PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=550693}
4,4 1 118
ocen
4,4 10 1 1118
Był sobie dzieciak
powrót do forum filmu Był sobie dzieciak

Po film sięgnąłem z trzech powodów.
Po pierwsze: ciekaw byłem produkcji o Powstaniu Warszawskim. Wbrew temu, co można niejednokrotnie przeczytać, także na tym forum - mamy ich, z perspektywy 70 lat – bardzo niewiele. Gdyby liczyć - te skupione na Powstaniu - można by zamknąć palcami jednej ręki („Kanał”, „Godzina W, „Dzień czwarty”, i wchodzące ostatnio do kin „Miasto 44” Komasy).
Na palcach drugiej – można by wymienić tytuły nie poświęcone Powstaniu, ale mocno wokół niego krążące. „Eroica” Munka, do której chętnie wracam z niepowtarzalną kreacją Dziewońskiego, oczywiście „Kolumbowie” i bardzo ciekawa ekranizacja równie dobrej powieści – „Urodziny młodego Warszawiaka” , ale już niewiele ponadto (lukrowany „Czas honoru” taktownie pominę z litości).
Nie za dużo jak na siedem dekad, ale też w PRL-u robiono wiele, aby Powstanie przemilczać, czy deprecjonować (trudno uwierzyć, ale pierwszy je upamiętniający pomnik z prawdziwego zdarzenia ufundowano dopiero… w 1989 r. – dla odmiany pierwszy pomnik poświęcony powstaniu w Getcie warszawskim – w kwietniu 1945 r.).
Drugi i trzeci powód to Cielecka i Wosiewicz.
Magdalenę Cielecką oceniam jako świetną aktorkę, która ma u mnie spory kredyt zaufania – stąd ufnie podszedłem do filmu. Inaczej jest z Wosiewiczem, który – takie odnoszę wrażenie - z kolejnym wyreżyserowanym filmem notuje kolejną wpadkę. Niemniej w pamięci ciągle mam Jego filmy sprzed lat („Cynga”, czy na prawdę niezły, zapadający w pamięć „Kornblumenblau”).
Tym samym z pozytywnym nastawieniem i nieskrywaną ciekawością zasiadłem do oglądania „Był sobie dzieciak”. I jak zasiadłem to już po kwadransie dotarło do mnie, że oglądam coś bardzo, bardzo dziwnego...
Wszystko jest tam wydumane i nierealne. Pokręcone i nierzeczywiste a chwilami wręcz przekombinowane. Albo film ten stanowi jedną wielką metaforę, której ja nie zrozumiałem, albo niestety wyszedł jeden wielki bohomaz z udziałem kilku niezłych aktorów.
Gdyby film nakręcono jako jakieś swoiste pomieszanie jawy ze snem ( jak w „Sanatorium pod klepsydrą”, czy „Jak daleko stąd, jak blisko”) - to bym rzecz sobie jeszcze może jakoś wytłumaczył. Ale finalnie, po zakończeniu oglądania filmu dotarło do mnie, że… nic z niego nie zrozumiałem.
Scenariusz jest tam porwany, niespójny i chwilami po prostu nie logiczny. Główny bohater przedziera się do ojca na Śródmieście w scenerii Powstania przyobleczonej w morze ruin. Ale skąd się przedziera? Skądinąd wiemy, że jest to koniec sierpnia, lub początek września a więc nie może to być Wola. Stare Miasto też nie, bo do Śródmieścia przedzierano się po odcięciu dzielnic - tylko kanałami. Czerniaków tym bardziej nie. Chyba komuś zabrakło czasu na przeanalizowanie kiedy, która z dzielnic padała i wyszła jedna wielka dowolność w pokazywaniu tego, co się w Warszawie rozegrało tego bezdeszczowego lata 1944 r.
W filmie co chwila widz trafia na jakieś udziwnienia ocierające się o kompletną ignorancję. Samotna trójka ss-manów z jednostki Dirlewangera operująca wśród ruin na „ziemi niczyjej” , bez jakiegokolwiek wsparcia. Zasadzająca się nocą (w jakichś podziemiach, kanałach, choroba wie gdzie…) niemal na golasa, z nożami w zębach (dosłownie) i podrzynająca gardła uzbrojonym w peemy powstańcom. Kto zamieszcza takie bzdury w scenariuszu – myślałem, że Ed Wood już nie żyje…
Sądziłem, że po obejrzeniu filmu Chochlewa 1,5 roku temu ( chodzi o nieodżałowaną „Tajemnicę Westerplatte”, po której bałem się wyjść do kina na polski film) minie sporo czasu zanim w polskim dramacie wojennym zaserwuje się mi bzdury równie wielkiego kalibru.
Znamy realia Powstania z bardzo obszernych relacji i pamiętników. Żyje jeszcze wielu świadków tamtych wydarzeń. Wszędzie zawsze i niezmiennie podkreślano, że zarówno podczas walk w Getcie o ponad rok poprzedzających Powstanie, jak i w tym ostatnim Niemcy NIGDY nie walczyli po zmroku organizując na noc w ruinach obronę,często nawet, na wszelki wypadek - okrężną. A jeżeli ktoś zna potwierdzony wypadek, aby szli do walki wręcz, to ja będę bardzo wdzięczny za podzielenie się relacja z czegoś podobnego.
Film nie liczy się ani z tymi faktami, ani z wieloma innymi. Mamy tam pod koniec jakąś wymianę jeńców między powstańcami a stroną niemiecką (sic?! – nigdy o czymś podobnym nie słyszałem wcześniej niż na etapie 2 października, na moment przed kapitulacją) a w finałowej scenie główny bohater, który dotarł już do Śródmieścia opuszcza je schodząc wraz z powstańcami do kanałów. Tylko po co i gdzie?! Przecież tej dzielnicy kanałami nie opuszczano. Kapitulowała w październiku jako ostatnia!
Jest tam więcej nie przemyślanych, czy wręcz nonsensownych scen (z tańcem wśród ruin do dźwięków zawodzącego gramofonu, mimo, że scenę wcześniej bohaterowie uporczywie kryli się przed czatującymi wkoło żołnierzami Dirlewangera).
Dziwnie dobrano muzykę do filmu (Wojciech Waglewski), która w ujęciach obrazujących koszmar wojny wyskakuje niczym Rumcjas zza krzaka w animowanej kreskówce - ze skocznymi motywami gitarowymi, które pasowały mi do morza płonących ruin jak pięść do oka.
Ogólne wrażenie - bardzo chaotyczne, chwilami na kształt taniej sztuki teatralnej, której zabrakło wszystkiego: budżetu, dobrego scenariusza, sprawnej reżyserii i na koniec – zwykłej logiki. Wykreowane na Rambo golasy latające w finałowych scenach z majchrami w garści będą mi pewnie wracać w nocnych koszmarach, zwłaszcza, że w dwójkę z nich wcielili się Zbrojewicz i Lubos, których „kryminalne oblicza” przebija tylko ktoś z rysami Wałujewa…
Ogólnie mamy jakąś kpiącą sobie z realiów narrację reżysera z Jego wizją dogorywającego Powstania, który – zapewne z tytułu niedużego budżetu, w wiele sekwencji wkleił migawki z filmów dokumentalnych co, ani nie urealniło opowiadanej historii, ani nie nadało jej klimatu.

Jako historyk wojskowości nie był bym sobą gdybym nie napisał tego, co poniżej.
Może film z realiami ma się totalnie na bakier, za to widać tam kilka sprzętowych rodzynków. Na samym początku widz widzi przez ułamek samochód pancerny Sd. Kfz. 222 (przynależny do brygady RONA?). W niemal końcowej, stylizowanej na heroiczną scenie Marek (główny bohater) ciągnąc rannego ma najwyraźniej u boku… francuski pistolet maszynowy MAS 38 (dobrze, że nie dali mu szkockiego miecza Claymore). Poza tym w różnych wydaniach mamy tam już typowe konie robocze kina wojennego – karabiny Mauser 98 i peemy MP38/40 a nawet przemykającego strzelca z rkm BREN, który jednak nie prowadzi zeń ognia (za mały budżet…).

Ogólnie na podsumowanie - od mnie słabe 3/10 i poddany poważnej próbie kredyt zaufania, którym się dotąd kierowałem zakładając, że jak w czymś zdecydowała się zagrać Magdalena Cielecka – to warto rzecz obejrzeć choćby dla Niej samej. Ano – może jednak nie zawsze warto…

Pozdrawiam,
jabu

ocenił(a) film na 3
jabu

Tak, tal, film zrobiony na przysłowiowym kolanie; niestety, takie też było to nieszczęsne Powstanie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones