Uwielbiam takie filmy, jak ten- czyli nawiązujące do kina gatunków, przetwarzające schematy klasycznego Hollywoodu, ale nie łamiace ich na siłę. Co z oczu... ma urok, bo opiera się na wypróbowanym wzorze konfliktu płci, ale jednocześnie konflikt ten ma bardzo współczesny charakter, bo ona jest co najmniej równie silna. Nie byłoby jednak sukcesu, gdyby nie magnetyzm obu gwiazd. Clooney i Lopez zostali obsadzeni idealnie, bo jednocześnie w zgodzie ze swoim emploi, jak i z dystansem do niego. Doskonała rozrywka.