Bardzo dobry. Film pozostawia niesamowite wrażenie, czego można się było spodziewać po filmie Von Triera. Jako jego wielbicielka muszę przyznać, że biorąc pod uwagę efekty specjalne, muzykę (a raczej dźwięki, wyłączając dwa fragmenty utworu Handla na początku i końcu filmu), zdjęcia i świetną grę aktorską "Antychryst" jest najlepszy w dorobku Von Triera.
Film w dużym stopniu oddziałuję również na psychikę, ale to znowu, jak większość filmów Triera. Niestety, fabuły "Antychryst" zachwycającej nie ma. Zazwyczaj bywało lepiej, "Idioci", "Dogville" czy świetny "Manderlay".
Jednak, pomimo tych wszystkich zalet, uważam, że tym razem reżyser posunął się za daleko i generalnie film wywołał na mnie negatywne wrażenie. Nie jestem feministką i jestem przyzwyczajona do jego silnego mizoginizmu w KAŻDYM filmi, ale w "Antychryście" jest on do przesady namacalny. Finałowa scena z setkami kobiet bez twarzy wyruszających szturmem na biednego terapeutę-mężczyznę wręcz kipi męskim szowinizmem. Tak samo stwierdzenie przez główną bohaterkę, że w sumie dobrze postąpiono w średniowieczu wybijając tysiące kobiet biorąc je za czarownice, bo były one przesiąknięte złem. Tylko niby dlaczego całe zło natury ludzkiej musi być po raz kolejny utożsamiane z kobietą? Główny bohater przekreśla napis "Satan" na szczycie 'piramidy strachu' żony i pisze "Me". Mógłby po prostu napisać "Woman" i tak już dosadniej niż w "Antychryście mizoginizmu przedstawić nie można było.
Uważam także, że niektóre sceny były do przesady przesiąknięte przemocą. Inspiracja kinem japońskim zrobiła swoje. Kiedy Żona zaczynała przywiercać Męża do okrągłego kawałka betonu, myślałam że zaraz wyciągnie sznur do cięcia kości i mięsa i potraktuje nim drugą stopę terapeuty, jak to miało miejsce w "Grze wstępnej" Takashi'ego Miike. Tylko, że w jego przypadku miało to raczej służyć rozbawieniu widza.
Jeśli chodzi o pornografię, to jest ona najlepszego gatunku i stanowi niewątpliwą zaletę filmu. Pokazana w postaci pięknych zdjęć, wręcz niezauważalna, piękna i stopiona z naturą.
Z niecierpliwością oczekuję następnych filmów, miejmy nadzieję mniej szowinistycznych. Tak... nadzieję zawsze można mieć.