"House of Wax" z pewnością można zaliczyć do jednego z lepszych horrorów wyprodukowanych w USA. Podczas seansu można odnieść wrażenie, że jest lekko podobny do nowej "texańskiej masakry", ale to szybko mija. Jest kilka momentów typowych dla takich filmów, czyli straszenie samym, gwałtownym dźwiękiem, ale czasem dreszczyk nawet bez tego moze przejść po plecach. Film fabuły może i nie ma jakieś szczególnie genialnej, ale na plus trzeba wyróżnić kilka rzeczy: 1)aktorstwo: Elisha, jak reszta ekipy zagrali bardzo dobrze. Nawet(oczywiście najwięcej osób ma do tej pani pretensje)Paris Hilton zagrała dobrze. Jej rola nie była zbyt rozbudowana, ale swój czas wykorzystała w zadawalający sposób. Do jej aktorstwa nie mogę się przyczepić, bo zagrała całkiem przyzwoicie. 2)muzyka: przemieszanie współczesnej muzyki z wersjami instrumentalnymi dało bardzo dobry wynik. 3) efekty(uwaga na spoilery!!): figury wyglądają naprawdę świetnie. A finałowa sekwencja prawie wbija w fotel. Tylu wosku naraz to ja jeszcze nigdy nie widziałem(i jakoś nie chcę zobaczyć).
Film trzyma w napięciu, a na końcu trochę mi powiało sequelem, ale gdyby tak się stało, to musiałby być bardzo naciągany...no chyba, że fabuła działa by sie przed wydarzeniami przedstawionymi teraz.