Mam pytanko, nie czytałem książki, natomiast oglądałęm obydwie ekranizacje Diuny. Słyszałem, że w tej wersji Lynch dodał parę własnych motywów - które to dokładnie rzeczy? Jeśli ktoś czytał książkę to byłbym wdzięczny za odpowiedź.
re:
Moduly dzwiekowe, czy jakos tak... Herbet w powiesci nic nie pisal o superbroni Artrydow.... tylko tyle zdolalem wypapac
7 NAJGORSZYCH ABSURDÓW FILMOWEJ PSEUDO ADAPTACJI DIUNY
1. Zrobienie z Harkonena, wrednej tłustej, obrzydliwej świni - w książce zaś, był on faktycznie człowiekiem strasznie grubym, ale przy tym mądrym i wyrafinowanym.
2. Latanie Harkonena, nagle w filmie okazuje się, że Vladimir lata, ale nikt nie raczył wytłumaczyć, że to za sprawą dryfów,do tego w książce, on wcale nie latał tylko unosiły się jego fałdy tłuszczu.
3. Mleko kota jako antidotum Thufira Hawata - co za urojony pomysł, jakieś nie wiadomo co, po prostu żenada.
4.Saudarkarzy w czarnych prezerwatywach - okazuje się, że saudarkarzy nosili jakieś czarne nie wiadomo co, może miało budzić to strach, ale wzbudzało śmiech.
5. Piloci Gildii jak poczwarki - kolejny chory pomysł Lyncha, wystarczy przeczytać książkę, żeby wiedzieć, że piloci gildii wyglądali jak zwykli ludzie (nie robale) i byli jedynie zmodyfikowani genetycznie.
6. Pistolety na głos - przecież to absurd, w książce on ich uczył walczyć, a nie strzelać z pistolecików na głos (który jest zrobiony jak jakaś mutacja, w książce zaś to było odpowiednie dobranie tonu głosu)
7. Deszcz - to już był szczyt, nagle nie wiadomo jakim prawem na Arakis zaczyna sobie padać deszcze, myślałem że popłacze się ze śmiechu.
itd. itp. dalej mogę wymieniać, przedziwną teleportacje jaką umieją wywołać piloci gildii (?!?!?!), psa Paula (w książce go nie ma),zawleczki w sercach ludzi Harkonenów, krew cieknącą bohaterowi z oczu, zmyśloną umiejętność panowania w czarodziejski sposób nad czerwiami(już się bałem że Paul zacznie je drapać za uchem i każe im aportować ;-)), tarcze były bańkami, anie jakimiś dziwnymi kwadratowymi pudełkami wieeele wiele innych.
Kolejna rzecz, to dziury, olbrzymie dziury w filmie, błędy oraz sceny, których w książce nie ma, tu jednym tchem mogę wymienić: dziwną scenę na początku u imperatora, kolor włosów imperatora, urojoną ohydną scenę u Harkonenów, brak sceny rozmowy Shadout Mapes i Jessicy, brak sceny biesiady, brak sceny na arenie, brak walki Paula z Jamisem, brak wyjaśnienia wyboru nazwy pustynnej myszy na swoje imię, nie ma mowy o tym że Vladimir jest dziadkiem Paula. itd. itp. .......
Kolejny, niby mały w porównaniu z innymi błąd to muzyka, która sama w sobie bardzo mi się podoba, ale ni w żab nie pasuje do tego filmu.
Cóż niestety film jest beznadziejny, przykro mi, pociesza mnie fakt, że może nareszcie doczekamy się porządnej ekranizacji już w przyszłym roku :-).
Ten film zaś, zasługuje maksymalnie na 5/10, ale jako że jest obrazą dla prawdziwej Diuny daje mu 1/10.
prawie ze wszystkim się zgodzę ;] otóż nawigatorzy mogli faktycznie
przypominać jeszcze kształtem ludzi, ale z tego co pamiętam, byli ostro
zdeformowani. no i o kształcie tarcz też chyba nigdzie nie jest
napisane, a mi osobiście lynchowskie przypadły do gustu. i jeszcze
jedno. jeśli już oceniasz, to daj mu przynajmniej 2/10 - oglądałeś mini
serial?
a już miałam zakładać nowy temat, ale zauważyłam tego posta :)
zgadzam się, że najbardziej razi Harkonen i deszcz na końcu (Herbert tyle się napisał o znaczeniu ekologii, ciężkiej pracy przy zmienianiu planety, a tu Paul pomyślał i myk - deszcz pada)
tarcze u Herberta były delikatną otoczką, niemal niewidoczną, dokładnie przylegającą do ciała i jak na poziom efektów dostępnych w tamtych czasach - myślę, że Lynch wybrnął z tego dość zręcznie - wierna adaptacja byłaby niezbyt widowiskowa i być może śmieszna :) równie zręcznie wybrnął z faktu, że dwulatka ma umieć mówić - po prostu powiedział, że rosła szybciej i mieliśmy dwulatkę o wyglądzie sześciolatki
pilotów Gildii przeżyłabym, gdyby tego wszystkiego od początku nie wyłożono na tacy - w książce odkrywamy tajemnicę nawigacji Gildii i działania przyprawy stopniowo, podobnie jak jej dokładnego związku z czerwiem.
oczywiście, wiem, że brakuje wielu elementów, ale nie wyobrażam sobie wciśnięcia całej książki w film i cenię Lyncha za to, że z grubsza mu się udało (mogła być przecież totalna klapa) - do Twej litanii dodam istnienie oranżerii, podejrzenie o zdradę Jessiki, pijanego Idaho, próbę zabójstwa Jessiki przez Gurney'a, zaznaczenie że Liet to Kynes, narodziny i śmierć małego Leto, małżeństwo z Irulan, fremeński pochówek - woda należy do plemienia itd itp ;)
ocenę dałam taką, na jaką zasłużyłby sam film, bez znajomości książki, + jedno oczko za dobór aktorów - nie wiem czemu, ale poza Patrickiem Stewartem (Gurney wg mnie powinien być "kawał chłopa") wszyscy mi pasowali, pomimo koniecznego ze względów czasowych spłycenia ról.
obejrzę miniserial, może jest lepszy, wierniejszy. czekam na nową adaptację, chciałabym, żeby postawili na ekologię i filozofię bardziej, a mniej na krwawą jatkę, ale nie mam złudzeń - będzie film akcji, bo takie są tendencje :(
Nowa adaptacja ?;> Oooo chcę to zobaczyć!
Lynch, fakt faktem, nie zrobił arcydzieła na miarę książki.. mnóstwo woątków spłycił, jeszcze więcej pominął.. Ale cóż. Klimat jest całkiem niezły, przepiękne czerwie świetna muzyka [moim zdaniem pasuje jak najbardziej.. zwłaszcza że bardzo kojaży mi się z prastarą grą komputerową Dune: Battle for Arrakis-jeden z pierwszych RTSów]. Tak samo Nawigatorzy Gildii-mimo że tutaj Lynch odszedł od książki dość znacznie, to jednak ukazani zostali wg mnie świetnie.
Bardzo ubolewam nad wspomnianym wyżej Harkonnenem, deszczem [o zgrozo... *plask*] i... pojazdami -.- Ornitroptery to były dostojne, piękne maszyny przywodzące na myśl ważki, z poruszającymi się skrzydłami i dłuuugimi ogonami, a nie kioski z wachlarzykami -.- A żniwiarki wyglądały raczej jak wielkie toporne kloce na gąsiennicach [a'la piaskowe czołgi z Gwiezdnych Wojen] a nie przerośnięte metalowe żółwiki -.-'
Ale czepianie się zmiany wieku siostry Paula, dorzucenie jakiegoś nic nieznaczącego kundla w pałacu czy... koloru włosów Imperatora... jest wg mnie totalnym czepialstwem, bo są to rzeczy tak mało istotne że wogóle niegra roli...
A wracjąc do nowej ekranizacji i tendencji w stronę filmów akcji... Niech nową wersją zajmie się Nolan, to będzie sukces murowany:D
EDIT: Eeee... właśnie zobaczyłem info o nowej Diunie.. i reżysera.. i jego dorobek... "Transporter", "Człowiek pies". "Taxi 4"..... To nie będzie dobra ekranizacja...
[niewiem czemu przycisk /edytuj/ mi nie działa o.O]
Tarcze były polami ochronnymi w formie tarcza nie baniek. Nie chroniły całego człowieka ze wszystkich stron. Przeczytaj opis walki więźnia z Feyd Rauthą Harkonnenem w obecności hrabiego i lady Fenring. Same fałdy tłuszczu nie mogły się unosić. Dryfy unosiły całą postać. Film ma ewidentne błędy, jest też oparty lekko na motywach bardzo obszernej ksiązki. Zatem tylko niektóre motywy można było wykorzystać. Ma swój naiwny urok i jest trudnym dziełem autora który wcale się nie czuł dobrze w tej dziedzinie. specjalista od dennych psychologizmów i kłopotów moczowopłciowych nagle robi film o czymś z poza jego zainteresowania. Nawigator Gildi to potworek z jego wcześniejszego, pierwszego filmu "Głowica ścierająca". W sumie i tak mi się lepiej podobał od nawigatora z miniserialu "Dzieci Diuny". Miejscami film jest śmieszny, żenujący. Zaś historia jego powstania zasługuje na osobny film kto wie czy nie lepszy. Ekranizają miał zajmować się Ridley Scott, A. Jodorovsky, w końcu rozbabrane dzieło przejął Lynch, kto wie czy nie dzięki wsparciu ze strony Rafaeli de Laurentis. Nawet w tej ekranizacji widać pewne elementy scenografi opracowanej przez Gigera ale nie wdrożonej. cieszmy się, że chociaż dobry rzemieślnik achileos nie popełnił większych byków. Fakt, że sardaukarzy mają si nijak tdo tych z ksiązki.
Mnie się wydaje, że tarcze chroniły całą postać. Więzień w czasie walki z Feyd Rauthą wyposażony był w pół-tarczę.
To ja wystąpię w obronie filmu.
Primo - choć rzeczywiście pomija on wiele zdarzeń z oryginału, to jednak Lynchowi udało się zaimplementować w filmie specyficzny klimat książki, co zostało osiągnięte znakomitą grą aktorską, przemyśleniami postaci wziętymi z powieści, czy też samym obrazem Diuny. Nowszy film, wyreżyserowany przez Harrisona, choć zawiera w sobie więcej wątków i motywów z książkowego oryginału (przez co jest o wiele dłuższy), paradoksalnie, jest z tego klimatu wyzuty.
Zgadzam się z uwagą odnośnie kreacji Vladimira Harkonnena w tym filmie, i kreacji Harkonnenów ogóle - Lynch, zdaje się, zapomniał, że choć byli oni okrutni i niemoralni, to jednak nie obleśni (wyjąwszy oczywiście fakt, jak spasiony był Vladimir).
"Latanie Harkonena, nagle w filmie okazuje się, że Vladimir lata, ale nikt nie raczył wytłumaczyć, że to za sprawą dryfów,do tego w książce, on wcale nie latał tylko unosiły się jego fałdy tłuszczu"
Można co do tego stwierdzić z pewnością tylko to, że Vladimir w książce nie fruwał wszędzie dookoła, jak w filmie. Nic nie wyklucza, że unosił się parę centymetrów nad ziemią (ba, w scenie jego śmierci "zawisł" właśnie na takiej wysokości).
"Saudarkarzy w czarnych prezerwatywach - okazuje się, że saudarkarzy nosili jakieś czarne nie wiadomo co, może miało budzić to strach, ale wzbudzało śmiech"
O strojach Sardaukarów wiadomo z książki tylko tyle, że są czarne - nie ma ich dokładnego opisu. Więc czemu nie zezwolić reżyserowi na odrobinę inwencji w tej materii? Nazwij mnie prostakiem, ale mnie się stroje Sardaukarów w filmie Lyncha podobały - choćby z tego względu, że wszyscy mieli twarze pochowane za tymi zielonymi wizjerami, a to zdawało się podkreślać ich bezduszność.
Jeśli chcesz ujrzeć coś, co wzbudza śmiech, popatrz na stroje Sardaukarów w filmie Harrisona - tam wyglądają oni, jakby ich idolem był Picasso, z tymi swoimi kretyńskimi "czapami".
"Piloci Gildii jak poczwarki - kolejny chory pomysł Lyncha, wystarczy przeczytać książkę, żeby wiedzieć, że piloci gildii wyglądali jak zwykli ludzie (nie robale) i byli jedynie zmodyfikowani genetycznie"
To nie do końca prawda. Już w Mesjaszu Diuny, na samym początku książki, można bowiem natrafić na taki fragment:
"Scytale spojrzał na wysłannika Gildii. Oddalony ledwie o parę kroków Edryk szybował w zbiorniku z pomarańczowym gazem. Zbiornik spoczywał pośrodku przezroczystej kopuły zbudowanej przez Bene Gesserit na tę okazję. Gildianin miał z grubsza ludzką, wydłużoną figurę, płetwy w miejsce stóp i wielkie jak wachlarze dłonie z błoną między palcami - dziwna ryba w dziwnej wodzie. Z odpowietrznka zbiornika unosił się bladopomarańczowy obłok buchający wonią geriatrycznej przyprawy, melanżu".
Jak jasno wynika z tego fragmentu, zmiany genetyczne, jakie przechodzili nawigatorzy Gildii, mogły obejmować te dużo bardziej wyraźne, niż same prorocze zdolności tych delikwentów. I choć można narzekać, że Lynch posunął się za daleko w swojej fantazji, to jednak zbiornik, w którym pływa Gildianin, w filmie jest, a sam Gildianin człowieka tylko z grubsza przypomina. Znaczy - nie jest to wyłącznie wymysł reżysera, ma swoje źródło w oryginale.
"Pistolety na głos - przecież to absurd, w książce on ich uczył walczyć, a nie strzelać z pistolecików na głos (który jest zrobiony jak jakaś mutacja, w książce zaś to było odpowiednie dobranie tonu głosu)"
Tu się zgodzę - te pistolety na głos to kiepski pomysł Lyncha, który zresztą jest o tyle kłopotliwy, że wyparł z filmu prawdziwy powód, dla którego Atrydzi pchali się bez strachu na Arrakis mimo pewności, że zostaną zdradzeni. W filmie wyjaśniono, że "mamy te pistoleciki, to im nakopiemy do dupy". W rzeczywistości książę Leto miał zamiar pozyskać sobie jako sojuszników Fremenów, by stworzyć z nich siłę bojową przewyższającą nawet imperialnych Sardaukarów. Jego przewidywania były zresztą słuszne, bo ci nieliczni, których zdążył zwerbować Idaho, to Sardaukarom kopali tyłki, aż miło.
Natomiast nie rozumiem tak ostrego czepiania się Głosu w tym filmie - Lynch najwyraźniej zamierzał to wyraźnie wyodrębnić, a ciężko byłoby to osiągnąć, każąc aktorom tylko i wyłącznie operować tonem głosu. W gruncie rzeczy, gdy usiłuję sobie wyobrazić jednego z aktorów, usiłującego mówić "modulowanym" głosem, śmiać mi się chce. Wyglądałoby to jak parodia.
"Deszcz - to już był szczyt, nagle nie wiadomo jakim prawem na Arakis zaczyna sobie padać deszcze, myślałem że popłacze się ze śmiechu"
No więc co jest w tym takiego potwornie śmiesznego? W książce Paul planował, iż odmieni wizerunek Arrakis, skutkiem czego na planecie zaczęły się pojawiać oazy i roślinność. Lynch pokazał to w nieco bardziej radykalnej formie (fakt, że trochę bzdurnej, bo taka ulewa to by wszystkie czerwie pozabijała).
"dalej mogę wymieniać, przedziwną teleportacje jaką umieją wywołać piloci gildii (?!?!?!)"
A gdzie były w książce dokładne opisy lotów Gildian, żeby się tego pomysłu tak ostro czepiać?
"psa Paula (w książce go nie ma)"
A filmie pełni jakąś rolę? Bo po mojemu tylko tam gdzieś, kiedyś się pojawia, i już go nie ma. Znowu, nie jest to coś, czego należałoby się ostro czepiać.
"krew cieknącą bohaterowi z oczu"
Doprawdy... teraz to już naprawdę szukasz dziury w całym.
"zmyśloną umiejętność panowania w czarodziejski sposób nad czerwiami"
Nie zauważyłem czegoś takiego w filmie.
"tarcze były bańkami, anie jakimiś dziwnymi kwadratowymi pudełkami"
No więc w tym filmie były to dla odmiany pudełka. I co z tego? Wprowadziło to jakieś radykalne zmiany? Czy może raczej tarcze działają, tak jak działały w książce? Bo ja obstawiam to drugie. Nie zapomniano nawet o zniekształceniu odgłosów wewnątrz tarczy.
"wieeele wiele innych"
I wszystkie były takie "mocne" jak te powyżej? O rany...
"Kolejna rzecz, to dziury, olbrzymie dziury w filmie, błędy oraz sceny, których w książce nie ma, tu jednym tchem mogę wymienić"
No, fakt, tych rzeczy w filmie nie ma.
Ale brak tych scen nie pozbawia fabuły logiki - a już na pewno nie czynią tego pierdoły pokroju tego, że włosy Imperatora były w filmie siwe, a nie rude.
Ponadto, jest sporo innych motywów, smaczków i scen, żywcem wziętych z książki, które również mogę wymienić jednym tchem - są dwa księżyce Arrakis, jeden z wizerunkiem ręki, drugi z wizerunkiem Muad'Diba - dokładnie jak w książce, jest wyciąg safo i przebarwienia, jakie wywołuje, jest romb na czole Yuego - oznaka Najwyższego Uwarunkowania (w filmie Harrisona tego nie było), jest tajemne imię Paula - Usul (tego też w nowym filmie nie było), jest pokazany liniowiec Gildii, zgodnie z opisem w książce tak ogromny, że całe fregaty mieszczą się w jego ładowniach, scena rozmowy Paula z Matką Wielebną Gaius Heleną Mohiam żywcem wzięta z książki, scena walki z Gurneyem żywcem wzięta z książki, scena inspekcji Leto na pustyni (i zniszczenia żniwiarki) żywcem wzięta z książki, scena w transporterze Harkonnenów żywcem wzięta z książki, przemyślenia postaci w poszczególnych scenach żywcem wzięte z książki, itd., itp...
Dla mnie film Lyncha jest świetną adaptacją książki i śmiało zasługuje na 8/10.
Niezwykle treściwy, bardzo dokładny i dobry post. Zgadzam się z nim całkowicie. Film Lyncha był dobrą (co nie znaczy, że idealną) adaptacją książki. Moim zdaniem oddawał lepiej jej klimat niż mini serial Harrisona.
Pierwsza scena z imperatorem to wg mnie bardzo mocny punkt filmu. Lynch wypozyczyl ja co prawda z "Mesjasza Diuny" czyli kontynuacji Diuny ale przynajmniej pokazal relacje Gildii z Imperatorem i ich potege. Mi do gustu najbardziej przypadla Irulana na samym poczatku :). Filmowi daje 6/10 glownie przez oblesnego Harkonena i koncowke filmu.