem piewców konkretnie tej religii i tego Boga. Ciekawe jest, że mordujący czarownice widzieli diabła szczególnie w kobietach będących blisko natury czyli np. zajmujących się zielarstwem. Jednocześnie Chrześcijaństwo zawsze walczyło z poganami, a jak wiadomo ich wiara była wiarą bardzo silnie związaną z siłami Natury, czy samą Naturą/Przyrodą. Czyli u Chrześcijan zawsze panował ten jakby odruch widzenia w Naturze czegoś diabelskiego. Tak bardzo w to wierzyli, że dokonywali iście szatańskich czynów w imię niszczenia Szatana faktycznie bardziej przypominając opętanych przez Antychrysta (bardziej niż palone przez nich na stosach ofiary).
Myślę, że nie chodzi o to, że ten film ma pokazać, że bliskość z Naturą jest zła, czy niebezbieczna, albo że sama Natura jest zła, albo że potrafi być zła. Raczej chodzi o to, że Natura nie jest ani zła ani dobra, natomiast zło często może wynikać ze sztucznego podziału i wewnętrznej walki mającej miejsce w człowieku - ścierania się natury człowieka ze sztucznymi zasadami narzuconymi przez religię chrześcijańską. Przykładowo postrzeganiem seksu jako czegoś nieczystego, grzesznego, złego. Cała ta kwestia grzechu pierworodnego, do której ten film ma przecież bardzo wiele odniesień. To wszczepianie ludziom od małego poczucia bycia grzesznymi już na starcie, poczucia winy, strasznego grzechu pierworodnego. Skłócanie człowieka z jego własną naturą, jego cielesnością, seksualnością. Nawet jeśli dany człowiek nie jest szczególnie religijny, ale żyje w kulturze przesiąkniętej religią chrześcijańską, to wyrabia się w nim choćby podświadome poczucie grzeszenia podczas seksu. Ten film ukazuje też właśnie skutek tego wewnętrznego konfliktu - walki człowieka z własną naturą. Walki w imię religii, w imię Chrystusa, która to walka jednocześnie doprowadza do powstania Antychrysta, a ściślej właśnie ona go tworzy. Problemu zaakceptowania swoich naturalnych popędów. Bohaterka jest kobietą, więc będąc potomkinią Ewy z założenia jest bardziej niż mężczyzna obciążona pierwotnym grzechem. I ma w sobie dużo silniej zakodowane poczucie winy towarzyszące uprawianiu seksu. Ponadto podczas uprawiania przez nią seksu jej synek wypadł przez okno. Nie upilnowała go, pozwoliła sobie na oddanie się żądzom cielesnym, zaspokajanie żądzy zamiast pilnowanie dziecka. W połączeniu z naturalnym dla kobiety wychowanej w wierze chrześcijańskiej poczuciem winy związanym z seksem, to spotęgowane poczucie, które rodzi się w bohaterce jest zbyt wielkie, zbyt przytłaczające, by była ona w stanie je znieść i nie zwariować. Ten film jest wspaniałym studium lęków i obsesji powstających na gruncie religii chrześcijańskiej. Szczególnie dobrze obrazuje też jak niszczącą siłą jest poczucie winy. To, że początkowo mamy wrażenie, że Antychryst budzi się w kobiecie nie wynika z jakiejs naturalnej tendencji kobiety do bycia złą, ale z tego, że kulturowo-religijnie kobiety bardziej obciążone są poczuciem winy i łączone z grzechem. Ewa zerwała jabłko, Ewa namówiła Adama by je spozył. Ewa, czyli archetypowa kobieta, zawsze jest tą złą i grzeszną, podstępnie uwodzącą mężczyznę. Natomiast mężczyzna jest jedynie kuszony i niemal usprawiedliwiony, bo po prostu zwiedziony przez złą Ewę. Dlatego każda kobieta z założenia jest bardziej obciążona podejrzeniem o bycie grzeszną i bardziej narażona na silne poczucie winy (winy na tle religinym) i to jest doskonale widoczne w tym filmie. Finalnie jednak prawdziwy Antychryst budzi się w mężczyźnie. Co pokazuje, że prawdziwe zło nie wynika z Natury, a walki z Naturą. Oraz, że to, co początkowo można postrzegać jako "diabelskość" kobiety faktycznie może się okazać i najprawdopodobniej często jest źle zinterpretowaną emocjonalnością postrzeganą przez zafałszowujący pryzmat religii. Oczywiście tak, jak w mężczyźnie tak i w kobiecie może narodzić się Antychryst lub cos bardzo mu bliskiego, jednak w wielu przypadkach to, co w niej powstanie, a w tym często po prostu obłęd, będzie wynikiem samego przeświadczenia o tym, że jest z natury tak bardzo diabelska i zła.
Na końcu mężczyzna morduje kobietę i choć jest to ładnie zaakcentowane jako czyn godny Antychrysta i jego obudzenie się w mężczyźnie także jest podkreślone, to jednak równocześnie można na to spojrzeć w ten sposób, że w mężczyźnie bierze górę chęć przetrwania - instynkt - Natura. Morduje, czyli dokonuje złego czynu z ludzkiego punktu widzenia, ale jednocześnie ratuje siebie czyli robi "dobrze" dla siebie. Czyli tak jak to zawsze jest w naturze nie ma dobra ani zła. Nie ma podziału na dobro i zło, gdy rozpatrujemy Naturę, czy inaczej - gdy do głosu dochodzi Natura. Myślę, że jest to film o tym jak ludzie przez religię chrześcijańską, czy pod wpływem religii chrześcijańskiej, tworzą Antychrysta. Bardzo ciekawe spojrzenie na naturę i źródło zła uosabianego przez Antychrysta.
Początkowo ten film średnio mi się podobał, jednak im dalej jestem od sensu, tym bardziej do mnie dociera i tym bardziej go doceniam. A w tej chwili cenię go już bardzo mocno. Kiedy oglądałam pierwsze minuty i na samym początku zobaczyłam zbliżenie na penetrację pomyślałam, że jest to tani efekt obliczony na zaszokowanie widza. Jednak w kontekście całości filmu ta początkowa scena łącznie z tym zbliżeniem jest bardzo ważna i bardzo dobrze zrobiona. Pokazywana w niej seksualność jest faktycznie niepohamowana i silna, co potem ma odbicie w bardzo silnych wyrzutach sumienia głównej bohaterki. W bardzo silnym konflikcie wewnętrznym. Mimo, że uprawia ona ten seks ("ten" w sensie pokazanego na początku filmu) i to w taki sposób (swobodny, namiętny, bez zahamowań) później nie może znieść ogromu swego wyuzdania, jakie w nim widzi. Mimo, że początkowo wydaje się kobietą nazwijmy to wyzwoloną. Co ciekawe mężczyźnie w ogóle nie przychodzi do głowy by dopatrywać się w tym seksie zbyt grzesznej rozwiązłości, zbyt silnego ulegania żądzom i źródła lub objawu zła. To doskonale ilustruje jak duża jest różnica w podejściu do seksu kobiety i mężczyzny. Jak silnie kobieta ma wpojone prześwidczenie o swojej grzeszności nawet jeśli jej się wydaje, że jest od tego wolna. Jak silnie destrukcyjnie te przekonania kulturowo-religijne (głównie religijne) działają na kobiety.
Wiem, że bardzo wiele rzeczy napisałam rozwlekle i dokonałam paru niepotrzebnych powtórek, ale pora jest późna, a poza tym jakoś dziwnie trudno pisze mi się o tym filmie.
Witam.
Bardzo podobają mi się twoje kreatywne interpretacje. Chociaż mam zupełnie inne spojrzenie na film chciałbym abyś także wzięła pod uwagę, że czasem nie należy szukać znaczenia w czymś, w czym go nie ma - nie odnoszę się do żadnej konkretnej sceny.
Film to jeden wielki majstersztyk z wieloma prostymi przekazami a także wieloma zupełnie losowymi sekwencjami, które zostały stworzone po to, by widz absolutnie frywolnie je interpretował.
Zaznaczam, że to tylko moje zdanie.