Odkryłem pewien paradoks, amerykańska wolność słowa (przynajmniej z założenia absolutna) może być ideą, która wpajana wszystkim ludziom, szczególnie niewykształconym humanistycznie (a tacy to ogromna większość w USA) może doprowadzić do tego, że wierzą oni we wszystko co mówią media, bo przecież są one najbardziej wolne na całym świecie, jak to wpaja się amerykanom od kołyski. Nie widzą więc ludzie potrzeby sprawdzania tych wszystkich informacji, zresztą i tak są pochłonięci pracą, jak na amerykanów przystało. Porównując taką sytuację z Polakami za czasów PRL-u, można dojść do wniosku, że w ustroju totalitarnym Polacy byli bardziej świadomi prawdy niż amerykanie w ultraliberalnym ustroju. Pomimo, że z głośników telewizora leciała sama propaganda, to jednak niemal każdy Polak wiedział, że to są bzdury i prawdy należy szukać gdzieś indziej.