Obejrzałam go w końcu wczoraj i nie zrobił na mnie zupełnie żadnego wrażenia, ani pozytywnego ani negatywnego. W pewnym momencie chciałam go nawet wyłączyć, bo zaczął mnie nudzić. Samo ujęcie i rozpracowanie stadiów choroby psychicznej, nie jest niczym nad wyraz ciekawym, do tego jeszcze ten mąż podchodzący do własnej żony, jak do jednego z przypadków opisanych w książce naukowej, zupełnie obdarta z własnych uczuć i prawa do przeżywania żałoby w indywidualny sposób. Sceny które praktycznie wypromowały ten film, są tu praktycznie zdawkowe. Ujęcie z plakatu jest naprawdę dobre, ale pozostał mi po nim jakiś niedosyt. Natomiast te osławione sceny uszkadzania narządów intymnych, wg mnie tak naprawdę aż tak nie były tu potrzebne, albo precyzyjniej mówiąc nie było potrzebne tak dokładne pokazywanie tego, chociaż patrząc po komentarzach człowiek mógłby się spodziewać że tak będzie wyglądał cały film.
Natomiast jeśli chodzi o to co film chce nam przekazać, to muszę się przyznać że mam z tym trochę, problem i nie jestem do końca pewna czy go rozumiem. Samo przedstawienie natury jako dzieła, czy domu szatana (jakoś nie mogę sobie przypomnieć jak to było tam nazwane) naprawdę ciekawe i zaskakujące (gadający lis to wyjątkowa przesada).