Mam problem z tym filmem tak jak z paroma innymi (9 songs, Nieodwracalne) mianowicie taki że dla mnie kino jako jedna ze sztuk nie powinna przekraczać pewnej granicy kiedy to przestaje już być sztuką a zamienia się w kicz. Tutaj ta granica została przekroczona mniej więej tak w 3/4 filmu. Pierwsza część to naprawdę dobre kino mówiące o depresji i próbach wyjścia z niej w sumie nie do końca trafnych. Mamy gęstą atmosferę (te spowolnione ujęcia coś pięknego), stopniowe popadanie w obłęd jednak z czasem zaczyna robić sie nieznośnie debilnie mówiąc najkrócej. Doslowność często niszczy film i tak jest w tym przypadku jeśli ktoś mi wytłumaczy po co był pokazany słynny już krwawy wytrysk to będę bardzo wdzięczyny. 5/10.
Ta dosłowność czemuś służy. Dlaczego skoro jesteśmy ludźmi, mamy swoją seksualność - dlaczego to ma nas szokować i być "dosłowne"? Aktorzy w 90% filmów obnażają emocje, uczucia? Dlaczego obnażenie ciała jest "dosłowne"?
Ja mam problem z filmami typu "Salo" czy "Anatomia Piekła". Ale nagość w "9 Songs" mnie nie szokuje, nawet przez moment mi nie przeszło przez głowę, że to "pornol" (jak inni piszą).
Oczywiście służy czemuś np. scena erotyczna na początku filmu. Jednak wspomiana wcześniej przezemnie scena czy wycinanie łechataczki raczej zostały zrobione po to żeby film był bardziej kontrowersyjny bo symbolika w tym bardzo tandetna.
Wycięcie łechtaczki to dramatyczna próba uwolnienia się od własnej seksualności, uznanej przez bohaterkę(w ramach choroby) za źródło wszelkiego tkwiącego w niej zła. Próba oczyszczenia się przez samookaleczenie.
Krwawy wytrysk to dosłowna wersja sceny z żołędziami. Wynika z przekonania kobiety o nieustannnie marnowanym darze życia. Nasienie zamienia się w krew. Życie w śmierć
Drastyczność i dosłowność przedstawienia tych scen ma na celu podkreślenie ostatecznego upadku kobiety i przegranej jej męża. Na porażkę był zresztą skazany od samego początku za złamanie podstawowej regóły lekarskiej(Nie wolno podejmować terapii na osobach bliskich)
Nie namawiam Cię na uznanie tego filmu, gdyż można go tylko kochać lub nienawidzić od pierwszego wejrzenia. Skoro jednak pytasz o ich znaczenie to taka jest moja interpretacja. Nie mogę się jednak zgodzić z określeniem "tandeta" gdzyż takowa kierowana jest z założenia dla widza masowego a von Trierowi można zarzucić dosłownie wszystko poza kręcenie pod publikę.
Ja tylko chciałbym zapytać o jedno!!
ponieważ wszyscy twierdzicie, ze ona cierpiała z utraty dziecka, ale czy ktoś pamięta scenę gdzie jest powtórka tego jak ten chłopiec wypada przez okno - i własnie tam jest pokazane jak ona to widzi, ale nie przerywa jednak stosunku by go ratować lub jakoś zatrzymać.
A ten motyw z pozamienianymi butami i zniekształceniem stóp - czemu miało służyć ???
Osobiście uważam że ta sytuacja miała miejsce tylko w głowie bohaterki (ewentualnie widziała tylko ostatnią chwilę kiedy już było za późno) i jest związana właśnie z jej poczuciem winy. Zwróć uwagę że już na początku ona stwierdza że wiedziała że mały potrafi otwierać kojec i że czasem budzi się nocą.Mnie dziwi że nie stwierdziła że gdyby szybciej doszła to by przeżył. Przekonanie że mogła coś zrobić by go powstrzymać jest bardzo integralną chorobliwego częścia poczucia winy.
Co do bucików to na forum jest cały poświęcony temu wątek. Zachęcam do lektury. Ode mnie dwie interpretację:
1 mamy doczynienia ze zwyczajnym zabiegiem szeroko stosowanym przez matki (bodajrze w celu uniknięcia płaskostopia ale pewien nie jestem)który w oczach mężczyzny nie zorientowanego w temacie urusł do rangi znęcania się nad dzieckiem.
2 początki choroby psychicznej- matka tak boi się utraty dziecka że blokuję mu możliwość ruchu by bardziej go od siebie uzależnić.
Osobiście wolę tą pierwszą wersję.
Ja uważam że zdecydowanie 2 opcja. Jestem świeżo po seansie, i przecież od tego złego zakładania butów zdeformowała się małemu stopa, co wyszło na sekcji... Poza tym, ona później widziała zdjęcie z butami założonymi na odwrót i dziwiła się skąd to - gdyby zakładała je w celu uniknięcia płaskostopia to chyba by mu wyjaśniła?
I pasuje do tego również to, co zrobiła mężowi - jego też chciała unieruchomić, a potem krzyczała, że nie może odejść.
Wkrótce po śmierci dziecka, zarzucała mu, że się od nich oddalił - od niej i dziecka. Może celowo zostawiła otwarte okno - dlaczego było otwarte zimą? Może chciała żeby dziecko wypadło - bo bała się, że oddala ją od męża?
Teza tam ma wielu zwolenników ale osobiście preferuję tą pierwszą. Jakoś nie przemawia do mnie koncepcja planowanej przez matkę śmierci dziecka gdyż nie pasuje do mojej interpretacji. Ale w końcu to o mnogość możliwości analizy chodzi w filmach von Trier'a czyż nie?;)
Oczywiście można założyć ,że po doznanym ataku paniki ,spowodowanym krzykiem ptaka, w kobiecie obudził się silny lęk przed utratą syna ,więc zablokowała mu możliwość ruchu, ale nie odczytywałbym tego jako początek planowanego zabujstwa dziecka. Przekombinowane to jak dla mnie.
Co do Twoich wątpliwości: Okno było otwartę bo w mieszkaniu było duszno i parno(co widać w prologu) a matka oglądając zdjęcia nie tyle była zdziwiona ich treścią co otumaniona i zdezorientowana. Jakby niepewna o co właściwie mąż ją pyta.
"...nasienie zamienia się w krew. Życie w śmierć" A od kiedy to krew jest symbolem śmierci? Bo z tego co wiem to zawsze była symbolem życia (np. oddawanie krwi w celach rytuałów przez kapłanów, czy nawet składanie ofiar). Krew to życie. Nasienie to życie. No i symbolikę szlag trafił.
Jak na mój gust to na siłę starasz się znaleźć wyjaśnienie niektórych scen, a tego wyjaśnienia po prostu nie ma. Reżyser po prostu kręcił sobie film i tyle. A wszyscy sobie teraz starają znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenia na całkiem irracjonalne sceny (no bo trudno żeby takie nie były, jeśli ich główną bohaterką jest pier***nięta laska po przejściach). Ona po prostu ześwirowała i tyle. Jak chcesz znaleźć symbolikę, to ją znajdziesz nawet w Garfieldzie... tylko że jej szukanie wcale nie spowoduje że film stanie się lepszy. Film stanie się tylko bardziej zagmatwany i niezrozumiały niż był.
Podsumowując: zmieni się w jeszcze większe G.
Symbolika krwi nawet jeżeli ograniczymy się tylko do Bibli jest niezwykle złożona i nie ma na tym forum miejsca by ją w pełni omówić. Co do Twojego zarzutu to tylko krew Boga daję życie. Przelewanie krwi oznacza śmierć.np : "Kto przelewa krew człowieka tego krew przez człowieka będzie przelana." Skoro uważasz kobietę w poważnej chorobie psychicznej za "pier***niętą laskę po przejściach" to raczej odradzam studia związane z psychologią.
Symbolika w Garfildzie mogła by spokojnie stanowić temat pracy maturalnej i nie widzę w tym nic dziwnego. Garfilda można uznać za alegorię typowego Amerykanina nastawionego na konsumpcyjny tryb życia i już jest ciekawie.
Pewnie można i jeśli Cię to bawi to proszę bardzo. W "Antychryście" niczego nie trzeba szukać na siłę(wogóle nie przemawiają do mnie argumenty o występowaniu takiego działania) bo tam sens poprostu jest. To że Ty go nie widzisz tego nie zmieni.
To co napisała koleżanka - 100% racji. Wycięcie łechtaczki - nadal praktykowane niestety np. w Afryce, jest tutaj jednym z ważniejszych punktów filmu! Pozbawienie się "ośrodka przyjemności" jako kara za to, że w dziecko zginęło w momencie kiedy jego matka oddawała się uniesieniom. Nie mogąc znieść tego - odcięła sobie łechtaczkę, żeby już nigdy nie poczuć przyjemności, ta autoagresja to po prostu kara, którą matka sama sobie wymierzyła. Jest to też związane z pracą, którą przygotowywała.
Podobnie uderzenie męża w jego "czułe" miejsce, ejakulacja krwią, przecież to MEGA czytelne.
A dziękuję ale jak już to kolega.
ps: w moim poście miało być "poza kręceniem pod publikę". sorki za literówkę teraz zauważyłem.
Oczywiście rozumiem sybmolike tych scen jednak nie jest to zbyt finezyjne. I tu nie chodzi o sam fakt tylko o dosłowność która tutaj jest traktowana poważnie. U mnie to nigdy nie było w cenie żeby wykładać karty na stoł choć czasem jest to potrzebne czy wrącz pożądane.
Tylko w jaki niby sposób ukazać finezyjnie ból,rozpacz, gwałtowną śmierć i triumf chaosu? Kwestie te są zaprzeczeniem finezji i klasycyzmu.Wręcz wymagają zabiegów turpistycznych i realistycznych inaczej ich przedstawienie nie było by szczere.
Odnosze wrażenie że Twój zawód końcową częścią filmu mógł wynikać z nadziei na wyleczenie bohaterki. Wtedy faktycznie nie mogło by być brudno i brutalnie, ale nie byłoby to konsekwentne ze strony von Triera i przede wszystkim wysoce nielogiczne.
"Tylko w jaki niby sposób ukazać finezyjnie ból,rozpacz, gwałtowną śmierć i triumf chaosu?" Przykłady:
- Funny Games: scena po zabiciu dziecka
- Siedem: po odkryciu co jest w pudełku
- Niebieski: właściwie większość filmu mówi o rozpaczy a scena kiedy są zbliżenia twarzy Julie podczas pogrzebu jej rodziny - coś pięknego.
- Łagodna Trelińskiego
Mój zawód nie wynika z powodu przez Ciebie podanego. Osobiście w kinie nie szukam łatwych pocieszeń i happy endów które potrafią zniszczyć nawet najlepszy film. Chodzi mi raczej o to że von Trier na siłę chciał zszokować widza, nie odczytuję jego intencji pozytywnie mam odczucia że chodziło mu o powiedzenie "zobaczcie to będzie naprawde mocne i kontrowersyjne". Często potafi nas przerazić to czego nie widzimy kiedy wyobraźnia sama rusza przynajmniej ja tak mam. Nie wiem czy była kiedyś taka scena w kinie ale podam ją bo przyszła mi do głowy teraz: Czy większe wrażenie by zrobiła scena w której jacyś debile gwałcą dziewczynę i każą jej chłopakowi patrzeć na to a na jego twarzy wylewa sie cała rozpacz i ból w czasie jej krzyków czy też dosadne pokazanie "wszystkiego"? Moim skromnym zdaniem pierwsza możliwość była by lepsza.
"Funny Games" nie widziałem "Łagodną" tylko w wersji Dumały więc nie mogę się wypowiadać, ale w ani "7" ani "Niebieski"(aż nabrałem smaka by odświerzyć sobie trzy kolory) nie opisują triumfu chaosu ani szaleństwa i obłędu(morderca z "7" pozostaje zimny). Scen z antychrysta nie dało by się przedstawić przez reakcję na twarzach bohaterów. Nie miały nas przerażać jak w horrorze lecz właśnie zszokować. Jak już pisałem to turpizm nie klasycyzm
Oczywiście. Taka właśnie była intencja von Triera. Twierdze tylko że nie jedyna. Lars to szarlatan uwielbiający bawić się emocjami widza(Najlepiej widać to w "Epidemi"), ale choć jego zagrywki bywają, nawet bardzo, nieczyste zawsze mają sens i cel którego w swoim pierwszym poście im odmawiasz.
Nie sugerowałem Ci absolutnie zamiłowania do prostych Happy End'ów. Widzę przecież że Twoja krytyka ma charakter konstruktywny i cenisz dobre kino (inaczej bym nie odpisywał). Odniosłem jedynie wrażenie że liczyłeś na coś w rodzaju paradokumentalnego zapisu "depresji i prób wyjścia z niej" który wydawał mi się nawet ciekawy.
Przepraszam KOLEGĘ, bo faktycznie jest kolegą a nie koleżanką.
Argument o "wykładaniu kart na stół" mogę zrozumieć, wszak pewne akcenty aby były mocne - nie muszą być dosłowne. Wymienione filmy to pokazują. Ale Von Trier wybrał dosłowną (w obrazie) drogę, choć niedosłowną w symbolice. I ja tutaj po prostu go rozumiem, chciał tak zrobić i zrobił.
Z tymi scenami chodziło mi o pokazanie bólu i rpozpaczy wspomnianej przez Ciebie. Jeśli intencją von Triera było zszokowanie widza to mu się to udało jak najbardziej jednak mnie to nie przekonuje gdyż w gruncie rzeczy jest to tani chwyt choć skuteczny do tego nie ma wątpliwości żeby wzbudzić emocje u widza jednak to nie jest to czego szukam w kinie.
A to że lubię dobre kino to prawda stwierdzę nieskromnie :) a do Antychrysta podszedłem jak do każdego innego filmu czyli każdy zaczyna z czystym kontem chyba że go widziałem wcześniej to co innego.
A jak nie widziałeś Funny Games to polecam obejrzeć film tego "austriackiego manipulatora" oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Chwilowo poluje na produkcję Wong'a Kar Wai'a ale później nie omieszkam:) Tyle filmów do obejrzenia a tak mało czasu...
"Tyle filmów do obejrzenia a tak mało czasu"... tu się zgadzam a ja poluje na filmy Stanisława Różewicza bardzo niedocenianego reżysera :)
BUNCH: "ręce opadają": może trochę jaśniej ?
Obejrzałem "Funny Games" - 7/10.
Pare interesujących pomysłów i dobrych scen ale czegoś tu brakuje. Chłopaki za rzadko zwracają się do swojej publiczności i są jak dla mnie za mało sarkastyczni(choć w rezultacie wzbudzali we mnie antypatię - co raczej nie udaje się filmowym mordercom ). Typowa Amerykańska Rodzina Ofiar przedstawiona poprawnie zgodnie ze wszystkimi naiwnymi stereotypami tworzy dobry nastruj dla takiej gry konwencją gatunku i zabawą widzem ale w ostateczny rozrachunku odczułem spory niedosyt.
Amerykańska powiadasz... Wygląda na to, że oglądałeś remake z 2007. Obczaj austriacki oryginał z 1997, tam wszystko jest znacznie mniej poprawne :D.
A wracając do Antychrysta - nie jest to moim zdanie rzecz rewelacyjna, może dlatego, że zachowanie obojga bohaterów chwilami denerwowało mnie do granic możliwości (możliwe, ze tak miało być, ale to subiektywne odczucia), ale generalnie zrobił na mnie ogromne wrażenie. Dwoje aktorów, zwykły las i tyle napięcia... Na pewno nie jest to produkcja na jeden raz, osobiście zdaję sobie sprawę, że kilka rzeczy przeoczyłam, lub po prostu nie zrozumiałam.
Odważne sceny bynajmniej jednak w ogóle mi nie przeszkadzały, zwłaszcza że mimo wszystko były zarąbiście przemyślane.
Owszem, oglądałem wersję z 2007. Tą udało mi się poprostu szybciej zdobyć. Za jakiś czas napewno zapoluję na orginał ,ale chwilowo nadrabiam zaległości w kinie rosyjskim.
Dokładnie tak. Szokujące sceny w "Antychryście" mają swój sens i przesłanie. Ich brak z pewnością odebrałby sporo filmowi.
film jest świetny i jestem nim więcej niż zachwycony. Dawno już nie
widziałem tak wnikliwego studium obsesji i depresji. Nie ma się co tu
rozwodzić i rozpisywać nad symboliką więcej niż jest to konieczne.
Kobieta zanim straciła dziecko pisała przecież pracę na temat czarownic,
mrocznych sił natury, zabójcach i ogólnie o samej istocie zła która jest
pierwotnie zakodowane w nas samych jak i naturze która nas otacza, żywi,
karmi, daje schronienie i towarzyszy od samego początku. Grzebiąc w
materiałach zdobywała niebezpieczną wiedzę, stała się badaczką sił
natury, mistyczką, szamanką czarownicą, każdy nazwie ją jak zechce. To
co wydarzyło się w tym domku w lesie nie było niczym innym jak budzeniem
złowieszczych sił natury, prastarym pogańskim rytuałem, spełnieniem
jakiejś danej przyrodzie obietnicy. Jej mąż miał zostać złożony w
ofierze, ostatecznie ofiara została spełniona z tą tylko różnicą że to
ona sama została w niej złożona. Spełniło się to co powszechne było w
średniowieczu, zginęła kobieta która przekroczyła pewną granicę.
Zastanawiam się tylko nad tym czy ten ciąg zdażeń i jej śmierć nie były
jej zagraniem i odwróceniem roli, czy ona aby celowo nie popchnęła męża
do tego by ją zabił i to ona stała się ofiarą na ołtarzu sił natury w
końcowych scenach ( przecież to kobiety od wieków ginęły) i czy jej
śmierć to nie jest przypadek a zaplanowane posunięcie. Natura jest
kościołem szatana jak w pewnym momencie filmu mówi główna bohaterka.
Niezwykły nastrój, świetne zdjęcia, klimat zagrożenia i czegoś
prastarego pierwotnego, czegoś złego co wynika z nas samych i
otaczającego nas świata ( od zawsze jeden gatunek by przeżyć zjada
drugi, przyroda wcale nie musi być z gruntu rzeczy dobra )wspaniała
muzyka i aktorstwo. Film niezwykły, raczej nie horror ale mroczna
opowieść bez zadęcia i kiczu, sporo w nim dosłowności ale te sceny mają
uderzać widza tak z siłą ciosu pięścią miedzy oczy. Film mówi wyraźnie:
świat od zarani dziejów, przyroda, las, człowiek są naznaczone
pierwiastkiem zła który jest w nas uśpiony i może obudzić się gdy
zaczynamy budzić demony i zdobywać zapomnianą od wieków wiedzę.
Fryderyk Nietzsche - Wola mocy - Moralność panów i moralność niewolnicza - Śmierć Boga i nihilizm - Apollińskość i dionizyjskość, symbole, psychologia, kobieca natura, Kobieta - Antychryst - Nadczłowiek, Mężczyzna - Upadły Bóg, to jest bardzo dobre i mocne kino, brutalne symbole, cóż... Owszem obrzydliwe ale konieczne w tym zagmatwanym filmie.
ap ropo symboliki, nazwa lasu do którego udali się główni bohaterowie czyli
Eden. Czy to jest ten pierwotny Eden z którego wywodzi się człowiek,
pierwsi ludzie Adam i Ewa? Odwołanie do samych korzeni, pierwszych ludzi i
samej istoty zła. W biblijnym Edenie to przecież kobieta uległa pokusie zła
i dała się siłom zła zmanipulować, w tym filmie bohaterka mówi wyraźnie: że
nie tylko czarownice były złe, zło poszło dalej, złe stały się wszystkie
siostry. Ich wyjazd do lasu jest czymś na kształt powrotu Adama i Ewy do
mitycznego Edenu. Jeżeli tak miał wyglądać Eden to jakże mroczne musiało
być to miejsce :) W każdym bądź razie Von Trierowi udało się oddać klimat
prastarego lasu, puszczy w której czai się coś co jest tam od zawsze i jest
z samej swojej natury złe. Coś jak pierwsze wersje Baśni Braci Grimm,
mówiące o dwoistej naturze lasu. Las karmi i chroni ale też w jego mrokach
od zawsze czai się coś złego co czeka tylko na to by to obudzić.
Pruba powrotu do raju utraconego kończąca się popadnięciem w obłęd jako metafora całej terapii. Jak najbardziej słuszna uwaga.
Swoją drogą, las jest tu metaforą podświadomości kobiety a lichy domek w środku to jej świadomość. Ciekawie ukazuję to jak blisko jest utraty zmysłów.
Ciekawe ale zwróć uwagę że rytuał stanowił element jej urojeń. Mężczyzna w pewnym momencie zdaje sobie sprawę że gwiazdozbiór trzech żebraków którego pojawienie się ma stanowić sygnał do ofiary nie istnieje i nie ma podstaw w żadnej mitologi(Chociarz można ich też czytać jako odwróconą wersję trzech królów). Trzej żebracy to uczucia pojawiające się w poszczególnych etapach terapii które, zamiast kolejno osiągać apogeum i przemijać, kumulując się doprowadzają ją do obłędu.
W czasie oglądania tego filmu zdałam sobie sprawę, że albo jestem tępa, albo ten film jest beznadziejny. Dziś byłam na nocy kina i o 4 nad ranem, w czasie sceny, gdy wilk zaczął mówić cała sala ryczała śmiechem. Pomysł sam w sobie był niezły, jednak film zdecydowanie jest przerysowany. Nie wiem, może to przez fakt, że "Antychrysta" oglądałam nad ranem, albo rzeczywiście jestem taka głupia - filmu nie zrozumiałam. Choć inaczej, rozumiem "co autor miał na myśli", jednak sposób przekazu...
Ach ten nieszczęsny gadający lis. Cały "komizm" tej sceny wynika z tąd że interpretujęcie ją przekonani iż miała pierwotnie straszyć. Fakt, gdyby takie było założenie twórcy to efekt rzeczywiści byłby śmieszny, ale to poprostu nie jest scena horrorowa tylko symboliczna. Lis nie jest jakimś demonem wygłaszającym straszną przepowiednie, lecz elementem snu na jawie który dręczy mężczyzne dając mu(oraz w założeniu widzowi) wyraźne wskazówki co do jego własnej kondycji psychicznej. Upraszczając - Zwierze które bez rzadnego powodu zostało śmiertelnie zranione, wychodzi z założenia że to normalne gdyż w naturze żadzi haos to nic innego jak sam bohater pozornie radzący sobie ze śmiercią dziecka. Jest to sygnał który, gdyby mężczyzna go prawidłowo zinterpretował, powinien skłonić go do przerwania terapi. Nie idzie on jednak w tym kierunku ponieważ "współczesna psychologia nie zajmuje się snami".
Proponuje przyjąc trzecie założenie. Możliwe że nie jesteś "tępa" a "Antychryst" nie jest "beznadziejny". Film jest poprostu nie w Twoim typie. Nie patrz na "Antychrysta" jak na horror bo on nie wpisuję się jednoznacznie w żaden gatunek filmowy. To bardzo specyficzne kino.
Możliwe, że masz rację. Myślę, że gdybym miała zobaczyć film raz jeszcze, jednak w nieco innych warunkach odbiór byłby zupełnie inny. Czytając to forum faktycznie zaczyna do mnie docierać ogólny sens filmu, jednak powtarzam - nie był on zrobiony najlepiej. Myślę, że wiele ze scen miłosnych mogło być zrobionych tak, by widz mógł dopowiedzieć sobie resztę. Według mnie film miał też jeszcze jedną wadę - "stał" w miejscu, a powinien "iść dalej". Każda scena mogła być równie dobrze sceną końcową, nie było płynności między poszczególnymi sekwencjami.
Jeżeli chodzi o zarzut statyczności to zleży na czym skupisz uwagę. "Antychryst" opowiada przede wszystkim chistorię choroby kobiety której rozpacz po stracie dziecka powoli przeradza się obłęd. Poszczególne sceny w moim odczuciu świetnie ukazują kolejne kroki w jej drodze do zatracenia prowdząc do nieuchronnego wybuchu na końcu. Jak dla mnie przejścia pomiędzy nimi są płynne a film bardzo dynamiczny ale może to kwestia subiektywna?
W kwesti nazbyt dosłownej erotyki to jest to tutaj zabieg jak najbardziej słuszny a wręcz konieczny. Podkreśla to jak bardzo chorobliwy stał się stosunek kobiety do seksu. Uważa go za złą żadzę na wskutek poddania się której utraciła syna i od której wciąż nie potrafi się uwolnić(co w ostateczności doprowadza ją do wniosk że sama jest zła z natury). W tych scenach nie chodzi poprostu o to żeby zaznaczyć że mają życie erotyczne(wtedy faktycznie takie ujęcia byłyby przesadą) ale jak bardzo zostało ono wykrzywione.
Z tymi warunkami to możesz mieć rację. Ja "Antychrysta" widziałem wieczorem na pokazie w ruinach teatru w Gliwicach przy bardzo ograniczonej ilości miejsc na publice i całkowitym braku popkornu i powiem Ci że było to nadwyraz przyjemne doświadczenie.
"Ach ten nieszczęsny gadający lis. Cały "komizm" tej sceny wynika z tąd że interpretujęcie ją przekonani iż miała pierwotnie straszyć."
Ha! Więc pewnie dlatego np. filmy Uwe Bolla są złe, bo niewłaściwie je interpretujemy.
Zły przykład. Mój argument dotyczył interpretacji i oceny na podstawie błędnego sklasyfikowania "Antychrysta" jako horroru podczas gdy Lars von Trier z założenie nie tworzy filmów w ramach określonych gatunków. Stanowi to z jeden z postulatów manifestu Dogma'95 . Boll tworzy filmy jednolite i określone gatunkowo tak więc ocenianie np:"Postala" w kategoriach komedii jest jak jak najbardziej logiczne.
Nie do końca. Osobiście nie uznaję tego filmu jako horroru, nie uważam go nawet za szokujący, dramatyczny czy zmuszający do myślenia. Uważam, że jest to zwykły paździerz dla domorosłych filozofów, dla kasty tych, co kreują się na "elitę" i rozkminają film klatka po klatce dochodząc do wniosków na które pewnie nigdy nie wpadłby sam reżyser i scenarzysta, bardziej absurdalnych niż sam film [przykładem ilustrującym niech tu będzie Wisława Szymborska błędnie, według klucza, interpretująca swoje wiersze na maturze z polskiego]. Czy jeśli coś jest słabe, należy to tłumaczyć tym, że źle to coś interpretujemy? Pewnych rzeczy nie powinno pokazywać się w kinach, w multipleksach dla masowej publiczności. "Antychryst" nie należy nawet do tej grupy, bo według mnie, nie powinien on nawet był powstać. To próba taniej sensacji, film zrobiony dla kasy, ociekający kiczem. Jego problem polega na tym, że jest cały czas śmieszny i żałosny, po prostu kompletnie żenujący, a nie "głęboki", tak jak by co niektórzy by tego chcieli. Nie wiem czy zrozumiesz to co zaraz powiem, tak jak chciałbym byś zrozumiał: dla mnie cała pseudofilozoficzna i nibypsychologiczna otoczka to nużąca przykrywka dla ukazania sugestywnych scen przemocy i seksu. Nie widzę tutaj żadnego obłędu i depresji, "Antychryst" jest w moim przekonaniu filmem koszmarnie słabym i nudnym. Kompletnie nie mieści mi się w głowie jak można to interpretować, podobnie jak obrazy w stylu "czerwony kwadrat na bialym tle". To wszystko jest robione pod szatą lansu i chęcią brylowania wśród równie "elitarnego" towarzystwa. To tak jak w bajce o szatach cesarza-wszyscy udawali, że widzą cesarza ubranego w piękne szaty, a tak naprawdę radośnie naginał on przez miasto z gołym tyłkiem. Tylko dziecko miało odwagę powiedzieć głośno prawdę. To samo jest tutaj. Towarzystwo interpretacyjne wzajemnej adoracji. Ten film jest wynikiem czyichś chorych obsesji, których nie powinno się promować. Ludzie idą na to jak na "horror" i myślą że dostaną "Piłę VI", w której co najwyżej ktoś będzie palił krucyfiksy. Dostają czystą żenadę. Pomijając chybiony sposób na przyciąganie ludzi do kina, dla mnie to pseudosztuka w rodzaju wsadzaniu polskich flag w psie gó*no, genitaliów wiszących na krzyżu czy instalacji wideo na których "artystka" wpieprza bez przerwy swoje włosy łonowe. Ludzie, ogarnijcie się-to nie jest żadna sztuka, to zwykłe gó*no pod płaszczykiem sztuki, które usiłują wam wcisnąć. Zawsze można ludziom wcisnąć jakikolwiek szajs, nawet najbardziej absurdalny, a gdy ktoś zgodnie z rzeczywistością zauwazy, że przecież to tylko szajs-zawsze można obrzucić go uwagami, że nie rozumie, że się nie zna a stara to już w ogóle toster wrzucała mu do wanny. Dyspozytariusze prawdy jedynej, stający w obronie czegoś, co jest zwykłą szmirą. Takie jest bynajmniej moje zdanie, może jestem ignorantem, może nie rozumiem tej "wspaniałej sztuki", może po prostu doszukiwanie drugiego dna w tym filmie jest bardziej idiotyczne od niego; nie wiem, ale "nie nazywajmy szamba perfumerią". Wyjaśniałem to w wątku który założyłem na forum, nie chce mi się powtarzać, jest na liście wątków tuż pod tym, jeśli ktoś chce, niech zaglądnie do mych wyziewów. Dla mnie to szmira.
PS Przepraszam jeśli popełniłem błędy i jeśli pisałem pierdoły-jest już późno a jestem cholernie śpiący, ale zależało mi by to napisać co następuje powyżej bo mam nadzieję że ktoś ma podobne zdanie jak ja w kwestii tego "dzieła".
Pozdrawiam.
Super znowu podejście z cyklu "mnie się nie podobał więc tobie też nie tylko tak udajesz".Znalazło się jedyne nieskalane dziecko które widzi nagość cesarza! Kolejny arbiter elegantiae który objawi zakłamanym pseudoelitom co im się naprawdę podoba a co nie! Mogę wiedzieć przed kim ja się Twoim zdaniem niby popisuję skoro forum jest anonimowe i nie korzystam nawet z opcji znajomych? Gdzie niby masz to "Towarzystwo interpretacyjne wzajemnej adoracji" skoro nawet fani twórczości von Triera są mocno podzieleni w ocenie tego filmu? Ba! Nie ma nawet zgodności wśród zwolenników "Antychrysta" gdzyż każdemu z nas podoba się w nim co innego? Dla Ciebie to rzecz jasna tylko kolejny kontrargument. "Jak może coś mieć wiele znaczeń?" dla Ciebie powinno pewnie być "sobą na wskroś! cebula-do stopnia cebulistości" jak napisała ironicznie Szymborska, która oblała maturę z własnych wierszy, właśnie dlatego że klucz zakładał istnienie jednej słusznej interpretacji.
Wracając do kwesti lisa. Chodziło mi o to że scena ma charakter komiczny tylko jeżeli oceniamy ją w kategoriach horroru którym, "Antychryst" nie jest. Przywołany przez Ciebie przykład Boll'a określiłem jako zły ponieważ przy ocenianiu jego filmów zawsze wiadomo z jakim jednoznacznie gatunkiem mamy doczynienia. Nie twierdziłem wbrew temu co sugerujesz że negatywna opinia na temat filmu wynika wyłącznie z błędnych interpretacji.
Z jednym się zgodze. Zresztą pisałem to już nie raz. Podstawowym problemem "Antychrysta" jest to że sporo ludzi przychodzi na seans licząc na "Piłę VI". Nie wiem co za kretyn usiłuję to sprzedać jako horror i to w dodatku gore ale sądze że wiele na tym nie zyska biorąc pod uwagę częstotliwość z jaką oszukani widzowie biorą zwrot pieniędzy.
nawet nie doczytałem do końca twoich wypocin ale już widzę że jesteś
jednym z tych którzy atakują dla samego atakowania z prozaicznego powodu
jakim jest fakt że nie rozumiesz nic z tego filmu a nie jest on
specjalnie bardzo skomplikowany co świadczy tylko o twojej słabej
percepcji pojmowania a przy okazji nie znajomości podwalin współczesnej
kultury zachodu. Antychryst nie jest w żadnym wypadku horrorem, to nic
innego jak autorski, swoisty filozoficzny traktat o naturze zła. Wyraźnie czuć tu inspirację Bergmanem i jego "7-mą pieczęcią", wszystko
dzieje się na dwóch płaszczyznach, realnej do bólu namacalnej jak i
psychologicznej w "głowach" głównych bohaterów tej opowieści. Scena
"gadającym lisem" jest autentycznie straszna ale zależy od kontekstu w
jakim ją oglądamy. W pełnym odmóżdżonej gawiedzi multipleksie na nocnym
pokazie pewnie może wydawać się komiczna gdy jakiś idiota w głębi sali
gdzieś się zaśmieje a reszta równie bystrych odbiorców podchwyci to
puści dalej. Radze obejrzeć sobie ten film w samotności, przy zgaszonym
świetle przykładowo na dobrym kinie domowym, a scena ta wywołuje takie
ciarki że wyobraźnia zaczyna pracować na kilku płaszczyznach ( Salvador
Dali miał ponoć kiedyś powiedzieć: Gdy zapada mrok, budzą się demony. I
miał tu oczywiście na myśli to że wyobraźnia kreuje róże projekcje tego
co czai się w ciemnościach a najlepiej odczujemy o własnie w samotności)
Antychryst w żadnym wypadku nie nadaje się do takich pokazów jak ten o
jakim wspomniała panienka wyżej. Nie jest też filmem dla wybitnych
intelektualistów ( ja przynajmniej samego siebie za takiego nie uważam)
a jednak przypadł mi do gustu, mało tego wręcz zachwycił swoją powolną
stopniową etapową narracją. Wszystko ma w nim swój sens, czas, każdy
etap wydarzeń jest celowym przemyślanym zabiegiem nie dzieje się ani za
szybko ani za wolno. Właśnie ta pełna symbioza i harmonia czasu z
wydarzeniami jest tu wręcz niesamowita, toż to istna perfekcja coś jak
japońska ikebana. Jest tak sterylna i precyzyjna że widać z miejsca jak
przemyślana jest to konstrukcja. A to że film wywołuje tyle kontrowersji
już świadczy o tym że jest to ponadprzeciętne kino. Adresowane dla
bardziej wrażliwego i obeznanego choć trochę z literaturą i klasyką
filmową widza ale też i bardziej wymagającego. I proszę nie nazywajcie
"Antychrysta" horrorem bo jest to filozoficzna opowieść, traktat nad
pierwiastkiem zła obecnym w przyrodzie i człowieku. Owszem mroczna,
tajemnicza, krwawa ale to nie jest horror i może dlatego ten film tak
pobudza wyobraźnie. Film nie na salę pełną żrących popcorn głąbów z colą
w drugiej ręce ale raczej dla czytelników klasyki. Czy aby czasem nie
Dostojewski pokusił się o opisanie natury zła w człowieku, jego
mechanizmów i próby walki z samym sobą w "Braciach Karamazow" ? Von
Trier zrobił to bardziej dosłownie, jego bohaterowie niczym biblijni
Adam i Ewa wracają do Edenu by przypomnieć ludziom skąd bierze się zło.
Człowieku, chcesz powiedzieć, że masz za totalnych dupków tych, którym się nie podoba film, bo są głupi i ich wina, że nie doceniają wartości historii, wiedzy? A co z tymi, którzy - używając Twojej terminologii - "czytają książki"? Cenię sobie i szanuję bardzo historię ludzkich losów, a do filmu podchodziłam dwa razy i za każdym razem miałam głównie trzy uczucia - obrzydzenie, zwątpienie i niesmak. Jeśli to są wartości, które ma przekazywać nam tak "zakorzeniony w kulturze europejskiej" film, to podziękuję za takie emocje, za taką lekcję historii, za takie pieprzone "religioznawstwo", lasoznawstwo, żołędzioznawstwo czy cokolwiek. Tak, ironizuję, krytykuję, bo mam dystans do tego filmu i już. W pełni rozumiem i identyfikuję się z wypowiedziami użytkownika ~crucis, bo jesteśmy tym samym typem ludzi, a w przypadku Antychrysta są to właśnie głównie dwie grupy - albo masz dystans to tego filmu, reagujesz na niego ironią i krytyką, bo w nosie masz taką mniej lub bardziej naciąganą symbolikę, taką formę przy minimum treści, taką jakże "atrakcyjną" lekcję historii, wprost ucztę dla oka i raj dla filozoficznych rozważań - albo zachwycasz się filmem, bo jest to coś, czego nie widziałeś jeszcze nigdy w życiu, bo to takie szokujące, tak cię to przerasta, że próbujesz to zrozumieć, rozmyślasz i wyciągasz wnioski: inne - odważne - cudowne. Cóż, nic dziwnego, różnimy się szeroko pojętym doświadczeniem i różnie reagujemy na ten film. Dla mnie osobiście jest on absurdem, a na dodatek jest świadectwem czegoś w rodzaju skalania istoty ludzkiej, bo tak ohydne zachowania jak w tym filmie nie są realne w życiu codziennym. Takie coś w ogóle nie powinno powstać, to nie jest sztuka, tworzenie, to jest odtwarzanie - i to w kiepskim stylu. Pierwsza scena - niby pełna patosu, powagi, tragizmu - dla mnie od początku była nieporozumieniem, przesadą, nawet zabawną. Później, w trakcie filmu, moje rozbawienie stopniowo przechodziło w obrzydzenie... A teraz pozostał po prostu dystans, ponieważ nie zamierzam zaprzątać sobie głowy negatywnymi emocjami
no niestety Ty i ten koleś Crucis, jedziecie na tym samym wózku. Nie
ogarniacie nawet tak prostego w odbiorze filmu jak "Antychryst" a wnioski
umiecie wyciągać na podstawie kilku obrzydliwych scen które napawają
obrzydzeniem wasze wyrafinowane gusta i estetyczne podniebienia. Dam sobie
głowę uciąć że kompletnie zielonego pojęcia nie macie o szeroko pojętej
kulturze i nie łapiecie uniwersalnego przekazu "Antychrysta". No trudno,
widocznie muszą być i takie osoby jak Wy :( Nie wiem, może zgłoś się do
bileterki w kinie żeby oddała Ci pieniądze za bilet, a może po prostu weź
do ręki "Stary Testament" i poczytaj coś o pierwszych ludziach Adamie i
Ewie ?
dzięki brazylijczyk, po Twoich opisach na pewno obejrzę Antychrysta:) wciąż odkładam, czekając na lepszy nastrój,
bardzo też cenię Triera i uwielbiam Dostojewskiego, to zestawienie to najlepsza rekomendacja dla filmu
Hm, na chwilę obecną popieram. Cały wczorajszy dzień myślałam nad zaletami filmu i nie przyszło mi ich zbyt wiele do głowy, w przeciwieństwie do wad.
I szczerze mówiąc tytuł "Antychryst" kompletnie nie pasuje do treści filmu.
<br>
Rozbawiło mnie, gdy wychodząc z kina usłyszałam grupkę studentów rozmawiających o filmie i jeden z nich powiedział "Hm, właściwie to film był świetny, tylko czegoś mu brakowało. Nie wiem, może akcji albo efektów specjalnych... a może po prostu fabuły?"
tytuł filmu jak najbardziej pasuje do filmu, tytułowym "Antychrystem"
jest przecież główna bohaterka. Tytuł błędnie kojarzony jest z horrorem
i stąd tyle wypocin tu fanów "Pił" "Domu woskowych figur" "Krzyków"
"Kręgów" i innej szmiry. Gdyby dystrybutorzy filmu wyraźnie zaznaczyli
że "Antychrystowi" bliżej do filmów Bergmana niż do "Omena" czy
"Amtyville" to może nie czytalibyśmy tu dzisiaj tylu opnii różnych
frustratów którzy dziarsko wydali 15zł na kilowy bilet licząc na
"pożądny horror" . Antychryst nie jest i z założenia nie był horrorem,
ani filmem skierowanym do masowego odbiorcy. Aby go właściwie zrozumień
należy znać podwaliny współczesnej kultury europejskiej. Sporo tu
odwołań do Starego Testamentu, ogólnie do religioznawstwa, do klasyki
filmów psychologicznych, jest coś dla miłośników Medievalistyki. Von
Trier zręcznie bawi się gatunkami, odwołuje do symboli, do Psychologii,
Filozofii i klasyki filmowej. nie sposób ogarnąć tego filmu bez znajomości tych jakże często pojawiających się w popkulturze elementów
składowych. Przecież to samo robi Tarantino, z tą tylko różnicą że on
tworzy kolaże, zlepki starych filmów z lat 70-tych 80-tych klasy B, C
czy jeszcze niżej. Najlepiej bawią się przy jego filmach ci którzy
wychowali się na takich produkcjach. I na tej samej zasadzie
"Antychrysta" najlepiej zrozumieją ci którzy sięgają po książki, starsze
filmy, interesują się choć trochę Filozofią, Psychologią, Historią, a
przede wszystkim skandynawskim kinem psychologicznym. Fajne jest w nim
to że można go odczytywać na wiele sposobów i za każdym razem znaleźć
kolejne odwołanie. Film bardzo dobry ale dla ludzi o trochę szerszych
horyzontach i pewnym zasobie wiedzy. Dobrze jest zwracać w tym filmie
uwagę na szczegóły i detale.
Także byłam na Nocy Kina i obejrzałam Antychrysta..Jednak mimo tego,ze
przeczytałam juz wiele postów objaśniających symbolike tego filmu to nie
moge sie do niego przekonać.Jedyne co we mnie wzbudził to obrzydzenie i
lekkie niedowierzanie,ze mozna nakręcic coś tak debilnego bynajmniej nie
myslałam refleksyjnie na temat praw natury itd.
Moze i mam ograniczone horyzonty lub po prostu jestem za głupia na ten
film,ale naprawde nie moge sie do niego przekonać.
Jeden cel został osiagniety - zapamietam ten film na bardzo długo.
Atmosfera nocy kina nie sprzyjała interpretacji takiego filmu.
Jak dla mnie, film bardzo dobry. Nie jest tak prosty w odbiorze jak głupowaty American Pie, wymaga pewnej interpretacji.
Pokazuje jak bardzo instynkty żądzą człowiekiem, jak bardzo jest wobec nich bezsilny.
Atmosfera, atmosferą, ale myślę że jak ktoś poprostu lubi zabawę symboliką, filozofią i psychologią to film i tak mu się powinien spodobać, a zwolennik kina rozrywkowego i tak wyjdzie z obrzydzeniem. Trzeba poprostu sprawdzać na co się idzie a nie sugerować się samym tytułem. Słynny motyw z "Chłopaki nie płaczą" i "nowym zajebistym filmem - 'Śmiercią w Wenecji' "chyba wystarczająco dobrze to obrazował.