Jest tu kilka źródeł konfliktów: grupa przestępców ukrywających się do czasu amnestii, różni mieszkańcy miasteczka, różni łowcy nagród, szeryf... Konkretów nie chcę zdradzać, ale dzieje się sporo na kilku poziomach.
Dobra, film jest zaskakujący nie tylko dlatego. Zamiast pustyni jest śnieg (powaga...), z początku nie wiadomo kto jest antagonistą i protagonistą (film po prostu się toczy bez tego) no i jest to słynne podwójne zakończenie (za to drugie licząc napisy następujące po ostatniej scenie). Ale widać też, że to bardziej kino klasy B - postaci są schematyczne, krew jest sztuczna, strzelaniny trącą tandetą a praca kamery... jest amatorska. Te wszystkie zbliżenia i utraty ostrości, szczególnie mnie to męczyło na początku przy tych gonitwach po lesie gdy ch... widziałem.
Ale to i tak niezły film, rewolucjonizujący gatunek, blablabla.
6/10.
Tak chyba kamera pracowała w latach 60-tych. Też zwróciłem na to uwagę (już na początku, gdy kamera filmująca Silence'a jadącego przez las drży), ale film nic na tym nie traci. Sztuczna krew i rzekomo tandetne strzelaniny... No cóż, krew to tylko rekwizyt, a strzelaniny w The Great Silence nie są najistotniejsze, to tylko pewne ramy czy też dopowiedzenia. Najistotniejsze dzieje się pomiędzy. 8/10