6,3 43 tys. ocen
6,3 10 1 42961
5,6 49 krytyków
Beetlejuice Beetlejuice
powrót do forum filmu Beetlejuice Beetlejuice

Na plus zaliczam Catherine O'Harę, Winonę Ryder i Michaela Keatona - mimo upływu lat są w świetnej formie i wpasowali się w role sprzed prawie czterech dekad jakby nie upłynął więcej niż miesiąc od czasu prac nad poprzednim filmem. Również Tim Burton jest w świetnej formie i jego charakterystyczna wizja jest wciąż obecna w postaci animowanych wstawek, animacji poklatkowej i pisaniu listów miłosnych do klasycznych horrorów.

Problem polega na tym, że jak już przegrzmi nowa wersja motywu przewodniego Danny'ego Elfmana, napatrzymy się na miasteczko, dobrze znany nawiedzony dom, nieco podstarzałe, ale wciąż rozpoznawalne twarze bohaterów oryginału - nastaje moment, w którym Beetlejuice Bettlejuice musi się bronić również własnymi zasługami i tu niestety igła podskakuje na płycie i nasze uszy wypełnia zgrzyt.

Mam wrażenie, że na przestrzeni lat powstały trzy różne scenariusze i zamiast wybrać jeden ekipa postanowiła dokonać aktu przeciwko Bogu i naturze zszywając to wszystko, przycinając tu i ówdzie i puszczając powłóczący nogami, literacki twór naprzeciw wrogiemu i pełnemu zła światu realizacji projektu z udziałem aktorów i budżetem. Mamy tu zatrzęsienie wątków, które można było spokojnie przyciąć, a nawet całkiem wyrzucić bez szkody dla filmu. Nie wiadomo, co tak naprawdę ma stanowić motyw przewodni. Żukosoczek chcący dokończyć plany matrymonialne? Konflikt między Lydią, a Astrid Deetz? Rory, który jako drugoplanowy złoczyńca? Delia Deetz i jej "artystyczne" robienie cyrku z pogrzebu męża? Grana przez Monicę Belucci Delores i śledztwo prowadzone przez Willema Defoe możnaby kompletnie z filmu wyciąć i nie uczyniłoby to historii ani trochę mniej koherentną.

Można byłoby nakręcić dwa dobre filmy, jakby to wężowisko wątków pozaplątywać i uporządkować. Sporo opiera się o założenie, że widz będzie zaangażowany emocjonalnie w to, co przechodzi Lydia i Astrid, ale to jest niemożliwe gdy tkwiący u sedna problemu były mąż i ojciec, a właściwie jego śmierć, stanowi coś co stało się poza ekranem w pustej przestrzeni pomiędzy oryginałem, a sequelem. Katherine O'Hara dobrze gra Delię, ale jej twórczy chaos zjada naprawdę sporą część czasu ekranowego, który mógłby być przeznaczony chociażby na głębszą eksplorację zaświatów (szczególnie, gdy jedną z nowych lokacji w tychże jest "stacja dusz", gdzie gra muzyka "soul"...).

Jenna Ortega została pokrzywdzona kiepsko napisaną bohaterką (mama karierowiczka zła, bo jeździ po nawiedzonych domach, tata-aktywista, co jeździł po świecie dobry). Monica Belluci została pokrzywdzona lekceważeniem jej postaci i wątku, który mimo trailerów stanowi tło, do reszty wydarzeń. Willem Defoe został pokrzywdzony tym, że ktoś bardzo nie lubił Toma Cruise'a i postanowił zrobić z tego problem również dla widzów.

Podsumowując: Bettlejuice Bettlejuice radzi sobie finansowo całkiem nieźle, więc to nieuniknione, ale tak jak powiedziała Lidia: nie wymawiajcie tego imienia trzeci raz, bo stanie się coś strasznego...