na którym, poza dorosłymi, wynudzą się również dzieciaki.
Trzeba uważać, żeby nie dać się zrobić w konia - bo ani to dramat, ani film muzyczny (co prawda muzyki trochę tam jest, kiepskiej zresztą).
Dziwi tym bardziej tak wysoka ocena - zwłaszcza że klasyczna już chyba pozycja kina familijnego - Mrs. Doubtfire - ma ocenę o wiele niższą.
Definicja pojęcia "dramat" - http://sjp.pwn.pl/szukaj/dramat - «nieszczęście dotykające kogoś» - a sam fakt, że Lyla myślała, iż straciła dziecko, jest tragiczny, prawda? ;) To tak na przykład. Muzyka według mnie była całkiem dobra, niczego jej nie brakowało, a nawet wręcz przeciwnie, byłam nią oczarowana, nie mówiąc o cudnym wokalu pana Meyersa :)
Zgadzam się, ocena jest za wysoka. Ten film z całą pewnością nie zasługuje na "bardzo dobry". Ale to przecież Filmweb.
Postaci są banalne, schematyczne i przerysowane.
Robin Williams po raz kolejny gra Piotrusia Pana.
Jonathan Rhys Meyers (lub ten ktoś, kto go wyręcza wokalnie) zawodzi przeokrutnie. A teksty jego piosenek też są do bólu sentymentalne i pretensjonalne.
Dlaczego scenarzyści nie pozwolili grajkowi ulicznemu wykonywać muzyki czarnych? To byłoby przynajmniej ciekawe.
Wszystko w tym filmie jest tak naiwne, nieprawdopodobne, a zarazem przewidywalne, że aż zęby bolą. Bajeczka bajeczką, ale wydaje mi się, że ten film miał nieco większe ambicje?
Poza tym zdenerwowała mnie arogancja bohaterów. No bo każdy jest tu przecież wielkim artystą...
Śpiew Rhysa - Meyersa jest według mnie w porządku. Nikt nie podkłada głosu za niego. W Velvet Goldmine też można usłyszeć kilka utworów w jego wykonaniu.
Neff - chyba nie ma filmu, w którym nie przydarzyłoby się komuś jakieś nieszczęście - to nie znaczy, że każdy film jest dramatem. Przy takim myśleniu to i Smurfy możesz do dramatów zaliczyć.
Niestety co to Augusta - zgadzam się w 100% z renką. Kiepskie to, naiwne, przesłodzone i przede wszystkim - nieprawdopodobnie przegięte. W czasie oglądanie wyszedłem na chwilę odebrać telefon (w momencie jak dzieciak nauczył się w pół minuty odczytywać i tworzyć!!! zapis nutowy - oczywiście nie znając zasad, teorii, niczego). Wróciłem po kilku minutach a tu dzieciak napisał już symfonię... To taki mój przykład ;) Oczywiście można by wymienić tego dużo więcej.
Oczy ze zdumienia przecierałem, jak zobaczyłem filmwebową ocenę...
Dzieciak, który grał główną rolę - identyczny wyraz twarzy przez cały film. W porównaniu z nim Macaulay Culkin powinien dostawać Oscary za każdego Kevina.
Śpiewający Meyers - wył jak zbity pies - moje prywatne odczucie, nie lubię takiego wokalu.
Szkoda tylko Robina Williamsa - do końca kariery będzie już chałturzyć w filmach z dziećmi?