Wyobraźcie sobie, że przybywamy do zielonej oazy spokoju, gdzie wśród ludzi panuje szczęście i prostota życia. Zapędzamy się coraz głębiej, aż w końcu napotykamy niesamowity widok ukrytego mikrosystemu, który okazuje się być nieskalanym, nasyconym barwą i tradycją królestwem. Jeżeli dołożymy do tego drapieżnego głównego bohatera wyjętego wprost z komiksów Marvela, niezbyt skomplikowaną fabułę i postacie poboczne, którzy mają swoje własne, prawdziwe motywacje, to możemy mieć przepis na całkiem udany film akcji. Taka też jest Czarna pantera w reżyserii Ryana Cooglera. Jeżeli interesuje was wizja dobrego kina spod znaku superbohaterów, to czytajcie dalej.
Czarna pantera to film, który trzyma widza w napięciu od pierwszej do ostatniej chwili, od czasu do czasu zwalnia jednak akcję, by wprawić w delikatną zadumę i urozmaicić widowisko. Trafiając do skrywającej się przed światem Wakandy, uczestniczymy w jej życiu i rytuałach, które wprost inspirowane są kulturą afrykańską. Autorzy przedstawili kilka futurystycznych plemion, które składają się na całe społeczeństwo tejże krainy – różnią się od siebie, współdziałają, ale także rywalizują o prymat w kraju. W moim odczuciu film mógłby opierać się tylko i wyłącznie na historii Wakandy i nie miałbym nic przeciwko, gdyby twórcy dostarczyli widzom więcej tego kolorowego świata, który przedstawiony jest w pierwszej części filmu. Nie należy jednak narzekać, gdyż dostaliśmy solidną porcję tej części uniwersum Marvela, a nie jak na przykład w wypadku filmu Doktor Strange, w którym miałem ochotę na dłuższą podróż etnograficzną przez tajemniczy świat czarnoksiężników a wątek tej krainy został potraktowany tam bardzo skrótowo. W tym wszystkim odnajdujemy głównego bohatera – księcia, a za chwilę już króla, T’Challę (w tej roli Chadwick Boseman), który zmierzy się z co najmniej kilkoma problemami nowego władcy. Wśród nich główną zagadkę stanowić będzie Erik Killmonger (Michael B. Jordan) – nie zdradzając zbyt dużo z fabuły, ten gniewny charakter, jako jeden z nielicznych złoczyńców, ma całkiem ciekawy powód, dla którego działa, nie opierając się jedynie na przejęciu władzy nad światem. Raczej dąży on do jego naprawy, co w wypadku marvelowskich antagonistów nie jest częstym motywem.
Dobrze wypadają także postacie drugoplanowe – wśród nich niezwykle zabawny i niezrównoważony Ulysses Klaue (Andy Serkis), czy zabawna siostra króla Wakandy Shuri (Letitia Wright), dostarczająca nowych zabawek technologicznych dla głównego bohatera. Przy tym wszystkim postacie w Czarnej panterze są naturalnie zabawne, brak tutaj wymuszonego humoru, a dialogi, jak na film superbohaterski, są żywe i dobrze posuwają wątek główny do przodu.
Jak przystało na produkcję Marvela kostiumy i efekty specjalne robią dobre wrażenie. Strój czarnej pantery, pomimo że minimalistyczny, został dobrze dopracowany przez twórców, a charakteryzacja poszczególnych mieszkańców Wakandy stanowi wisienkę na torcie Czarnej pantery. Sceny akcji z kolei nie są aż tak częste, jak moglibyśmy się tego spodziewać. Ich tempo zostało przedstawione w sposób niejednostajny, dawkując napięcie i sprawiając, że każda kolejna scena pozostawia chęć na więcej. Może kulminacyjny rozdział i ostateczne sceny akcji trochę się dłużyły, zmierzając do nieuniknionego końca, jednak trzeba stwierdzić, że Czarna pantera to pierwszorzędna kategoria filmu rozrywkowego.
Gdybym miał oceniać Czarną panterę w kontekście innych filmów Marvela, to bawiłem się na nim niemal tak dobrze jak na Deadpoolu (w reżyserii T. Millera), który uważam za najlepszy film superbohaterski. Czarna pantera to także ważny film z tego powodu, że pierwszy raz powstał film w całości poświęcony czarnoskóremu bohaterowi. Wcześniejszym przykładem może być Luke Cage, który debiutował na Netflixie swoim własnym serialem i brał udział w kilku innych produkcjach jako bohater poboczny (między innymi Jessica Jones). Co jednak najistotniejsze, Czarna pantera to film godny bycia pierwszą tego typu produkcją, dopracowanym i dobrym filmem o superbohaterze.
Jeżeli nadal zastanawiacie się, czy warto zobaczyć kolejny film Marvela, to z całą pewnością mogę zapewnić, że będzie to satysfakcjonujące widowisko.