Nie udało się udźwignąć kilku ciężkich tematów w jednym filmie. Depresja, transcendencja, inne choroby psychiczne, alkoholizm, sztuka współczesna, prawa kobiet, samobójstwa, prawa zwierząt, prywata, ignorancja, stereotypy społeczne... trochę tego dużo się robi, a to jeszcze nie koniec. Może i intencje dobre, ale czy starczy środków i talentu? Do tego jeszcze te próby wplecenia w to humoru? Trzebaby było być chyba Kusturicą albo Milosem Formanem, żeby to wyszło. Nie udało się też podstawić Gajosa z lepszych ról do tego spektaklu, a drugie znane nazwisko tworzy postać tak chaotyczną i bezbarwną że biedny widz boi się brnąć w jej historię. Koniec płytki, utwierdzający w przekonaniu, iż film był trochę o wszystkim, ale głównie o niczym. Pozdrawiam