7,4 823 tys. ocen
7,4 10 1 823453
6,8 70 krytyków
Avatar
powrót do forum filmu Avatar

zawsze odbiegam od ogółu, owszem Jake jako na'vi jest bardzo pociągajacy ale tsu'tey ma w sobie ten pazur, no brakuje mi słów by opisać zachwyt nad jego postacią, może Wy coś dodacie ? tzn. sprzyjające osoby a nie hejterzy ;)

more_than_a_woman

Fajny był. Chyba jedyny aktor najbardziej pdoobny do swojego odpowiendnika Na'vi :D uśmiechają się niemalże identycznie. :)

ocenił(a) film na 10
neytiriclub

najbardziej charakterystyczny był dla niego grymas buntu i pogardliwego nastawienia, dokładniej jak jego wargi się tak intrygująco wyginają :)

more_than_a_woman

wargi są charaktarystyczną cześcią tego aktora :) Zapoznam się z jego filmografią.

ocenił(a) film na 10
neytiriclub

zgadza się, zwłaszcza że to murzyn jest ;)) ale ja tu się tsu'tey zachwycam, jego pewnością siebie, tym jak potrafił drwić i kpić z Jake'a, jego determinacją, szkoda że go uśmiercono ;/

more_than_a_woman

Niestety... Moze w Avatarze 2 będzie w jakiś retrospekcjach?

ocenił(a) film na 10
neytiriclub

może Neytiri zacznie go opłakiwać i tęsknić :P

more_than_a_woman

Wcześniej założyłaś temat że jake jest sexi a teraz że tsu tey ma pazur.Ogarnij się...

ocenił(a) film na 10
kamilx98

to Ty się ogarnij, bo nie zakładałam wątku o tym że Jake jest sexy :)

more_than_a_woman

Tsu Tey został zdradzony przez zwykłą dz...ę Neytiri , co tu gadać . I do ogo odeszła ? No pytam się ? Do nieudacznika na wózku który ponadto zdradził ludzkość .

Mam nadzieję , drogie koleżanki - internautki , że się ze Mną zgadzacie .

MilesQuaritch

ale tsu tey to syn wodza klanu tak samo neytiri jest córką wodza klanu więc to rodzeństwo a neytiri jest super :D

ocenił(a) film na 8
cleo3211

to ciekawe bo chyba wsrod na'vi nie propagują jakiegos kazirodztwa. oni mieli być parą:/

ocenił(a) film na 10
Sztuczny_rarytas

Tsu,Tey to w ogóle tragiczna postać.
Jest mocnym, dumnym wojownikiem, o szlachetnym sercu.
Pomimo osobistej urazy potrafił się wznieść ponad i stanąć u boku Jake'a, być jego ramieniem, wsparciem i oddać mu przywództwo.
Słowem- honorowy facet.

ocenił(a) film na 9
cleo3211

Tsu'Tey nie był synem wodza. Miał być jedynie następcą.

ocenił(a) film na 10
MilesQuaritch

Żeby od kogoś odejść, to trzeba najpierw z nim być. A na Pandorze żeby z kimś być, trzeba pójśc do odpowiedniego drzewka i połączyć się z pomocą pandorańskiej wersji USB. Czego Neytiri z Tsu Tey'em nie robiła, bo to się robi raz, a na amen. Jakby się podłączyła do Tsu Teya, nie mogła by juz się podłączyć do Jake'a.

Więc nikt tam nikogo nie zdradził, co najwyżej Neytiri zawiodła rodzinkę, która aranżowała jej niedoszły do skutku związek.

Poza tym Neytiri nigdy nie widziała Jake'a na wózku. Widziała porządnego, niebieskiego 3-metrowego na'vi, z ogonem i wszystkim innym, poza tym kształciła sie na Tsahik, więc zdawała sobie sprawę, że w razie potrzeby Jake'a da się przetransferować na amen.

Apropos nieudacznika, nie każdy na'vi potrafi dosiąśc toruka.

ocenił(a) film na 10
pik33_2

No tak!
W zasadzie masz rację.
Fakt, że Neytiri nie widziała nigdy Jake'a na wózku. Ale ten "niebieski" to był trochę inny niż wszyscy. Np miał po 5 palców u rąk i nóg- a oni po 4.
Faktem niezaprzeczalnym było też, że tylko wybrańcy dosiadaliToruka.
Co do tego przetransformowania- to chyba nie było takiej 100% pewności. Była świadkiem , że nie dało się tego zrobić z Grace.
I mogłoby sie nie udac z np rannym Jakiem!
Ale jak już się połączyli tam przy Drzewie to na zawsze. I Neytiri "zobaczyła" Jake'a prawdziwego ( nie tylko tego silnego, niebieskiego Navi), ale też słabego, małego, człowieka. Ale kochała go w każdej postaci.


ocenił(a) film na 6
Iwonka

Ciekawe czy była by z nim gdyby fabuła potoczyła się inaczej - Jake
zostałby na planecie, ale w ciele człowieka.

ocenił(a) film na 10
Victor_Fw

Ona już go widziała na wózku. A właściwie obok. Leżącego bezwładnie i bez ducha. To był JEJ Jake! Niezależnie w jakim ciele.

Gdyby avatar Jake'a by zginął to faktycznie mogłoby byc ciekawie?

ocenił(a) film na 10
Victor_Fw

O ! Tu mam opowiadanie o tym jak to było- z punktu widzenia Neytiri jak widziała Jake'a przy tym wózku.

Przez chwilę myślałam, że już po mnie. Patrzyłam bezradnie na stojącego nade mną Człowieka z Nieba w dziwnym pancerzu, mogąc jedynie na niego syczeć. Ale zaraz potem pojawił się mój Jake i odciągnął go ode mnie. Kiedy byli zajęci walką ja bezskutecznie usiłowałam wydostać się spod Tanatora. Byłam wdzięczna zwierzęciu, że pomogło mi w walce, że niosło mnie na swoim grzbiecie i oddało swoje życie, ale w tej chwili także mnie przygniatało uniemożliwiając włączenie się do walki. Mój Jake jest silnym wojownikiem, ale obawiałam się, że cała jego siła i męstwo nie wystarczą w starciu z tym demonem. Dochodzące do mnie odgłosy walki wcale mi się nie podobały. Z tego co zdążyłam zauważyć, wykręcając głowę, Jake miał kłopoty. Jego krzyk zabrzmiał mi w uszach. Nabrałam po raz kolejny powietrza i z całych sił naparłam na masywne ciało. Proszę, Eywo, usłysz mnie i pozwól mi ruszyć na pomoc Jake’owi – błagałam w myślach. Musiała mnie wysłuchać bo udało mi się w końcu oswobodzić. Nie zastanawiając się, czy przygnieciona kończyna jest sprawna, bez chwili wahania przeskoczyłam wał ziemi, i pobiegłam w stronę walczących, chwytając po drodze mój łuk leżący nieopodal. Wypuszczona strzała poszybowała, przeszywając Człowieka z Nieba. Jake, którego tamten trzymał uniesionego za warkocz, opadł na ziemię. Zanim przyjrzałam się mojemu Jake’owi strzeliłam jeszcze raz. Jedna strzała nie zabiłaby Człowieka z Nieba wystarczająco szybko. Nie mogłam ryzykować, że choćby w najmniejszym stopniu zagrozi mojemu partnerowi.

Podbiegłam wyciągając nóż. Nachyliłam się nad Jake’iem, osłaniając go i sycząc na Człowieka z Nieba. Ten zachwiał się, by następnie runąć do tyłu. Przez sekundę patrzyłam jeszcze na niego, upewniając się czy nie wstanie, po czym przeniosłam całą moją uwagę na Jake’a. Odrzuciłam łuk i zbliżyłam się do niego.

- Jake! – krzyknęłam. Był nieprzytomny. Ogarnęła mnie panika. Czy Człowiekowi z Nieba udało się go zranić? – Jake!

Dotknęłam jego twarzy. Wyglądał jak wtedy, kiedy nie mogłam go dobudzić przy Drzewie Głosów.

Co się dzieje? Co robić?! Serce waliło mi jak oszalałe. Byłam przerażona. Jak mam pomóc Jake’owi?!

Usłyszałam jakieś dziwne odgłosy dochodzące z domu Ludzi z Nieba. Szamotanie. Dochodził stamtąd zapach Ludzi z Nieba... Jake’a.... I Grace i Norma... Czy tam właśnie był mój Jake, kiedy nie był ze mną w ciele Chodzącego We Śnie?

- Jake.

Odwróciłam głowę w stronę konstrukcji. Moment później byłam już przy niej uderzając w przezroczystą ścianę. Zobaczyłam dziwne sprzęty, wszystko w chaosie. A wśród tego wszystkiego leżał Człowiek z Nieba. Mój Jake. Nie ruszał się! Rzuciłam się w bok, gdzie przezroczysta ściana była wybita. Przedostałam się do wnętrza i rzuciłam w stronę Jake’a.

Uklękłam przy nim i podciągnęłam do pozycji siedzącej.

- Jake! Mój Jake! – powtarzałam usiłując uzyskać jakąś reakcję. Potrząsałam nim, próbując go obudzić, ale on się nie ruszał. Spojrzałam na niego. Coś było nie w porządku. Jego skóra, tak różna od skóry Na’vi, wyglądała inaczej niż skóra Ludzi z Nieba, jaką widywałam. Zrobiła się sina. Jego twarz, tak mała i krucha... Czegoś brakowało. Wszyscy Ludzie z Nieba jakich pamiętałam, mieli zawsze przesłonięte twarze przezroczystymi rzeczami. Rzeczami, które pomagały im oddychać. Spojrzałam w bok. Leżały tam te rzeczy. Błyskawicznie chwyciłam jedną z nich i przyłożyłam do twarzy Jake’owi.

Usłyszałam dziwne syczenie, po czym zobaczyłam jak Jake mruga. Poruszył rękami, niezdarnie usiłując chwycić tą rzecz. Kiedy mu się to udało, nacisnął coś i rzecz przywarła do jego twarzy zachodząc mgłą. Usłyszałam jak Jake gwałtownie chwyta powietrze. Po chwili jego oddech się uspokoił, a mgła zniknęła z rzeczy i mogłam zobaczyć twarz mojego Jake’a. Poczułam jak oczy mi wilgotnieją. Mój Jake... żył.

Przyjrzałam się mu, kiedy on przyglądał się mi. Był taki malutki. Trzymałam go w ramionach, jak dziecko. Zupełnie inny niż Jake, którego znałam. A jednocześnie taki sam. Jego twarz, chociaż dziwnego, jasnoróżowego koloru, miała te same rysy. Jego błyszczące, teraz zielone, oczy patrzyły na mnie w ten sam sposób. Zobaczyłam w nich miłość i troskę. Jake uśmiechnął się lekko.

- Widzę cię – powiedział cicho, jego głos zabrzmiał inaczej niż kiedy był w ciele Chodzącego We Śnie. Ale wciąż znajomo. Uniósł dłoń do mojego policzka. Przykryłam ją swoją, teraz o wiele większą niż jego. Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach. Jake wydawał się taki bezbronny i słaby. Ale wiedziałam, że taki nie jest. Głęboko w sercu, nadal był silnym Toruk Makto, którego kocham. Nie ważne czy w ciele Człowieka z Nieba, czy nie. Był moim Jake’iem. A dopóki nie wróci do ciała Chodzącego We Śnie, nie pozwolę, żeby coś mu się stało.

- Widzę cię – powiedziałam. Widziałam go, tak naprawdę. Uśmiechnęłam się. On też.

Tak więc- chyba by z nim jednak została!

more_than_a_woman

Mnie bardzo spodobało się, że nie podzielił losu biednego Kokouma z Pocahontas- Jack nawet jako TChO uznaje go za wodza, prosi go o pomoc i paradoksalnie, opierając na nim umacnia jego pozycję. Szkoda tej postaci, ale to jeden z tych, za którymi Kostucha stała ostrząc kosę od pierwszej sceny- mimo to dobrze rozegrał swoją partię.