Irytujący film, w każdym cudownie pięknym ujęciu koszmarnie dążący do arcydzielności. Tak samo jak w konstrukcji fabuły i dialogów: jest tu wszystko, po prostu wszystko (pragnienie inicjacji, lęki, miłość, oddanie, śmiertelna choroba, ojciec i córka, są przypowieści, prostackie symbole przewróconych domów, papierowe postaci, nieokreślone bo przecież uniwersalne miejsce akcji, wielka woda dokoła, no i morały ekologiczne), skomasowane i podane w niestrawnym DZIELE. Aż ręce opadają, jak ktoś mógł coś takiego napisać!!!!?
Hm, nie wiem, nie przychodzi mi nic do głowy... Nawet, wiesz, powiem ci, że Daniel słaby. Nawet to pierwsze bodaj ujęcie - długie i piękne - schrzanili tym pretensjonalnym napisem umiejscawiającym akcję (raczej: jej nieumiejscawiającym). Uch! znowu mi się włączyły kręfy na ten szit.
A ty widzialeś i chcesz się pokłócić, czy mnie podpuszczasz i nie dajesz spocząć po całotygodniowym obrabianiu intelektualnym autentycznego arcydzieła?
A to ten pan jest takim dobrym aktorem? Nie wiedziałem.
Ani jedno, ani drugie. Kłócić się o filmy zwykłem z jedną tylko osobą, jeśli już, i odbywa się to w realu. Podpuszczać, i owszem, lubię ;-), ale nie tym razem. Po prostu jawi mi się to zawsze jako bardzo podejrzane, jeśli ktoś, zwłaszcza jeśli jest intelektualistą, nie potrafi ani jednego dobrego słowa o czymś tam powiedzieć. Warto zawsze czegoś poszukać. Choćby po to, żeby umysł uczynić bardziej giętkim. Taką mam fazę po "Thumbsuckerze".
A film widziałem. Jak dla mnie - urzekająco-drażniący. ;-]
To Kałużyński powiedział, że w każdym filmie znajdą się jakieś 2 minuty, dla których warto go było obejrzeć (albo jakoś tak, może przekreciłem). Ja nie wiem czy w każdym i czy każdy wobec tego warto... A ponieważ trochę mi dopiekles ("Po prostu jawi mi się to zawsze jako bardzo podejrzane" - w ogóle w jakim sensie "podejrzane", hę?) to tym chetniej zapytam cie, jak może być film "urzekająco-drażniący", jesli drażniący jest przez przypadek???! Urzekająco-drażniące jest "Salto" Konwickiego - urzeka, ale i drażni, ale drażni z premedytacją.
Coś Ty, ani niczego nie przypiekałem, ani nie dopiekałem. ;-) Podejrzane jest to zwyczajnie. Jeśli na przykład ktoś przedstawia świetną analizę, ale analizę, z której wynika, że jakiś uwtór pozbawiony jest jakichkolwiek wad, jakichkolwiek niedociągnięć, to będę się zawsze odnosił do takiego opracowanie z dystansem, gdyż po prostu jest bardzo mało prawdopodobne, że utwór, o którym ono traktuje, rzeczywiście jest idealny, a staje się za to wysoce prawdodpodobne, że autorem podczas pisania powdowały jego emocje, upodobania etc., nie zaś trzeźwe rozumowanie, co rzutuje na tekst i jakoś tam zawsze podważa jego wiarygodność czy rzetelność. I odwrotnie, jeśli ktoś nie jest skłonny (zdolny?) znaleźć żadnego wartościowego elementu w jakimś utworze, to to też może być zastanwiające w tym sensie.
Oczywiście, utwór może być drażniący na najróżniejsze sposoby. Film może drażnić, bo jest kiepsko zrobiony, może też drażnić, bo twórca jakieś tam mające widza w jakimś celu irytować elementy umieszcza. I choć jest to drażnienie różne, to drażnieniem pozostaje.
A jakie to "moje" miałoby być? Przecież nawet nie napisałem, co myślę o tym filmie. :-)
że ty to zawsze musisz zwycięsko wyjść z każdej potyczki merytorycznej, a jak nie, to chociaż odkręcić kota ogonem. nic, jakoś to przezyje i wcale nie mam ci za złe , i to nie było wcale oskarżenie, a tylko na moje troche miało wyjsc. koniec. koniec, juz skończyliśmy na tej stronie się spotykać, dobra? - bo tylko powraca mi wciąż wspomnienie tego filmidła.
Dobra. :-) A moja tajemnica jest prosta - nie odzywam się, nim nie sprawdzę, nim nie uzyskam pewności. :-)
Przepraszam, że się dziś nie zatrzymałem przed Basztą. Jakoś tak mi się spieszyło do Instytutu, choć właściwie (formalnie) mi się nie spieszyło, bez sensu... :-]
No to świetnie, że miło. Czytanie takich rozmów na forum zawsze bardziej jest oryginalne od zapoznawania się z ploteczkami w kolorowych pismach.
Klee, ależ to brzmi niemal (a właściwie to całkiem) jak autoreklama Twoich wypowiedzi... ;) I choć wywody przez Ciebie pisane bywają -no, przynajmniej dla mnie- dość zawiłe w odbiorze, to jednak przyznaję, że nie są one pozbawione merytorycznych treści. Z którymi można zgadzać się lub nie (choć to drugie nie przychodzi łatwo ;) ), to jednak pozostają one zazwyczaj merytoryczne ;)
A co do ploteczek z kolorowych pism: hmm.. nie czytam ich.
Z definicji plotki wynika jednak, że zawiera w sobie pewna dozę nieprawdy. I gdyby zaryzykować pytanie -skierowane do raczej tej inteligentniejszej części tutejszych forumowiczów- czy lubią plotki, czy raczej się nimi jednoznacznie brzydzą.. To jak myślisz, czy odpowiedzi byłyby raczej jednoznaczne i szczere?
pozdrawiam ;)
Ciężko się nie zgodzić. To przywiązanie ojca do córki drażniło mnie, jako liberała. Wszystko tak mocno naciągnięte, że zastanawiałem się nad tym Danielem. W sumie aktor często chyba gra i nie do końca wie co z tego wyjdzie, ale... Nie, tu chyba przeszło mu przez myśl, że ten film nic wielkiego nie pokaże. Może choć dobrze się bawił...