I już po premierze Avatara. Szkoda w ogóle tracić czas, żeby to opisywać, po prostu trzeba to zobaczyć. Fabuła rzeczywiście jest prosta jak drut, pozbawiona wątków pobocznych i generalnie znana, ale w żadnym wypadku "prosta" nie jest synonimem "złej", co dla wielu nie jest niestety takie oczywiste. Płynie bez zacięć przez 2,5 godziny, brak w niej logicznych dziur i idiotycznych plot devices, tak charakterystycznych dla złożonych, "ambitnych" filmów (które też lubię). Co więcej - dawka patosu jest zminimalizowana do, hm, minimum, a wątki, które z początku wskazują na oklepane tory potrafią trochę zaskoczyć rozwiązaniem - przykładowo główny rywal bohatera nie kopie pod nim dołków przez cały film, nie porzuca na śmierć i nie mówi lasce, że to był wypadek. Czas mija błyskawicznie, a jednocześnie ma się wrażenie, że obejrzeliśmy tylko malutki fragment historii. Jest tu potężny potencjał prequelowo - sequelowy. Kto nie potrafi oddzielić życia od filmu i wszędzie widzi lewaków albo moherów, ten będzie tu widział analogie do wojny z terrorem, 9/11, modnej ekologii i rachunku sumienia za krzywdy wyrządzone "szlachetnym dzikusom" przez białych, kto potrafi, ten po prostu obejrzy historię prymitywnej z naszego punktu widzenia społeczności, która żyje w zgodzie z naturą. Bez nachalnego podkreślania, kto jest zły, a kto dobry. Są po prostu dwie strony konfliktu kierujące się swoimi racjami i obie z ciągotami do tępej upartości, przy czym jedna jest agresorem, a druga nie czai, o co chodzi. Nic wziętego z kosmosu, jeśli można tak powiedzieć. Nie ma też na szczęście ciągłych umoralniających pogadanek i powtarzania jak idiotom, co jest białe, a co czarne. Jest po prostu określona akcja i albo się z nią godzimy, albo nie.
A dlaczego fabuła jest prosta? Bo moim zdaniem jest skomplikowanie zabiłoby film w tej postaci. Mimo dość długiego czasu trwania i tak pozostaje wrażenie ledwie prześlizgnięcia się po bogactwie przedstawionego świata, nawet mimo tego, że ekspozycję skrócono do minimum. Dodawanie wątków i postaci zabierałoby kolejne cenne minuty z czasu przeznaczonego na jego eksplorację i swobodny spływ z głównym wątkiem, rwałoby narrację. Oczywiście, że można to było zrobić lepiej, ale gorzej także. I jedni to zaakceptują, inni nie. Często podaje się, że film to kolejny "Tańczący z wilkami". I tak jest, ale przecież w tamtym filmie fabuła też była prosta jak konstrukcja cepa, a cały film opierał się na poznaniu obcej kultury. Gdyby ten film dzisiaj wszedł do kin, zapewne spotkałyby go takie same opinie, jak Avatara (OK, łagodniejsze, bo spora część populacji nadal nie widzi w CG kolejnego narzędzia filmowców), ale że to film z czasów sprzed upadku kina i cywilizacji, to jest arcydziełem (bo jest).
Aktorzy i ich gra jest w porządku, nikt się nie wybił na wyżyny talentu ani nikt nie irytował - po prostu bardzo dobrze dobrana paczka. Generalnie nie ma się do czego w tym filmie przyczepić, bo wszystkie elementy filmowego rzemiosła były co najmniej dobre, a niektóre nadzwyczajne. Film nie jest jednak matematyczną sumą swoich części, więc, jak zawsze, jednym jako całość się spodoba, innym nie.
O stronie graficznej nie ma co pisać, można tylko chylić czoła przed ludźmi, którzy odpowiadają za koncept i przede wszystkim jego wizualizację. Sprawić w filmie "komputerowym", że przestaje się widzieć komputer - o to moim zdaniem chodzi i po raz pierwszy naprawdę się to udało (mam na myśli "ludzkie" postacie). Era synthespianów nadeszła, aż strach pomyśleć, co niedługo zobaczymy. W każdym razie wrażenia wizualne są jedyne i niepowtarzalne i tak - ten akurat film warto obejrzeć choćby i dla samych "efektów". Przy okazji - efekty i w ogóle akcję widać i można nimi spokojnie nacieszyć oko. Przemiła odmiana po, nie wiedzieć czemu, tak popularnym obecnie ADHD - montażu (wszystkich cierpiących na tę przypadłość przepraszam).
Do tego 3D wreszcie użyto z głową - nic na nas nez przerwy nie wyskakuje, co owszem, bywa fajne, ale generalnie jest celem samym w sobie. Tutaj mamy po prostu głęboki obraz i niesamowite wrażenie uczestnictwa w akcji. Outstanding.
Podsumowując, dla mnie seans to była prawdziwa i rzadko spotykana Magia Kina. Odpuściłem sobie peany i hurtowe ilości różnych przymiotników, bo i tak wrażenia nie da się opisać. Można film odbierać i jako fantasy, jeśli Eywę potraktujemy jako jakąś Gaię, albo jako sf - żywa, myśląca planeta też nie pojawiłaby się tu po raz pierwszy. Pozostaje czekać na wersję reżyserską i oby rychłe sequele.
Jeśli komuś się przyda ta informacja, to film oglądałem w łódzkim Imaksie - obraz był przepiękny a oczy w żaden sposób nie odczuły czasu trwania filmu. Nawet u mojego taty, który w takim kinie był po raz pierwszy.
Z racji wykonywanego zawodu mogę się za to przyczepić do napisów - rzuciłem na nie okiem kilka razy i, choć sensownie umieszczano je na pierwszym planie, to były pełne literówek. Wstyd.
Moge tylko uzupelnic twoja gleboko i wrecz profesjonalna recenzje o jeden istotny szczegol.Jest to zal za tych , ktorym uwarunkowania srodowiskowe, socjalne,wyksztalcenie, wiedza czy doswiadczenie zyciowe nie pozwalaja dostrzec prawdziwie glebokiej tresci tego filmu.Jakze rozumiem wyboru fizycznej eutanazji , ktorej dokonal Jack, aby sie odrodzic i kontynuowac tym razem swoje PRAWDZIWE czlowieczenstwo...Gratuluje swietnej i glebokiej recenzji!Pozdrawiam ludzi niezaleznie i krytycznie myslacych.
Najpierw czytam a dopiero póżniej patrzę a to kolega StreetSamurai który z regóły jest troche takim malkontentem i nie wierzę podobało mu się :)
Ja niestety muszę wytrzymać do jutra,aha dobra recenzja ;)
Miało być reguły,ach ten pośpiech :D
No i delikatnie bym nadepnął na spoiler o którym nie informowałeś...
Gratuluje glebokiej i wrecz profesjonalnej recenzji.Pragne ja uzepelnic o jedna uwage.Jest to zal za tych , ktorym uwarunkowania spoleczne,socjalne,wyksztalcenie czy wiedza nie pozwolily dostrzec prawdziwe glebokich tresci tego filmu.Z radoscia i bez wachania dokonal bym wybory Jacka i podazyl bym jego sladami aby realizowac tym razem nasze PRAWDZIWE czlowieczenstwo i zwiazane z nim perspektywy i mozliwosci.Gratuluje swietnej recenzji!Pozdrawiam ludzi niezaleznie i krytycznie myslacych.
przeprasza za powtarzajaca sie opinie.Nie dostrzeglem pierwszej i obawiajac sie , ze zniknela w wirtualnej przestrzeni , powtorzylem ja...
pierwsze co pomyślałem po wyjściu z seansu: "to była magia", świetna recenzja, pozdrawiam
Mogę się pod tym podpisać obiema rękami. Sama warstwa wizualna zasługuje na pełen szacunek.
Paradoksalnie po wyjściu z kina czułem się, jakby ktoś ze mnie zakpił. Wycieczka na inna planetę, ledwie się zdążysz rozejrzeć, nie mijają nawet 3 godziny i nagle jesteś znowu na Ziemi... Dziwne uczucie. Takie ledwie liźnięcie czegoś niesamowitego, pozostaje ogromny niedosyt. Ten film mógłby spokojnie trwać 10 godzin, powoli prezentować poszczególne aspekty. Od fauny i flory Pandory, poprzez kulturę Na'vi aż po takie oczywistości jak charaktery bohaterów. Niestety, przez ogrom przedstawionego świata dużo stracili bohaterowie i prawie w ogóle ich nie poznajemy. Przynajmniej teraz widzę sens powstania kontynuacji.