Właściwie pretensję mogę mieć tylko do siebie - no bo w zwiastunach wyraźnie widać czym ten film pachnie. Bollywood (którego nie cierpię), tyle że nieco zamerykanizowany (czytaj w łagodniejszym wydaniu), więc pomyślałem sobie, że gorzej być nie może... a jednak :))
No i ten temat filmu, taki trochę nietypowy - Hindusi na lodowisku walczący z Kanadyjczykami o puchar ich ligi? W.T.F?
No ale do rzeczy. Film należy raczej do gatunku sportowych i jak dla mnie bardzo przypomina "Podkręć jak Beckham". Właściwie to ta sama historia, tylko że zamiast murawy mamy lodowisko i zamiast wyemancypowanej nastolatki, dostaliśmy zbuntowanego młodzieńca bez turbanu na głowie. Oczywiście musi być wątek miłosny (o zgrozo hinduski bohater umawia się z „białą” tubylką), musi być też od razu konflikt kulturowy, konflikt pokoleniowy, no i nieodzowne huczne hinduskie wesele z pieśniami i tańcami (w ogóle sporo tego jak na sportowy film!). Reasumując wszystko pod kontrolą - Bollywood pełną gębą tylko, że z paroma "bladymi twarzami" dla utrzymania poprawności - wszak akcja dzieje się w Kanadzie i sport też jakby mało hinduski. No ale komu to przeszkadza?. No właśnie... komu?
Otóż mnie przeszkadzał cały ten film i aż trudno mi było usiedzieć przy nim do końca, ale na swoje usprawiedliwienie mam tylko jedno - koniecznie chciałem obejrzeć jak wypadła w nim Camilla Belle, ale i pod tym względem nie mogę napisać by było „coś więcej do powiedzenia" - raczej piękny dodatek do nieciekawej reszty. I pisząc to żal mi się robi, że Ona - w końcu niegłupia i ciekawa aktorka - wybiera takie denne filmy. Aczkolwiek zdaje sobie sprawę, że pewnie znajdą się jacyś amatorzy tego typu kina, którzy wyzwą mnie od debili i „pochwalą" mój brak gustu, ale ja i tak nie mogłem się powstrzymać od podsumowania, że „Breakaway" to po prostu najczystszej próby gniot i chała jakich mało!