Mógłbym długo wymieniać pasujące do tego filmu określenia.
Spodziewałem się czegoś łzawego i trochę banalnego, ale miałem nadzieję, że ścieżka dźwiękowa zrekompensuje fabułę.
Niestety utwory grane przez Augusta i jego ojca były równie banalne jak cały film. O kulminacyjnej symfonii nie chcę nawet wspominać.
Zasłużone 2/10.
ps. Jeśli komuś się wydaje, że mały Evan grał niemal jak Satriani to najprawdopodobniej nigdy nie słyszał tego drugiego.