Jak już napisałem, film jest dość dobry (dałem 7/10), niestety wyłącznie ze względu na stronę wizualną.
Reakcje i komentarze większości jego fanów są jednak zwyczajnie niepoważne i strasznie niedojrzałe. Zachowują się jak małe dziecko, które dostało nową zabawkę i jest nią tak zachwycone, że uważa ją za najwspanialszą rzecz na świecie. No i nie rozumie, jak innym może się ona nie podobać. Przecież jest taka nowa i taka niezwykła. Jak to jednak bywa w takich przypadkach, wystarczy dziecku dać inną nową zabawkę, aby owa jedyna i niezwykła wylądowała w kącie.
Przejrzałem dość dużo komentarzy i mamy całe rzecze "bojowników o wiarę", którym zwyczajnie nie mieści się w głowie, jak ktoś może nie być zachwycony i oczarowany tym "niezwykłym dziełem". Pojawiają się w związku z tym całe teorie wyjaśniające te niezwykłe przypadki:
- ktoś oglądał kinówkę na małym ekranie;
- jest egzaltowanym człowiekiem ceniącym wyłącznie filmy Bergmana;
- ma problemy psychiczne i zaburzone poczucie własnej wartości, i poprzez krytykę próbuje się dowartościować;
- jest zupełnie pozbawiony wrażliwości, a film przecież porusza niezwykle ważkie problemy dotyczące ekologii i niepełnosprawności (jeden z użytkowników nawet napisał, jak jego niepełnosprawny znajomy popłakał się po seansie)
- jest zwyczajnym trollem, zaniżającym ocenę filmu z czystej złośliwości
- itp. itd.
Na porządku dziennym jest także teoria spiskowa, jakoby to antyfani niestrudzenie knuli i zaniżali średnią ocenę. Najśmieszniejsze jest to, że piszą to ludzie mający na swoim koncie kilkanaście lub kilkadziesiąt pochwalnych postów pod adresem Avatara. Co więcej, jest nawet pewne grupa misjonarzy tropiących i bezlitośnie tępiących każdy wpis, który nie jest hymnem pochwalnym na cześć.
Prawda natomiast jest taka, że film poza rzeczywiście nowatorską techniką niczym szczególnym nie zachwyca. Po wybitnym, a nie jedynie sprawnie zrealizowanym, filmie należałoby oczekiwać czegoś więcej, niż niebieskoskórych Indian i akcji, co do której już po 30 min. dokładnie wiadomo jak się dalej potoczy i jak się zakończy.
Uprzedzając domysły, ja byłem na filmie w kinie w wersji 3D i także dałem się początkowo mu oczarować. Jednak opuszczając salę kinową nie miałem już poczucia, że oto przed chwilą byłem świadkiem przełomu w kinematografii, czy też że właśnie obejrzałem najlepszy film w swoim życiu. Zwyczajnie miałem uczucie zmarnowanej szansy i tego, że zostałem perfidnie oszukany. Film posiada bowiem jedynie wyjątkową oprawę, jednak w środku jest pusty jak wydmuszka.
Jeżeli Cameron ma rację i kinematografia rzeczywiście podąży jego śladem, to już za rok lub dwa pojawią się filmy technicznie jeszcze lepiej zrobione od Avatara. Co wówczas stanie się z ową wyjątkowością i niesamowitością Avatara? Czy ktoś z owej rzeszy gotowych umrzeć za film misjonarzy postawił sobie to pytanie?
Co zostanie z filmu, gdy zabierze się mu całą aurę nowości? Ano jeszcze jedna banalna historia o potędze miłości i zwycięstwie szlachetnych tubylców nad złymi do szpiku kości najeźdźcami. Czy aby na pewno tego typu film zasługuje na miano arcydzieła?
Popieram cię, ale z rokiem/dwa przesadziłeś.
Za to na pewno pojawią się filmy lepsze technicznie pod każdym względem za
5 lat.
Mimo iż nikt nie poświęci na nie 12 lat i 230mln.
Przesada. To, że Cameron wpadł na ten pomysł w latach 90 nie oznacza, że prace nad nim trwały 12 lat. A to, że tyle czekał oznacza tyle, że nie chodzi mu wyłącznie o kasę.
Nie? Dobrze wiedział że ten film bez efektów specjalnych będzie niczym -
gdyby chciał przekazać historię to nakręcić by to mógł i w latach
70'dziesiątych.
Chciał stworzyć cyfrowe postacie. W latach 70' nawet by o tym nie pomyślał.
W latach 90' wiedział, że takie rzeczy można próbować robić, ale
technologia nie umożliwiała zrobienie tego w dobry sposób. Jednak James
słusznie przewidział, że rozwój grafiki komputerowej w końcu umożliwi mu
zrealizowanie takiego dzieła. Czasem warto poczekać. I jak widać, opłaciło
się. Wolę dzisiejszego Avatara niż film kostiumowy, jaki powstałby w
tamtych czasach...
No i co ty mi tutaj wypisujesz? Zastanów sie człowieku.
Bo nie zaprzeczyłeś niczemu co napisałem, a tylko potwierdziłeś moją
opinie, a wydaje ci się że zrobiłeś na odwrót. -_-'
Oj Luke, coś Ty zrobił? Teraz Victor znów pomyśli, że ma racje, a jego ego nie przeciśnie się już więcej przez żadne drzwi sali kinowej. Tak, trudno się dziwić, że taki film wolimy, bo jest ładny wizualnie. Ale jak dla mnie przesłanie byłoby tylko mniej rzeczywiste gdyby były to materiałowe ufoludki. I nie chrzań mi tu, że nie ma przesłania. Tak, ma to samo przesłanie co Pocahontas, Mój brat niedźwiedź i tysiące innych filmów. Tak samo jak Matrix (człowiek może wszystko jeśli uwierzy i przestanie być cudzą marionetką) lub Leon Zawodowiec (life is brutal). Jak dobrze poszukasz to znajdziesz przesłania Twoich ulubionych filmów w innych, nakręconych wcześniej i w gorszy sposób produkcjach.
"Tak samo jak Matrix (człowiek może wszystko jeśli uwierzy i przestanie być
cudzą marionetką)"
Matrixa nie cenię za przesłanie tak samo jak wielu innych filmów.
"Ale jak dla mnie przesłanie byłoby tylko mniej rzeczywiste gdyby były to
materiałowe ufoludki. I nie chrzań mi tu, że nie ma przesłania."
Istnieje coś takiego jak "charakteryzacja".
A ty mi nie chrzań że ma. To jest gówno a nie przesłanie, takie samo
przesłanie (pod względem "fajności"_ ma każdy film familijny).
Czekaj. W pierwszym zdaniu dziwisz się temu, co piszę, jakby pisał bzdury. A już kolejnym akapicie twierdzisz, że potwierdziłem Twoją teorię. Coś
kręcisz. :P
Wypowiedź była by pełniejsza, gdybyś wypowiedział się też o antyfanach i ich odzywkach, a tak wyszło jak zwykle ;)
Zagorzali antyfani dający 1 z czystej złośliwości zdarzają się w przypadku każdego tytuły. Nawet pierwsza piątka filmów na liście ma po kilka tysięcy jedynek (był kiedyś taki wpis na forum, niestety szybko usunięty z powodu naruszenia regulaminu). Więc to zjawisko nie jest dla mnie jakoś specjalnie interesujące ani dziwne.
Mocno dziwią mnie natomiast owe dziesiątki (czy też setki) tysięcy dziesiątek w ocenie oraz całe zastępy misjonarzy "gotowych umrzeć za wiarę", iż jest to najwspanialszy i najcudowniejszy film wszechczasów. Innymi słowy nie rozumiem skąd ta cała histeria wokół filmu.
więcej misjonarzy jednak widzę wśród anty, podejmują wszelkie próby udowodnienia innym jaką są marnością gdyż film im się podoba... a spędzanie cennego czasu przez oponentów fimu jest o wiele bardziej ciekawe i zastanawiajace niż to, że na forum są fani - choćby taki kolega Victor_Fw warto popatrzeć na jego cięźką pracę ;)
Problem polega głównie na tym, co to znaczy "zagorzały antyfan"?
Czy jeżeli ktoś ocenia film tak jak ja na 7/10 i pisze, że film jest płytki i przewidywalny do granic możliwości jest już antyfanem, czy też nie? Bo odniosłem wrażenie, że mianem anyfana jest określana każda osoba, która ma jakiekolwiek uwagi krytyczne po jego adresem. No i zgodnie ze starą chrześcijańską zasadą jako "odstępca od wiary" wymaga napiętnowania.
Ja definiuję raczej normalnie wyrażenie anty-fan. Ktoś kto mnóstwo czasu i energii poświęca na ośmieszenie filmu, wytknięcie wszystkich błędów, a przede wszystkim na tępieniu fanów i wyzywaniu ich od idiotów. Tak, to dla mnie jest właśnie anty-fan. A póki ktoś nie wjeżdża na mnie to niech sobie ma zdanie jakie ma, mi to nie przeszkadza. Anty-fanom z mojej definicji przeszkadza.
Jeśli udowodnisz płytkość filmu - jak dotąd w zasadzie nikomu się nie udało, gdyż większosć uważa, że film jest prosty a to nie jest równoznaczne z tym, że jest płytki...
Jęśli udowodnisz, że przewidywalność w filmach prostych jest czymś zły... to też nikomu się nie udało, gdyz okazywało się tylko, że oczekiwania były inne, oczekiwania zaskoczenia...
większość "ataków" widzę na osoby które komentują widzów filmu a nie sam film, a tak na marginesie skoro jestś pewien swojej opinii to dlaczego boisz się zostać "odstępcą od wiary"? Stwórz własną, ale na zasadach "moja też jest dobra" a nie "wasza jest gorsza"
Ależ udowodnienie banalności i płytkości jego fabuły to żaden problem.
Po prostu świat realny nigdy nie jest czarno-biały. Nie ma w zasadzie osób jednoznacznie dobrych i jednoznacznie złych. To wyłącznie bajki dla dzieci pokazują istnienie absolutnego dobra w jaskrawej opozycji do absolutnego zła. Dokładnie ten sam mechanizm mamy w Avatarze. Wszyscy tubylcy bez wyjątku są dobrzy i sprawiedliwi, i racja leży wyłącznie po ich stronie. Z drugiej strony mamy bezwzględnych i chciwych ziemskich zarządców kopalni oraz tępych i bezmyślnie wykonujących wszelkie rozkazy żołnierzy. No i główny bohater postawiony między nimi, a ponieważ w tego typu filmach bohater MUSI być wzorem do naśladowania z góry wiadomo jakiego dokona wyboru i po której stronie się opowie.
Schematyczne i proste aż do bólu. Po prostu kolejna bajka o odwiecznej walce dobra ze złem, w której oczywiście dobro zawsze zwycięża.
Tego typu postawienie sprawy jest zwyczajnie infantylne i mnie jako widza razi. I nawet gdyby owa infantylność została ubrana w nie wiem jak niesamowicie wymyślne i kolorowe szaty, to niestety cały czas infantylnością pozostanie.
Poza tym, twój post jest idealnym dowodem na to, że co napisałem w pierwszym poście jest prawdą :D
Stanowi także odpowiedź (nie wprost oczywiście) na moje poprzednie pytanie: kim według "bojowników o wiarę" jest antyfan?
Filmowi wystawiłem bardzo wysoką notę, jednak wystarczyło abym wyraził się niepochlebnie o jego fabule, aby od razu dostać łatkę antyfana (sic!).
Poza tym mamy tutaj klasyczną manichejską opozycję dobra i zła - nie zgadzasz się z nami, zatem jesteś przeciwko nam (czyli stwórz własny rodzaj wiary).
Oczywiście, że jestem pewien swojej opinii. Nie widzę jednak potrzeby zaczynać z tego powodu czegoś na kształt krucjaty. Zwyczajnie podzieliłem się swoimi przemyśleniami na forum, bo w końcu do tego fora zostały stworzone.
W realnym życiu naprawdę są rzeczy o wiele ważniejsze, niż umieranie za jeszcze jeden film o banalnej, bajkowej fabule.
poczciwego Normana zżera zazdrość o sukcesy Jeka
Tsu'Tey - zazdrosny, nieufny, wściekły
Neytiri - zbyt dumna by słuchać wyjaśnień, wściekła gdy ją coś rozczaruje
Selfridge - konsternacja, nie chciałby zabijać, ale chciałby mieć
Jake - zatrudniony przez naukowców, ale daje się werbować Quaritchowi, zdradził i znowu musi to zrobić - dokonuje wyborów, także tych złych
Quaritch - mężny marine na stare lata wykopany z woja by niańczył bandę naukowców i robotników, w końcu znajduje wroga i na nim się skupia
Na'vi - zbyt dumni by "słuchać"
ludzie - zbyt pewni siebie by "słuchać"
Absolutne dobro i zło??? świat czarno-biały??? jesteś pewien czy tylko uprościłeś :)
Fakt jest to walka dobra ze złem, schemat - tak, ale mimo że wersja jest "skrócona" co do przewidywanej ten rys postaci jednak jest...
Bajki przez wieki były mądrościami, dlaczego w tym wypadku uważasz to za infantylność - skoro film jest dla szerokiego spektrum widzów to nie powinno chyba traktować się prostoty jako czegoś złego... czy proste jest złe? i dlaczego wadą jest to co w takich filmach jest oczywiste?
Jeden z użytkowników często zadaje pytanie - co czy przesłanie proste jest gorsze od głębokiego, czym jest głębokość przesłania - na czym polega - prawdę mówiąc nikt z osób krytykujacych film nie odpowiedział...żaden z tych co zarzucali filmowi że jest płytki, za to kilka osób zachwyconych filmem to zrobiło i to każdy w inny sposób, ale bardzo ciekawy.
Więc schamatyczne wypowiedzi niczym nie poparte częściej widzę u antyfanów - moderuję to forum i sporo czytam
Mój post jest idealną odpowiedzią?? nie sądzę - nie należę do fanów więc moja wypowiedź nie jest reprezentatywna :P
A łatkę dostajesz, gdyż wypowiadasz się o fanach, a nie tylko i wyłacznie o filmie, gdybyś uczciwie skrytykował obie grupy - łatki by nie było... lub oberwałbyś z obu stron ;) ale było by sprawiedliwie...
"...nie zgadzasz się z nami, zatem jesteś przeciwko nam..." tak nie było od początku, spowodowały to głównie osoby "zabraniające" podziwiać innym film i nim się zachwycać, bo ich to drażniło więc zażarcie udowadniały innym głupotę. Jeśli ktoś w chodzi w grupę/na forum gdzie ludzie chcą wyrazić zachwyt i mówi "jesteście idiotami" i potem ze wszystkich sił stara się im to udowodnić to nic dziwnego, że grupa na każdego kto ich skomentuje patrzy z podejrzliwością, ale jeśli ktoś przyjdzie wypowie się źle na temat filmu i tylko o nim rozmawia to nie ma większych problemów... i wtedy właśnie jest najciekawsza wymiana opinii... o filmie
Skoro w realnym życiu jedni zabijają za paczkę papierosów a inni umierają tylko dlatego, że znaleźli się w złym miejscu o złej godzinie, to dlaczego jeszcze inni nie mogą "umierać" za film o bajkowej fabule... ci nie mają prawa wyboru?
Zagorzali antyfani dający 1 z czystej złośliwości zdarzają się w przypadku każdego tytuły. Nawet pierwsza piątka filmów na liście ma po kilka tysięcy jedynek (był kiedyś taki wpis na forum, niestety szybko usunięty z powodu naruszenia regulaminu). Więc to zjawisko nie jest dla mnie jakoś specjalnie interesujące ani dziwne.
Mocno dziwią mnie natomiast owe dziesiątki (czy też setki) tysięcy dziesiątek w ocenie oraz całe zastępy misjonarzy "gotowych umrzeć za wiarę", iż jest to najwspanialszy i najcudowniejszy film wszechczasów. Innymi słowy nie rozumiem skąd ta cała histeria wokół filmu.
Hmm... w przypadku wszystkich filmów są widzowie popadający w skrajności. Jedni daliby się za film pokroić, inni daliby się pokroić za możliwość wdeptania filmu i jego fanów w trawę. Teraz tylko należy się zastanowić, którzy są bardziej szkodliwi, którzy sprawiają, że odechciewa się wchodzić na forum, którzy są bardziej agresywni... czy naprawdę muszę mówić którzy?
No więc ja mam zupełnie odmienne odczucia.
Zdecydowania bardziej szkodliwi są owi użytkownicy, którzy daliby się za film pokroić. No i to głównie owe bezkrytyczne zachwyty wywołują reakcję obronną w stylu opinii "film beznadziejny", "badziewie jakich mało" itp.
Czyli nie wolno fanom wyrażać swojej opinii gdyż zakłócają spokój innym? Ale ci inni mogą ich nazywać film dla mas i gimnazjalistów gdyż jest to szlachetna ocena która nikogo nie krzywdzi. Oj pachnie hipokryzją ...
Mam wrażenie, że nie zrozumiałeś tego, co chciałem powiedzieć.
Oczywiście każdy ma prawo wyrażać własne opinie. Fakty są jednak takie, że:
po pierwsze - hymnów pochwalnych jest o wiele za dużo jak na obiektywną wartość filmu;
po drugie - nigdzie nie napisałem, że obrażanie innych jest "szlachetną oceną, która nikogo nie krzywdzi". W ogóle niczego nie pisałem na temat debilnych komentarzy niektórych antyfanów, bo to jest dla mnie rzecz oczywista.
po trzecie - głównie zastanawia mnie owa niezdrowa histeria jaka powstała wokół filmu. To, że jest on traktowany przez przeraźliwie dużą grupę osób jak substytut wierzeń religijnych, z typowo polską tendencją do "obrażania uczuć" nawet najmniejszą uwagą krytyczną.
Tak więc w mojej ocenie nie było niczego z hipokryzji.
Chciałbym rzeczowo i spokojnie podyskutować na temat filmu, ale zwyczajnie się nie da, ponieważ jeżeli ktoś nie widzi "oczywistej oczywistości" jaką jest niezwykłość Avatara, to niejako z automatu znaczy to, że jest ślepy, głupi, mało wrażliwy itd. itp.
Gramin - szacun za to co robisz, może nawet pokojową nagrodę nobla
dostaniesz ;-)
Dzięki. Skoro Obama dostał, to myślę, że ja też tak zupełnie bez szan nie jestem ;)
1) forum nie jest obiektywnym wyznacznikiem opinii o filmie skoro składa się z opinii subiektywnych - Twój obiektywizm co do filmu jest też czysto subiektywny
2)i tu był problem, potępiajac jedną grupę wygląda jakbyś nie miał nic przeciwko drugiej, a głównie chodzi o konflikt między tymi grupami
3) to tylko Twoja opinia, ludzie chcą się zachwycać, a inni chcą im tego zabronić i może to rodzi histerię, dopóki nie pojawia się "mesjasz" w postaci atyfana, który chce udowodnić innym jak bardzo się mylą to forum w miarę spokojnie przyjmuje krytykę filmu (forum jako ogół, idioci są po obu stronach), jednak to się zmienia, gdy przychodzi własnie taki "mesjasz" i zaczyna w każdym możliwym temacie na "tak" udowadniać innym swoją racje
np. w taki sposób ...Nie wmawiajcie ludziom którym się ten film podoba, że są głupi. Z reguły są tylko tak głupi jak reszta społeczeństwa, czyli w skali ludzkości są po prostu przeciętni..."
najśmieszniejsze jest to, że mędrcy w 90% trafiają na niedojrzałych na wielu płaszczyznach użytkowników i na podstawie ich opinii oceniają wszystkich fanów, nawet tych którzy nigdy się tu nie pojawią...
Za hipokryzję uważam, że Ty wypowiadasz sie więcej na fanach i ich postawach a nie o filmie... i jednocześnie wolałbyś by oni nie wypowiadali się o Tobie, gdy skrytykujesz film... boisz się być nazwanym głupim czy mało wrażliwym? to nigdy nie wchodź na forum filmwebu gdzie większosc to dzieciaki lub zapoznaj się uważnie z opiniami innych - wtedy łatwo znajdziesz tych z którymi mozna pogadać - dlaczego nie wypowiedziałeś się np. tutaj http://www.filmweb.pl/topic/1314706/Film+%C5%9Bwietny+w+swoim+gatunku.+Zdziwiony +zachowaniem+ludzi+i+brakiem+szacunku....html
A wasze opinie sprawiają, że nie tylko nie chce się wchodzić na forum co w
ogóle odechciewa się żyć między ludźmi, chodzić do kina czy tworzyć
cokolwiek głębokiego i porządnego.
Bo po co mam kręcić świetny film skoro stworzę "Randkę w ciemno" (co by
odbiec od Avatara) a i tak się sprzeda.
wrecz przeciwnie... to wasze posty odechciewa wchodzic sie na strone ( nie filmweb, a kanal avatara). Dal mnie film JEST "GŁĘBOKI I PORZĄDNY". Ale niestety jak ktoś jest od początku nastawiony na film negatywnie to za cholere nie spojrzy na film optymistycznym spojrzeniem.
"Hmm wejde sobie na Filmweb... ALBO NIE!! Po co mam sobie dzien schrzanic? Jest taki piekny, nie bede sobie psul humoru przez te wszytskie tematy "JAKIM TO AVATAR JEST ŚCIERWEM"." Jednak ma w głęboko w sercu wielką nadzieje, ze film ten przejdzie probe czasu i w koncu bedzie mogl sie "piac swobodnie" na sam szczyt. Tyle ode mnie. Dziekuje!
Troche pogmatwane, ale przperaszam... pisalem na szybko i nie zwracalem uwagi na bledy jezykowe. "nie spojrzy optymistycznym spojrzeniem" takie maslo maslane :D. No nic...
Krytyka zawsze jest dobra jeśli chodzi o kinematografię.
Chyba wy też chcielibyście żeby Avatar 2 był lepszy od jedynki? No właśnie,
a może Cameron jak poczyta zarzuty (pewnie na IMDB, ale jednak) postanowi
zrobić coś co spodoba się wszystkim?
Poza tym ludzie o komentarzach podobnych do waszych obrzydzacie mi
wchodzenie na jakiekolwiek strony.
Dzięki niebiosa! Moje modły nareszcie wysłuchane! To czemu tak okropnie się tutaj katujesz? Nie musisz, naprawdę. Spokojnie damy sobie tutaj radę bez wyzwisk i pełnych złośliwości i szyderstwa komentarzy.
A propos tej "Randki w ciemno", Avatar jest wybawieniem dla osób, które mimo ostatniej mody na takie filmy jak "Randka w ciemno", "Ciacho", "Walentynki" lub "Oświadczyny po Irlandzku" (tak, patrzcie ile tego jest w kinie -.-) wolą coś mniej... żałosnego?
jak juz pisałem wcześniej film mi sie podobał:) noi napewno nie jestem jakimś wielkim obrońcą wiary" hehe:) nie uważam się również za jakiegoś wielkiego znawce kina, dla mnie filmy to poprostu kwestia gustu:) Ja będąc w kinie z dziewczyna i paroma przyjaciółmi na filmie Avatar czułem się (<< i to jest dla mnie najważniejsze oglądajac film w kinie) wyluzowany i zainteresowany tym co jest wyświetlane:) nie było scen typu "musze isc do łazienki", "ale nuda", "matko zaraz zasne" , "jezus moje plecy" :D (<<< tak było na filmie zmierzch:D) AVATAR>> dobre kino akcjii, mały wątek miłosny, świetnie nakręcony itd, miłe zakończenie:) i myśle, ze tyle na temat wystarczy:)
A mam do was pytanie co sądzicie o samej nagrodzie akademi filmowej OSKAR:D zastanawia mnie zdanie innych osób co do tej żenady:D
Bo ogladajac juz od tych nastu lat rózne produkcje filmowe to doszedłem do wniosku, że większość filmów które otrzymują oskary to same popierdólki (oczywiście nie wszystkie, bo jest dużo naprawde świetnych:)
wystarczy ogromny budżet, jakas historyjka o wielkiej miłości i odwadze, świetni aktorzy i zaraz 15 oskarów:( nie wiem dla mnie to żenada a jak wy uważacie?:) pozdrawiam:)
Akademia od czasów Władcy Pierścieni przebierała nogami jak szalona nie mogąc się już doczekać następnego super-duper hiciora za obrzydliwie wielkie pieniądze, którego będą mogli obesrać oscarami i po raz kolejny dać wyraz potęgi Hollywood. To przede wszystkim amerykańskie święto, nie czarujmy się Avatar zdominuje rozdanie.
No i dobrze! Spadac na drzewo z Hurt Lockerem :D (bez obrazy, to bylo dla zartu...). Dla mnie nei ważne jest TO ile piniędzy zostanie wpakowane w produkcje. Oczekuje o d rezysera aby mogl mi "przedstawic efekt" jego pracy. Naszczescie po raz kolejny nie zawiodlem sie na Panie Cameronie i DOSTALEM TO CO CHIALEM!!!! Obejrze te Oscary tylko i wylacznie po to aby zoabczyc jak Avatar je zgarnia :)... to szczescie na twarzach wszytskich ktorzy wlozyli ciezka prace w wykreowanie tego pieknego swiata jakim jest Pandora...
no trafiłeś w sedno "amerykańskie święto":D czyli wiadomo najważniejsze jest SHOW!!!!! you know;p;p;p dlatego zawsze patrze z przymrużeniem oka na tą całą ceromonie;p bo wystarczy setki milionów dolców, znany reżyser i oto mamy 500 oscarów dla jednego filmu heh:D zresztą znam tyle dobrych filmów co pewnie nawet nie były nominowane do oskarów zreszta nie tylko ja;p
Rozumiem, że dla drogich krytyków dobry film to film bez efektów. Jedynie wtedy film jest głęboki i ambitny jak nie jest piękny wizualnie i ani jednej sceny w nim nie zrobił komputer/nie dorysowano na taśmie/itp. Sorry ale takie wrażenie mam po przeczytaniu waszych postów.
Nie mówię że filmy bez efektów są złe, ale w gatunkach S-F i Fantasy efektowność to podstawa. Czym był by Avatar bez porażających wiooków? Czym byłaby zachwalana przez krytyków seria Star Wars bez epickich bitew w kosmosie? Czym był by Władca Pierścienii bez oblężenia Helmowego Jaru? Te scenu pozostały w pamięci widzów nie jako głębokie moralnie, ale jako bardzo efektywne i zapierające dech w piersiach. Celem Gatunku S-D/Fantasy nie jest roztrząsanie wypowiedzi Epikura. Jest nim bawienie widza. Avatar te założenie spełnia doskonale. Nie mogłem się oderwać od ekranu podczas semasu. I to mi się właśnie podobało. Film, kóry sprawił że zapomniałem o MGS - 10 za sam fakt.
no zgadzam się z tobą:) ale mi chodzi poprostu o samą formułę przyznawania nagród:D Avatar świetna produkcja i napewno zgarnie dużo oskarów:) lecz mam na myśli samo odklepanie tej ceremoni:D za rok jakis reżyser znany, nakręci za kupe hajsu ekranizacje bestsellerowej powieści kogos tam ze znanymi aktorami i hop siup pare oskarów jest hehe:D poprostu brakuje w tym wszystkim troche niespodzianek:D pozdro:)
Brakuje ci niespodzianek? W tamtym roku (wg mnie) WIELKA niespodzianka okazalo sie wreczenie oscara dla Slumdoga.
Slumdog to według mnie naprawdę dobry film. Jednak oskar... zdecydowana przesada.
Fakt film naprawde dobry, ogladalo sie przyjemnie. moze i zasluzyl na Oscara w jakiejs tam aktegorii, ale czy za najlepszy film?
Ja tam o MGS'ie nigdy nie zapomnę - walka ze Sniper Wolf, ta w holu z polem minowym i ranną Meryl, jak i piękne końcowe stracie, a także pojedynek z The Endem, zostaną ze mną jeszcze długo, długo mimo, że stary chłop już ze mnie;] Do Metala, pod względem budowy postaci i ładunku emocji, nijak się Avatar nie umywa;P
No i znowu ktoś gówno wie o SF a sie wypowiada.
Filmy sf w których efekty specjalne są znikome(lub w ogóle nie istnieją):
- Blade Runner
- Obcy 1
- Chwała Bohaterom
- Solaris
- Golem
- Na srebrnym globie
- Stalker (ale na niego wciąż poluję ;/)
- Wojna Światów następne stulecie
- Terminator - miał efekty, ale można się było bez nich obejść
Znaczna część tych filmów jest uznawana przez kultowe przez większość,
niektóre przez bardzo wielu fanów sf.
Efekty specjalne są środkiem nie celem - gdyby były celem to jaki byłby cel
powstawania książek sf?
Łolaboga, Stalker? To bardziej dramat filozoficzny, niż prawdziwe SF - swoja drogą, to jeden z najlepszych filmów jakie w życiu dane mi było obejrzeć. Ja bym jeszcze dopisał "Człowiek z Ziemi" i "Wynalazek" - w tych filmach nie ma ani grama efektów specjalnych, a pozycje są bez wątpienia godne uwagi.
Ale jednak SF - widzicie, efekty nie są synonimem fantastyki naukowej choć
są bardzo pomocne.
"Rozumiem, że dla drogich krytyków dobry film to film bez efektów. Jedynie
wtedy film jest głęboki i ambitny jak nie jest piękny wizualnie i ani
jednej sceny w nim nie zrobił komputer/nie dorysowano na taśmie/itp. Sorry
ale takie wrażenie mam po przeczytaniu waszych postów."
Nie taka reguła.
Reguła jest taka, że jeśli ktoś chce zrobić ambitny film to nie potrzebuje
do tego efektów specjalnych, więc z reguły są one zbędne i z reguły nie są
one tam zamieszczane. Są wyjątki, ale taka jest reguła też że jeśli ktoś
chce zrobić film dla mas to robi w nim dużo wybuchów/bajeczke/głupią
komedię/bijatykę.
Kolejny przykład sf bez efektów - Big Bang - przesłanie podane na tacy, bez
efektów, a film wyczepisty.
Tak, jak widać wszyscy się nim zachwycili. Na jego temat się nie wypowiadam, bo nie znam. Ale ocenianie Avatara jako kiepski film, bo ma za dużo efektów specjalnych i jest zbyt ładnie, zbyt dobrze zrobiony no to wybaczcie... coś mi tu nie pasuje. Znam wiele dobrych filmów bez efektów specjalnych, ale są i takie, którym efekty specjalne tylko pomagają, a w żadnym wypadku nie zastępują fabuły czy przesłania.
@Solidus_Snake: "Rozumiem, że dla drogich krytyków dobry film to film bez efektów. Jedynie wtedy film jest głęboki i ambitny jak nie jest piękny wizualnie"
W zasadzie to na ten "zarzut" odpowiedział już Victor_Fw, jednak i ja dorzucę swoje trzy grosze. Nigdzie nie krytykowałem efektów specjalnych, nawet wyraźnie napisałem, że film dostał ode mnie tak wysoką notę ze względu na owe efekty. Po prostu chodzi o to, że same efekty to nie wszystko. Aby film zasłużył na ocenę 10/10, czyli arcydzieło, powinien posiadać doskonałą nie tylko formę ale i treść. A Avatar to zwyczajny odgrzewany kotlet, czyli bajkowa, przejaskrawiona do granic możliwości fabuła w ultranowoczesnym wdzianku.
Poza tym to ten "zarzut" mieści się w jednej w wymienionych przeze mnie grup, czyli że krytyk Avatara "jest egzaltowanym człowiekiem ceniącym wyłącznie filmy Bergmana".
Niestety jest to argument zupełnie nieprawdziwy.