Rozmyślam nad końcową sceną, gdy mąż (Łukaszewicz) przychodzi do ordynatora.
I najbardziej zdziwiona jestem właśnie tą - sceną końcową. Skąd mąż Doroty wiedział o dziecku? I dlaczego skoro mąż miał żyć - chciała je usnąć (?!) - przecież jeśli wiedział i myślał, że to jego dziecko - pomysł ten wydałby się absurdalny.
Dlatego nasuwa mi się nowa myśl - a może Dorota tak naprawdę usunęła dziecko?! Bo oszukała ordynatora mówiąc, że to dziecko kochanka?! bo tak naprawdę chciała usunąć to dziecko jeśli mąż nie przeżyje. A jeśli mąż by przeżył to dziecko by zostało. Mam wciąż tyle teorii i pytań.
Zdecydowanie mocny i zapadający głęboko w pamięć film.
Mam podobny mętlik w głowie. Zdecydowanie nie rozumiem do końca tej historii. Pewnie obejrzę drugi raz kiedyś, wtedy rozjaśnia się zawsze więcej.
Jej mężczyźni przysłaniali cały jej świat. Bez nich nie potrafiła żyć.
Czy to wystarczajaca podpowiedź
strasznie przepraszam, coś mi sie pogmatwało, źle to wszystko poukładało...
tu mozna poczytać
http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/122798
Ja rozumie to tak. Ona nie wiedziała co ma robić, chciała przerzucić decyzję na barki ordynatora. Co zrobił ordynator - okłamał ją. W momencie gdy rozmawiali doktor wiedział że mąż ma się lepiej a mimo to powiedział że mąż umrze. Potem na usunięcie dziecka było za późno. Z końcowej rozmowy wnioskuje że mąż wiedział o dziecku dlatego ze żona mu o tym powiedziała mówiąc że to jest ich dziecko. Ja to tak odebrałem.
Przecież Andrzej nie ozdrowiał cudownie i w jednej minucie był umierający a chwilę później przechadzał się po szpitalnym korytarzu. Moim zdaniem przed ostatnią sceną minęło trochę czasu i słowa Andrzeja że będą mieli dziecko informuje nas o tym, że główna bohaterka w tym czasie postanowiła powiedzieć mu, że dziecko jest jego.
Tak ja to widze.
hmm... może po prostu "mąż" zaakceptował dziecko, w końcu dostał nowe życie, odzyskał optymizm i poczuł piękno życia...
Na pewno nie chciała go okłamywać. Tylko trzeba pamiętać o kilku rzeczach: mąż mógł być bezpłodny stąd ona nie miała z nim, dziecko może urodzić się np rude, mąż mógł się domyślić, iż nie on był ojcem (rak złośliwy raczej wymaga długiej hospitalizacji). Ponadto jego reakcja może wynikać z szoku po wyzdrowieniu, stąd jeszcze się nie zastanawia. Dwójka, bo lekarz przysiągł (podstawa niegdyś tego przykazania) i zabawił się w Boga, nie wiedząc jak jego wyrok wpłynie na całą rodzinę. Jeśli chodzi o kobietę to pewny, a z mężem i dzieckiem nie wiadomo. Ponadto wie, że zrobił to z własnych pobudek utrata dzieci podczas wojny.
słuszna uwaga - może słowo "progresja" kojarzy się pozytywnie, ale jeśli chodzi o choroby nowotworowe oznacza pogorszenie się stanu - zwiększenie się guza, przerzuty, nawrót choroby. Tu chodzi o postęp, ale choroby... Ordynator naprawdę uważał że on umrze.
Kłamał,czy nie - to całe sedno tego scenariusza...Dyskusja przy mikroskopie to kluczowa,ale zagadkowa dla widza scena.
Nie nazwałabym tego własnymi pobudkami. Ordynator wiedział, co znaczy utracić dziecko i chciał ją zapewne przed tym uchronić.
o to właśnie chodzi w dekalogach Kieślowskiego, że każdy interpretuje to na swój sposób, nie ma jednego rozwiązania każdy widzi inaczej i interpretuje inaczej kunszt Kieślowskiego...
Ważna jest też scena z owadem w kompocie, którą obserwuje mąż. Moim zdaniem, to metafora pozornie beznadziejnej walki męża z chorobą - powoli udaje mu się ją wygrać. I zarazem jest to taki "przerywnik", ukazujący upływ czasu. Stąd słuszny wniosek, że pomiędzy wydarzeniami a ostatnią sceną, musiało upłynąć trochę czasu i wiele mogło się zdarzyć.
2 opcje sie zgadzaja. ordynator powiedzial ze umrze zeby uratowac dziecko ale takze tak jak predzej mowil ze byly przypadki z gory skazane na smierc a ludziom udalo sie wyjsc z tego i ja tez jestem tego zdania. przychylam sie bardziej do 2-go rozwiazania. jest bardziej sensowne bo sam ordynator mowi o tych przypadkach kiedy ludzie cudem uzdrowieli a co do sceny z owadem jestem takiego samego zdania co etka :) a co do tej progresji to odbieram to jako zdrowienie a jesli progres choroby no to ordynator mowil prawde. ale z kolei nie pasuje to do mojej interpretacji z tymi cudownymi uzdrowieniami. ciezko ten film na trzezwo zrozumiec ;D jak na razie najlepsza dla mnie czesc.
zgadzam się co do sceny z owadem, jest kluczowa do zrozumienia końcówki. widzę to tak jak ty, plus jeżeli odwrócimy tę scenę z owadem w kompocie do góry nogami, to kompot może być wodami płodowymi, łyżka drogą a owad dzieckiem. tak więc mamy tutaj dwie odpowiedzi pod postacią jednej sceny - chory ozdrowieje z choroby i uratuje się jak owad z kompotu a dziecko przyjdzie na świat tak jak to owad wrócił do świata po łyżce. Tak ja to widzę.
Chciała usunąć dziecko w razie przeżycia jej męża by uniknąć wieloletnich wyrzutów sumienia, które na twarzy Krystyny Jandy były widoczne przez cały czas trwania filmu. Bała się, że patrząc na dziecko będzie widziała swoją zdradę, może, że nie będzie potrafiła go przez to należycie pokochać.
Mi się wydaje ta końcówka prosta. Mąż dowiedział się wcześniej od żony, że zostanie ojcem. Po prostu przeskoczyli scenę przekazywania tej wiadomości. Będzie nieświadomie chował nieswoje dziecko. A ordynator okłamał Jandę, że mąż nie przeżyje, bo chciał uratować to nienarodzone dziecko i przy okazji też ją uczynić matką - o czym marzyła przecież.
Moim zdaniem on po prostu zaakceptował nie swoje dziecko, ucieszył się tą ciążą, bo to nowe życie, tak jak jego zwrócone mu życie. I, o ironio, to przecież stereotypowo kobiety dają życie, walczą o nowe życie. Gdyby nie ordynator, zabiłaby swoje dziecko. Dobrze, ze wybrała męża, ale nie akceptuję tego, że nie stawiała czoła problemom, tylko szukała winnych wokół - winnych, pomocników, oparcia. Taka 'kobietka', którą mężczyźni całe życie niańczą.
"Mąż dowiedział się wcześniej od żony, że zostanie ojcem. Po prostu przeskoczyli scenę przekazywania tej wiadomości. Będzie nieświadomie chował nieswoje dziecko. A ordynator okłamał Jandę, że mąż nie przeżyje, bo chciał uratować to nienarodzone dziecko i przy okazji też ją uczynić matką"
Czyli wychodzi na to że lekarz ten był chamskim ignorantem i gnojem, kłamiąc tą kobiete że mąż umiera.
Przez niego teraz biedny koleś musi chować w nieświadomości nieswoje dziecko z tą zdzirą co dała dupy za jego plecami.
Nie nazwałbym tego szczęśliwą rodziną. Jak sie puściła raz to pewnie puści sie znowu.
Nie chcę wyrokować o kobiecie, bo prawdę mówiąc mam zdanie niepopularne obecnie, czyli, potępiam zdrady małżeńskie. Ale ten mąż - moim zdaniem - nie czuje się 'biednie'. to dobry człowiek, dla którego rodzina jest wszystkim. Nawet nie 'jego - biologicznie nie jego, dziecko. Dla niego jest to dziecko 'jego'). Znam kilku takich facetów. Typy 'rodzinne', którzy nie mogliby żyć bez rodziny. Umarliby. Inna sprawa, że często wiążą się z kobietami 'latawcami', jak mawiała kiedyś jedna babuleńka. Co ich do takich kobiet ciągnie? Pojęcia nie mam. Bo logiki w tym nie ma, że człowiek, który w swojej hierarchii wartości najwyżej ceni rodzinę i wierność wybiera kobietę, która nie ceni tych wartości. W dodatku np. kobietę bez instynktów macierzyńskich. CO on sobie myśli? Pojęcia nie mam. Chyba liczy na to, ze ją zmieni? I z biegiem doświadczeń życiowych przestaję obwiniać o to kobiety, tylko zaczynam bezmyślność mężczyzn.
Zresztą, nie można komuś narzucić szczęścia. Ludzie różnie je rozumieją i trzeba to uszanować. W scenie finałowej mąż poszedł szczęśliwy. I to się tylko liczy. A lekarz? Lekarz to stary człowiek, który rozumie ludzi i wiele przeżył. Rozumie, że czasami są rzeczy ważne i ważniejsze.
W scenie finałowej mąż był szczęśliwy bo nie zdawał sobie sprawy z tego że to dziecko nie jest jego. Nie uważam że jest to pozytywne zakończenie.
Zdawal sobie. Scena z owadem kluczowa. Nie bedziesz bral imienia... Chciala zadecydowac, albo tak, albo tak. Ordynator wybil jej z glowy takie postepowanie. Proste...
Jak pisałam ten komentarz 12 lat temu, nie było opcji "oznacz jako spoiler" i szczerze mówiąc, pojęcia nie mam jak to teraz zmienić. Także pozostaje mi liczyć na to, że jak ktoś jest lotny i kumaty i widzi tytuł "pytanie o koniec" , to wie, że może to oznaczać, pytanie o końcówkę filmu czyli spojer.
Nawiązując do pasywno agresywnej uwagi o lotności, niestety jestem tak lotny, że czytam około 3 linijki tekstu na raz i zobaczyłem spoiler równo z tytułem.
Ale to nie było do Ciebie, wyluzuj :) po prostu jak widać w tytule "koniec/końcówka/rozwiązanie" albo "pytanie o" no to tak na logikę chyba, wiadomo że będzie napisane coś czego można nie chcieć wiedzieć przed obejrzeniem. I cyk, przewijasz dalej. Zmuszasz się do nieczytania jednym słowem ;)