Tak nudnej narracji dawno nie uświadczyłem w jakimkolwiek filmie. Matt Damon zagrał jakby nafaszerowano go środkami uspokajającymi, jego postać kompletnie nie ma w sobie życia, sprawia gorsze wrażenie niż Pacino w roli Michaela w drugiej części Godfathera. Być może tak wyglądała powierzchowność Jamesa Angletona, ale to jest film, a nie rzeczywistość. Czyżby bohater zapadł w młodości na starczą demencję? Nawet jeśli to po cholerę pokazywać mi taką sierotę w filmie o oficerach (a nie agentach jak to stoi w tytule) wywiadu? W 60-cio letniej historii CIA nie było ciekawszej postaci? Przypuszczam, że były ich setki. De Niro (reżyseria) dał po prostu dupy, stary już jest chłopak, więc i główny bohater ma w sobie starucha. Coraz gorsze te filmy...Właśnie przymierzam się do oglądniecia "Infiltracji". Mam nadzieję, że film "da radę"!