Jak to z każdym zagranicznym filmem wojennym miałem obawy czy nie będzie zbyt pro zachodni jak na polskiego widza. Wiadomo, że my na II wojnę patrzymy nieco inaczej niż Francuz, Brytol czy Amerykanin, w tym również na sprawę ewakuacji z plaży w Dunkierce. Innymi słowy obawiałem się wybielenia Aliantów, a nastąpiło pozytywne zaskoczenie. Nolan myślę niczego nie wybielił ani nie kreował na bohaterów żołnierzy, którzy ponad wszystko chcieli wydostać się z Francji do domu, który jawił im się niemal jak matczyne łono w którym nic już im nie będzie grozić. Świetnie pokazano co wojna robi z człowiekiem, różne spektra ludzkich zachowań, zagubienie, strach, załamanie, szok, zwierzęce instynkty o przetrwanie, wszystko było świetnie ukazane i był to klimat w który się całkowicie wtopiłem. Sceny w powietrzu też były świetne, czułem się jak w symulatorze, jak bym tam był razem z tymi pilotami, niesamowite poczucie realności. Seans zacząłem oglądać w ostatnim rzędzie, ale mając do dyspozycji całe kino i widząc te arcypiękne zdjęcia, od razu zszedłem mniej więcej do połowy sali, by być bliżej ekranu i chłonąć jeszcze więcej obrazu. No i pozostaje jeszcze woda. Tu też było super, ale to już oglądało mi się z mniejszymi wypiekami na twarzy, wszystko trzymało się kupy. A co się nie podobało? Może trochę to, że za bardzo nie padały słowa Niemcy czy naziści, a mówiło się o wrogu przez co można by odnieść wrażenie, że nie wiadomo kto strzelał do tych Aliantów, po prostu "wróg". Cała historia przedstawiona jest na spokojnie, piękne długie ujęcia kamery, nie było denerwującego montażu sekundowych scen, nie było szaleńczego tempa filmów akcji, dla niektórych takie kino jest nudne, dla mnie uczta. Aa no i jeszcze muzyka Zimmera - wisienka na torcie. To takie moje wrażenia napisane na szybko, film mi się bardzo podobał, moja filmwebowa ocena to 8/10.