Na samym początku jeden facet (którego nawet nie widzimy, a słychać jedynie jego głos) na jakimś wykładzie mówi, że Bóg nie istnieje, bo potrzebuje pieniędzy i że wszystko o nim to wymysły. A później, pierwsza część filmu, mówi, że Bóg jednak istnieje, ale nie jest pod postacią jaką znamy tylko pod postacią słońca i przemian Bogów - egipskich, indyjskich, chrześcijańskich itd. Jak dla mnie to ten film zaprzecza sam sobie. Ale i tak jest w nim wiele prawdy, której oczywiście nie neguję. Stwierdzam tylko, że film sam siebie neguje, skoro przedstawia dwie różne wizje. Jedna wersja - Boga nie ma, druga wersja - Bóg jest, ale pod postacią, która odnawia się co każdą epokę pod innym imieniem.
To o czym mówisz to nie wykład, tylko fragment skeczu Calin'a o religii, w którym w prześmiewczy sposób podchodzi do tematu.
Koncepcja Boga jako słońca to nie wizja twórców filmu, tylko wielu ludów na przestrzeni tysiącleci. Film pokazuje, że chrześcijaństwo jest również jedną z takim religii, bo wszystko opiera się na astrologii.
Mam nadzieję, że rozwiałem twoje wątpliwości i zmienisz swoją ocenę filmu.
Pozdrawiam,
Kanduin
No to skoro jest to koncepcja Boga-słońca to po co ten fragment z komikiem krytykującym Boga? Jedno nie pasuje do drugiego!
Zarówno jedno jak i drugie pokazuje człowieka kreującego religię. Chrześcijaństwo - na pozór wyjątkowe - jest kolejnym wcieleniem innych religii, a wszystkie mają podobne korzenie, czyli próbę manipulacji ogółem.
Carlin pokazuje, że pomimo wszechmocy Boga nie radzi sobie z kasą - oczywisty podtekst wyciągania pieniędzy od wiernych. Ukazanie chrześcijaństwa jako kolejnej (jednej z wielu) religii słonecznej to odkrycie kolejnej manipulacji i wydaje mi się - poważniejszej.
Komik nie krytykuje Boga, tylko ludzi, którzy go kreują. Kolosalna różnica.
Więc skoro Boga nie ma a jest tylko słońce jako Bóg, to kto stworzył słońce i po co? Jakie ma w tym korzyści?
Na to pytanie sam musisz sobie odpowiedzieć.
Film nie mówi, że Boga nie ma. Nie mówi również, że Bóg istnieje. Ukazuje jedynie religię jako kłamstwo, a nie Boga jako kłamstwo.
Z religii nie ma władzy jest jej pozór. A poza tym czasami zastanawiam się czy ta władza w ogóle istnieje, bo - niby czyja ona jest, kto ma tę władzę... a skoro nie ma osoby która ją dzierży to i władzy nie ma.
Wiem co miałeś na myśli ;). Ale:
1. Religia ma wpływ na ludzi, ich umysły, serca, ale tak samo na mój umysł i serce wpływ ma kultura w której się wychowałem. Więc jak nazwać to czym jest ten "wpływ" - czy to władza?
2. Właściwie... na pytanie "kto ma korzyść i jaką z religii" odpowiedziałeś że korzyścią jest władza. Ale nikt tej władzy nie ma, co najwyżej ograniczony bardzo jej wycinek. Ja nazwałem to właśnie pozorem władzy.