Cóż ten film to dla mnie beznadziejna imitacja "Gorączki sobotniej nocy" uwspółcześniona i nakręcona na rynek francuski. W filmie kipi od nawiązań do amerykańskiej produkcji. Jeśli to miał być pastisz to być może się udał, ale bardziej to przypomina plagiat miź film. Zacznijmy od pseudonimu bohatera "Travolta" a to dopiero początek. Tancerka z wyższych sfer, paczka kolegów, piosenki Bee Gees i ogólnie cała ścieżka dźwiękowa i nawet niektóre sceny żywcem wyjęte z "Saturday Night Fever" Do tego jeszcze ta dziwna końcówka.
Tak się zastanawiam, co to właściwie miało być - alternatywa na rynek francuski, parodia, westchnienie retro... Ewidentnie i łopatologicznie wbija się widzowi pewne nazwy w głowę, i kto widział Travoltę, ten ma błysk po 2 minutach filmu. Chyba jednak parodia, skoro podkreśla się, że bohater ma 40 lat.