Nie zakładałem osobnego wątku, jaki to ma cel kiedy wszystko zostało już o filmie powiedziane. Jednak kiedy tak czytam następne złote myśli, złotych krytyków opierających powyższe o bardzo skomplikowane korelacje między egzystencją ludzkiego jestestwa a manifestem socjotechnicznym w stylku: słaba fabuła, film dla gimnazjalistów et cetera, et cetera to szlag mnie trafia.
Odnoszę wrażenie, że 70-80 % krytyki pochodzi od ludzi uważających się za orginalnych, obdarzonych niezwykłym gustem, antykomercyjnych i wymagających koneserów kina. Jednym słowem ponad...
Lektura tych wszystkich „rodzynków” prowadzi nieuchronnie do jednego wniosku. Wniosku dość kuriozalnego, paradoksalnego jednakże całkowicie prawdziwego. Sztampowy w pewnym sensie film krytykują jeszcze bardziej sztampowi ludzie. Wszystko na to samo „kopyto”, zero polotu, argumenty banalne aż do bólu. Wtórność goni wtórność przy krytyce filmu według was wtórnego. I gdzie tu ta tęskonota do głębi przemyśleń, skomplikownia, ambicji, drugiego dna???
Jak stąd do wieczności brakuje wam tego, czego brak zarzucacie Avatarowi. Sami nie potraficie nadać swoim myślom orginalnej oprawy, tchnąć w wyrażaną opinię nutkę inteligentnej prowokacji zmuszającej fana do swego rodzaju rewizji własnego zdania, szczypty refleksji czy aby na pewno 10 się należy.
Mówiąc krótko, zwięźle, banalnie przyganiał kocioł garnkowi.
Avatar a kwestia fabuły. Tego już się nie da czytać, dziesiątki, setki knotów, kilku walczących z wiatrakami i do znudzenia mieszanie Matejki z Picasso, klasyki z pop, jazzu z techno. Ten świat jest prywatnym zdaniem moim tak skonstruowany iż do oceny czegokolwiek bądż kogokolwiek potrzebujemu punktu odniesienia. Szkopuł tkwi w jego wyborze a nadmieniony określa osobę wybierającą dobitnie...
Cameron tworzy przedstawienie jak Jean Michel Jarre. To ma zachwycić percepcję, oczarować przekazem wizualnym a przy okazji zafundować solidny kawał porządnej „oldschoolowej” przygody opakowanej w iście nieziemski „design”. Drodzy krytycy, szukacie skomlikowanej fabuły, pomyliliście salę, tu grają Camerona...
Avatar a kwestia reklamy. Cóż tu dużo pisać, ręce opadają. Film po dość spokojnym starcie zarobił 2-ie duże „lufy” w 45 dni oczywiście dzięki reklamie... Pozostawię to bez dalszego komentarza.
Avatar a kwestie inne. No i co z tego... To nie arcydzieło, to czysta rozrywka w perfekcyjnej formie dla 10-cio, 20-to, 30-to i tak dalej latka. Takie było założenie, cel został osiągnięty ze zjawiskowym wręcz skutkiem. To jest fakt nie teza. Nikt nie musi tego bronić, to się broni samo. A te 2700 tematów to wynik emocji jakie film wzbudził u mnie i tysięcy innych użytkowników forum. Mówi samo za siebie.
Arcydzieło brzmi śmiesznie, dno brzmi żałośnie. Mimo wszystko chyba lepiej być śmiesznym niż żałosnym :) Ale zawsze pozostaje ten mityczny złoty środek, umiejętność obiektywnej oceny, to już jednak inna bajka a i mnie nie chce się dalej przynudzać, obiektywny też do końca nie jestem. Drodzy krytycy, życzę wam więcej orginalności i polotu w przyszłym uprzykrzaniu życia fanom Avatara :)
p.s Jestem człowiekiem igrzysk i chleba, nie wstydzę się do tego przyznać a Avatar mnie oczarowł i dałem mu zawyżone subiektywne mocne 9. Różnica między rewelacją a arcydziełem jest równie wielka jak odległości między ustami a brzegiem pucharu :).
ale chyba nie da się spiracić wersji 3d? bo że 2d jest piracona to wiadomo, wiele osób w Polsce obejrzało pirata i dopiero poszli do kina...
No właśnie :), ktoś ściąga mierną camcośtam, ogląda to na 15, 17 w porywach 19 cali. I co i idzie do kina żeby to zobaczyń na dużym ekranie bądź w 3D. Jeżeli film mnie czymś nie zainteresował nie ma takej siły która zagoniła by mnie do kina na drugi „seans”. Można kombinować, że niby Cameron tak to sobie wymyślił, że pirat z pirci, widz obejrzy i pójdzie na 3D z ciekawości, no ale to dość idiotyczna teoria... Nadal 1:1 i na miłość boską nie w takiej skali. Powyżej pewnego pułapu zainteresowania, który Avatar już dawno przekroczył, wszelkie „mądre” teorie „dlaczego” tracą sens bytu.
Powodem dla którego tak trudno przyjąć do wiadomości, że ten film po prostu robi zwykłą furorę bez żadnych podtekstów co do jej przyczyn jest chyba fakt arogancji z jaką Cameron „olał” bez zadnej „kurtuazji deszczu” :) ludzi których oczekiwania co do kina są dość wygórowane bądź jeszcze bardzie wyimaginowane :).
p.s Ja byłem na tym filmie raz w 2D i dwa razy w 3D, byłem bo tak chciałem. Owce, przekaz podprogowy, reklama czy pogoda w Hondurasie nie maja z tym na prawdę nic wspólnego :)
no ja byłem parę razy w kinie na avatarze, 2 pierwsze to na 2d - później też byłem bo mi się nie chciało płacić... ale 3 3d - zupełnie inne wrażenia... a spiracić można tylko wersję taką, gdzie są 2 kolorki czerwony i zielony, a potem to oglądać w okularkach papierowych...
żeby w kinie nagrać wersję 3d potrzebne są 2kamery - z 2 filtrami polaryzującymi, jeden poziomo drugi pionowo, (jak okulary) , później na kompie to jakoś sensownie złożyć ale to da się chyba tylko w profesjonalnym programie, później trzeba to sensownie wyświetlać... albo zamiast łączyć to wyświetlać z 2rzutników 2 obrazy na specjalną płachtę i wtedy można w okularkach siedzieć...
tylko po co, można pójść do kina za 30zł bez utraty jakości, z zajebistym dźwiękiem i w wygodnym fotelu przed DUŻYM ekranem...
Oglądanie filmów na kompie (zwłaszcza w tej technologii) to jak oglądanie spektaklu teatralnego na sali gimnastycznej (bo szkoła tak chce) zamiast w teatrze:)
Akula, szacunek dla Ciebie za twe posty.
Czy mnie "Avatar" zachwycił? A i owszem? Czym? Swoją klarownością, czystością przekazu, tym co bardzo w kinie lubię a więc ukazywaniem rzeczy banalnych w sposób niebanalny.
W filmie Camerona bowiem najważniejsze są dla mnie emocje, nie efekty, nie to całe, nieszczęsne 3D ale właśnie emocje.
I właśnie emocje są moim skromnym zdaniem kluczem do zrozumienia tego filmu a zwłaszcza, no tak, tak, Neytiri oczywiście.
Czy ktoś zauważył jak wspaniale gra ta jej niebieska buzia? Ileż odcieni można na niej dostrzec? Śmiem twierdzić, że podobnej kobiecej postaci jak dotąd w filmie nie było i to jest wg mnie jedyne zwycięstwo pana Camerona.
Kontynuując, najpiękniejszą dla mnie sceną z Avatara jest moment kiedy Neytiri trzyma w objęciach tego prawdziwego Jake'a nie zaś jego Avatatr i oboje, Neytiri i Jake wypowiadają to swoje "I see You".
Piszcie co chcecie dla mnie to zwyczajnie poezja ekranu i tu rzecz ciekawa, tak naprawdę nie znoszę wszelakich komedii romantycznych i tzw wyciskaczy łez, właśnie, nienawidzę sztampy.
Cameron mnie jednak kupił jeszcze w przedsprzedaży.:)
Wiem do kogo to kierowałeś. Ja nie podnosiłem rękawic. Tylko wyraziłem swoją opinie na temat tego filmu.
Może z tym marketingiem przesadziłem. Bo zauważyłem że dużo osób nie słyszało tyle tego co ja. Ale w moim otoczeniu o tym filmie rozmawiało się 3 miesiące przed premierą. Co to będzie za film i czym nas zaskoczy? I dlatego oczekiwania takich ludzi jak ja mogłyby być większe. Ja jednak do każdego z filmów podchodzę z dystansem. A w marketing przed filmem nie wierzę i tego nie słucham. Dlatego film nie był taki zły. Gdybym brał pod uwagę promocję tego filmu to ocena prawdopodobnie byłaby niższa.
ja o avatarze dowiedziałem się z reklamy przed 2012. porównaj reklamę avatara z dystryktem, owym 2012 czy transformers 2. te 3 filmy miały większą. 2012 - wszędzie porozwalane los angeles (czy to co tam było), wszędzie znaczki z krewetkami albo znaczki decepticonów/autocośtam.
sęk w tym że reklamę zrobili sami ludzie, puścili w kinach i zamieścili parę reklam o tym, że avatar, że cameron powrócił po 12 latach...
Wtajemniczyłeś nas w swoją opinię o filmie, to czemu nie pochwalisz się, czemu go obejrzałeś. ja rozumiem trudne dzieciństwo czy sytuacje życiowe, ale gdzie tak jest, że każą chodzić do kina? Pytam, bo chetnie się z Toba zamienię.
Poszedłem do kina z jednej prostej przyczyny ktoś mnie o to poprosił bym z nim poszedł. Może nie byłem zmuszony siłą. Ale jakbyś był na moim miejscu to też byś nie odmówił. Chodzi mi o moją dobrą koleżankę.
To nie była taka męka bo film mnie jeszcze jakoś utrzymywał. Moja ocena to że film jest niezły. Niektóre sceny z filmu to odgrzewany kotlet. Ale powstało już tyle filmów że trudno mieć o to pretensje.
Za każdym razem jak czytam takie wypowiedzi to aż zżera mnie zazdrość że nie potrafię swoich myśli tak trafnie ująć w słowa. Planowałem już napisać coś w ten deseń ale i elokwencji i cierpliwości mi brak niestety:)
To co napisałeś w 100% zgadza się z moimi odczuciami odnośnie tego filmu.
Trolle i przeciwnicy Avatara niestety nie podejmą dyskusji gdyż nie tylko tekst ten jest dla nich za trudny;) ale też i praktycznie nie daje im żadnej możliwości "kontrataku". Bo tak naprawdę to co mogą napisać?
Świadczy to jedynie o tym jak argumenty większości przeciwników są żałosne.
Pozdrawiam:)
To miłe i bardzo pozytywne uczucie kiedy to co piszesz podoba się innym i wzbudza choć szczyptę uznania :)
Bardzo trafne spostrzeżenia. Podziwiam cię, pewnie musiałeś dużo czytać
wypocin i fanów i anty fanów, ale opłaciło się.
Boki zrywałem, poważnie a ta mobilizacja do wzajemnego trolowania i wsparcie programistów to prawie jak "paranoiczne Vegas" :). W pracy jakieś 50% to albo laptop albo pecet więc tak sobie zaglądałem :)
Napomknąć krótko bym chciał a propos pierwszego posta i tego zdania:
"słaba fabuła, film dla gimnazjalistów et cetera, et cetera (...) Wtórność goni wtórność przy krytyce filmu według was wtórnego"
Na moje to jest to oczywiste następstwo wolności w internecie i możliwości wyrażania opinii każdemu. Argumenty wtórne? Hmm... raczej faktyczne; wtórne stały się raczej dla kogoś kto każdego dnia śledzi z zapałem forum, by... Ja tam pojęcia nie mam po co.
Czy jednak to, że czytasz powtarzalne opinie o czymś świadczy? Wszak fani argumenty o "rozrywkowości" i domniemanym "dzieciństwie" filmu także recytują na okrągło... Czy oznacza to od razu, że są "sztampowymi ludźmi"? No właśnie...
Pozdr.
słaba fabuła, nie ma fabuły - duża część osób to piszących nie wie czym jest fabuła
przewidywalność - kolejna rzecz o której nie wiedzą że ma prawo istnieć w filmie
brak przesłania, płytkie przesłanie - na pytanie czym jest przesłanie, czy proste jest gorsze od głębokiego, na czym polega głębia ... znikają, bo nie wiedzą o co chodzi
film dla gimnazjalistów - cóż to za nowy gatunek, czym się charakteryzuje, czyżby tylko tym by pokazać swoją wyższość i dorosłość choćby wobec tych gimnazjalistów czy innych widzów
to nie są opinie, które wnoszą cokolwiek do krytyki filmu, jak każdy inny ten film może się nie podobać, chętnie przeczytam opinię osoby która wie o czym pisze, i nie ważne czy pozytywna czy nie
oczywiście, taka sama "mocna" argumentacja jest po stronie dużej części fanów
Sprostować jedną rzecz muszę - argument "dla gimnazjalistów" to oczywiście wiekopomna mowa pierwszaków z liceum, a w cytacie się znalazła raczej z racji samego jej tam umiejscowienia przez autora i poprzednim poście do tego akurat nie miałem zamiaru się odwoływać :D
Co do reszty - fabuły prostej i przewidywalnej nie poczytałbym może i za ujmę, gdyby nie doświadczenie zdobyte po innych seansach. Teraz na szczyty oryginalności pewnie się nie wzbiję, ale... Kino grające na emocjach; "Most do Terabithii" widzieliście? Historia także niezbyt skomplikowana, prosta, zatapiająca się w dziecięcy świat. Ale co ten obraz mimo wszystko wyróżnia: delikatna jak jedwab narracja - coraz rzadziej spotykana! -, niesamowita gra aktorska raczkujących dopiero aktorów; fabuła nieskomplikowana, ale(sic!) - przemawiająca, uderzająca i niesamowicie mądra. Wykonanie to bajka; twórcy zrozumieli, co do joty, opowieść za którą się zabrali. A zakończenie to najtrudniejszy happy end z jakim przyszło mi się na razie zetknąć. "Most..." ma tylko jedną przewagę już na starcie - opowiada o prawdziwym życiu, a nie imaginacji.
Jest to tylko jeden przykład, ale za to dosadny jak diaska(^^): Kino może być proste, nie musi być 3h, smętnym monologiem, i może być za razem Wielkim Dziełem z Treścią. To nie blef, o czym akurat to nie "Avatar" mnie przekonał.
Co do prowokacji - gdyby tylko takie w sieci powstawały... Życie było by piękne ;D
Pozdr.
:) Masz dużo racji. Moim zdaniej jak już wspomniełem wcześniej postawa zobowiązuje. Jeżeli piszesz swoją opinię nie stawiając się ponad "masy" rób co chcesz. Ale jeżeli prezentujesz swój pogląd niejako z podestu, udowodnij, że rzeczywiście na nim stoisz ;). A jeżeli mam być do końca szczery to jest to jedna z wielu prowokacji jakich użyłem :)
"Cameron tworzy przedstawienie jak Jean Michel Jarre. To ma zachwycić percepcję, oczarować przekazem wizualnym a przy okazji zafundować solidny kawał porządnej „oldschoolowej” przygody opakowanej w iście nieziemski „design”. Drodzy krytycy, szukacie skomlikowanej fabuły, pomyliliście salę, tu grają Camerona..."
Ja osobiście nie szukałem skomplikowanej fabuły, jednak oczekiwałem że film mnie przynajmniej raz zaskoczy. W Avatarze (SPOILER) gdy do Jake'a przylepiają się te małe latające żyjątka, fabuła już idzie ładnym prostym schemacikiem - i to w mojej opinii jest największy minus filmu. Gdyby ktoś w kinie zrobił pauzę i miałbym możliwość opisania dalszej akcji, za wiele bym się nie pomylił. Nikt nie oczekiwał po Cameronie fabuły ala Lynch, jednak nie pokusił się on o wybiegnięcie nieco poza schemat z jednego prostego względu - schemat bardzo dobry i sprawdzony, daje niemal 100% gwarancję zwrotu zainwestowanej kasy.
Co do reszty to w mniejszym lub większym stopniu się z Tobą zgodzę.
tak jakbyś zarzucał sprzedawcy w warzywniaku że za ogórki chce 5zł a nie 4...
myślisz że on ten film zrobił dla siebie? lub dla kogoś? skoro chciał nakręcić film o świecie "ze swych dziecięcych marzeń" to czemu nie tak, by kasa się zwróciła, były duże zyski, i to takie, że "za następny film możemy się zabrać już po miesiącu"?
no, teraz to tylko czekamy co nam zaoferuje w 2 części...
Ja zawsze byłem przekonany że filmy się robi po to aby zrobić dobry kawałek kina a nie zarobić na tym pieniądze, ale czasy się zmieniają ludzie się zmieniają i filmy się zmieniają. Tylko że w tym ostatnim przypadku nie zawsze na dobre.
by zrobić dobry kawałek kina potrzebne są pieniądze, czasami robi się jeden dla kasy by mieć za co inny zrobić dla siebie
Gdyby filmy były robione po to, aby były dobrym kawałkiem kina, to byś ich nigdy nie zobaczył.
To dziwne bo jest kilka filmów które można za kawałek dobrego kina uznać i tak się składa że je widziałem. Inna sprawa że muszą na siebie zarobić, ale jak coś jest dobre to i można na tym zarobić.
To może nie widziałeś jeszcze dobrych filmów ;)
Wniosek jest chyba (dość prosty) więc taki, że filmy są robione nie tylko po to, aby robić dobre kino. A kolejnym wnioskiem jest konieczność weryfikacji własnych przekonań.
"Inna sprawa że muszą na siebie zarobić, ale jak coś jest dobre to i można na tym zarobić."
Ciekawe, gdzie to stawia "Avatara"? :)
Zrobienie dobrego filmu nie przeszkadza w tym że można na nim zarobić, a film zrobiony po to żeby na nim zarobić wcale nie musi być dobry. Wniosek z tego jest taki że robiąc film można go po prostu zrobić, albo zrobić go tak aby przyniósł maksymalne zyski.
""Inna sprawa że muszą na siebie zarobić, ale jak coś jest dobre to i można na tym zarobić."
Ciekawe, gdzie to stawia "Avatara"? :)"
Co nie znaczy że jak na czymś można zarobić to jest dobre.
czyli generalnie na wszystkim można zarobić, ale niekoniecznie, i wszystko może być dobre, ale niekoniecznie :) dużo wniosków, muszę chyba wyjść przewietrzyć głowę, bo zbyt dużo informacji na raz jak dla mnie
Ale przyznaj sam, że tak na prawdę to nie jest zarzut. Przynajmniej dla mnie nie stanowi to problemu. Dawno temu czytałem Orsona Scotta i fakt totalnie przewidywalnych losów Endera wcale mi nie przeszkadzał.
W czasie filmu mi to nie przeszkadzało. Bo film jakoś cały czas utrzymywał mnie na sali. Film ogólnie na plus. Jest przyzwoity. Największym fenomenem tego filmu jest szum jaki ten film wywołał.
Ja też to widzę tak jak ty. Fabuła jest schematyczna. Wychodząc ze spektaklu w połowie filmu.(chodzi mi o frqagment rozmowy o tym legendarnym smoku i navi który go ujeździł) Mógłbym opowiedzieć co się stanie do końca filmu ze szczegółami. Jednak efekty cały czas trzymały mnie na sali.
jednego antyfani nie mogą powiedzieć: że o film nie zrobił szumu.
jeden z niewielu filmów, który ma tak sprzeczne opinie. jedni że beznadziejny, inni że genialny. mało jest osób które dają oceny dość... średnie...
Akula, szacunek dla Ciebie za twe posty.
Czy mnie "Avatar" zachwycił? A i owszem? Czym? Swoją klarownością, czystością przekazu, tym co bardzo w kinie lubię a więc ukazywaniem rzeczy banalnych w sposób niebanalny.
W filmie Camerona bowiem najważniejsze są dla mnie emocje, nie efekty, nie to całe, nieszczęsne 3D ale właśnie emocje.
I właśnie emocje są moim skromnym zdaniem kluczem do zrozumienia tego filmu a zwłaszcza, no tak, tak, Neytiri oczywiście.
Czy ktoś zauważył jak wspaniale gra ta jej niebieska buzia? Ileż odcieni można na niej dostrzec? Śmiem twierdzić, że podobnej kobiecej postaci jak dotąd w filmie nie było i to jest wg mnie jedyne zwycięstwo pana Camerona.
Kontynuując, najpiękniejszą dla mnie sceną z Avatara jest moment kiedy Neytiri trzyma w objęciach tego prawdziwego Jake'a nie zaś jego Avatatr i oboje, Neytiri i Jake wypowiadają to swoje "I see You".
Piszcie co chcecie dla mnie to zwyczajnie poezja ekranu i tu rzecz ciekawa, tak naprawdę nie znoszę wszelakich komedii romantycznych i tzw wyciskaczy łez, właśnie, nienawidzę sztampy.
Cameron mnie jednak kupił jeszcze w przedsprzedaży.:)