Obejrzalem dwa filmy braci Coen-To Nie Jest Kraj... i wlasnie Big Lebowski. Wiecie co? Zaden z nich w koncowym rozrachunku mnie nie zachwycil. Pierwszy byl genialny do pewnego momentu, a Big Lebowski to film dobry, ktoremu brakuje tego "czegos", co skloniloby mnie do dania porzadnej oceny. Naprawde wyraziste postaci bazujace na wszechobecnych stereotypach. Polacy to nieroby, wiesniaki i niedojdy, Niemcy wygladaja niczym bohaterowie nazistowskiego pornosa, albo czlonkowie zespolu Rammstein, i tak dalej... Swietne dialogi. Naturalne i momentami naprawde zabawne, duzy plus.
To co mi nie podeszlo, to moim zdaniem dosc denna historia. Spodziewalem sie czegos, co skwituje opadem szczeki i jednym wielkim "wow". Wyszlo nie tak dobrze. Niby intryga ciekawa, wszystko cacy, ale jednak nic wielkiego. W To nie jest kraj... poszli w naturalnosc, autentycznosc i tym zepsuli koncowke historii. W koncu ogladam film, a nie dokument z serii Okruchy Zycia rodem z TVP.
Podsumowujac-dobry, ale wiecej niz siedem nie dam. Cos mi w nim nie podeszlo. Moze hipisowski Jeff i jego nieco irytujace fantazje?