Nierówny film. Strasznie nierówny. I chaotyczny.
Rzecz przedstawia się mniej więcej tak: dwóch kolesi (Del Toro, Phillipe), nie mogących za bardzo znaleźć miejsca w życiu porywa dziewczynę (J. Lewis), która za sowite wynagrodzenie ma urodzić dziecko bogatej parze (jak się łatwo domyślić celem porywaczy jest ów nienarodzony dzieciak). No i początek jest obiecujący, ale z czasem czar pryska, a z ekranu zaczyna wiać...dziwacznością. Na scenie pojawiają się wciąż to nowe twarze, akcji mało, nie posuwa się ona nic do przodu, a widz czuje się coraz bardziej zdezorientowany i nie wie pod jaki gatunek ów dziełko zaklasyfikować (co nie jest zaletą w tym przypadku).
Dopiero pod koniec robi się ciekawiej: finałem twórcy chcą dać chyba widzom do zrozumienia, że peckinpahowską "Dziką bandę", to oni znają i cenią...
Dla pierwszych 30 minut i tego odrealnionego finału można obejrzeć, reszta jest może nie milczeniem, ale taka sobie.