Film zamiast "otwierać umysł" zamyka go na nowo, ukazuje świat na płaszczyźnie jedynie dwubiegunowej (dobrzy - ateiści, wrogowie rządu USA; źli - wierzący, popierający rząd) i tak naprawdę nie składa się wcale z objawionych faktów, a z całego szeregu półprawd mających jedynie na celu wzmożenie nienawiści wobec Watykanu, rządu USA itp. (nie popieram tych instytucji i organów, po prostu nie lubię jak ktoś próbuje mi coś wmówić - tak jak ten film)

Nie twierdzę, że cały film jest wyssany z palca, ale jednak jego ofensywność poważnie dobija. Jest dla jego wyznawców tym samym, co Biblia dla przeciętnego chrześcijania - mało rzetelnym "dowodem" na istnienie czegoś, czego udowodnić się nie da. Tak samo w przypadku hipokryzji epizodu na temat "wojny z terroryzmem" - film stosuję tę samą strategię by widz znienawidził rząd USA, co ów rząd by społeczeństwo znienawidziło "terrorystów".

Gdyby "Zeitgeist" dawał większe pole do własnej interpretacji rzeczywistości, zachęcał do szukania głębiej i zadawania pytań - film byłby dobry. W tym wypadku niestety jest niczym więcej, niż bezczelną propagandą.