i powrót do formy ciekawego reżysera, który ma na koncie takie przeboje jak "Co gryzie Gilberta
Grape`a?" czy "Czekoladę".
Oczywiście daleko temu filmowi do doskonałości, ale ogląda się całkiem przyjemnie - zwłaszcza
po dość nieudanym i przesadnie chwalonym szwedzkim "Hipnotyzerze".
Aktorzy wypadli w filmie naturalnie, a sporym zaskoczeniem była dla mnie Cobie Smulders -
dotychczas znana przede wszystkim z serialu "Jak poznałem waszą matkę?". Niby zwykła
postać, ale jak świetnie zagrana.
Polecam na dobrą i solidną "6".
Ps. ciekawa piosenka końcowa
Pozdrawiam