PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=5267}
8,1 50 264
oceny
8,1 10 1 50264
8,0 7
ocen krytyków
Dwunastu gniewnych ludzi
powrót do forum filmu Dwunastu gniewnych ludzi

Jest w zasadzie ponownie odegranym filmem z 1957 r. Przysięgli siedzą w tej samej konfiguracji, przywołują te same argumenty, rozwój fabuły jest identyczny. Po obejrzeniu pierwowzoru kompletnie NICZYM nas ten film nie może zaskoczyć.

Jedyne różnice między tym filmem a pierwowzorem polegają na tym, że film wykonany jest w kolorze, no i dodano kilku ciemnoskórych ławników w imię krzewienia tolerancji dla mniejszości etnicznych. O dodaniu ławników-kobiet twórcy oczywiście nawet nie pomyśleli ;) Jeśli dla amerykańskich widzów tak ważne jest, by film był w kolorze, mogli "pokolorować" film z 1957 r. Rozumiem ideę remak'ów, jeśli np. technologia pozwala na lepsze przekazanie konkretnej historii, ale w tym przypadku nie widzę żadnej potrzeby robienia czegoś takiego.

Biorąc pod uwagę czas powstania oby filmów uważam "oryginał" za arcydzieło i pewnego rodzaju kamień milowy w dziedzinie kinematografii. Jedyne czym mogę sobie tłumaczyć tak wysoką ocenę tego filmu z 1997 r. na Filmwebie to tym, że część osób z rozpędu musiało dać wysoką ocenę sądząc, że to ta stara wersja ;)

Polecam oglądanie pierwowzoru. Ten film nie jest zły sam w sobie, ale przy pierwowzorze - w mojej opinii nic nie jest wart.

użytkownik usunięty
Fiorentinka

Naprawdę tak jest?

To film zasługuje na ocenę 1. Jak można zrobić wszystko tak samo.. zwykłe zerżnięcie z oryginału i tyle

ocenił(a) film na 5

No z jednej strony tak... Z drugiej, oceniając film, chcę dać punkty za niezłe wykonanie, niezłą grę aktorów... Film jest po prostu "niezły" i wciągający, choć fakt, że to tylko dzięki "ślizganiu się" po świetnym pierwowzorze. W takich przypadkach zawsze mam problemy z oceną. Wiesz, powstawało w historii kina wiele remake'ów (może więcej nawet, niż orginalnych pomysłów, niestety) i też nie byłoby wskazane dawać same "1" dlatego, że bazują na cudzym pomyśle.

użytkownik usunięty
Fiorentinka

Ależ oczywiście bo ja np. oglądałem "Człowieka z Blizną" z Pacino i nie chcę sięgać po oryginał bo nie ma sensu czy Infiltrację z Dicaprio a nie Azjatycką i mam ocenione je bardzo wysoko, więc może faktycznie moje słowa nieco na wyrost były. Niemniej nie podoba mi się to chyba że nowsze wersja jest dużo lepsza od starszej to wtedy ok.

ocenił(a) film na 3
Fiorentinka

Pozostaje się tylko podpisać pod tymi słowami. Jednak ocenę, jak na politycznie poprawną "kolorowankę", dałeś chyba zawyżoną.

Fiorentinka

Dokładnie.

ocenił(a) film na 3
Fiorentinka

nie mam bladego pojęcia po co powstał ten film, jest kopią oryginału, nie dodano tam niczego nowego, są tylko inni aktorzy. Jeśli to miał być remake, to był on zupełnie bezsensowny.

Fiorentinka

tym bardziej nie rozumiem po co remake jak orginałowi niczego nie brakuje nie ma tam efektow specjalnych lub bledow ktore trzeba zreperowac. Wiec jest sens zaczac ogladac ten film ?

Fiorentinka

Zgadzam się, oryginał to prawie arcydzieło, niesamowita gra aktorska, nie ma w ogóle co porównywać, bo to jak niebo a ziemia, nawet się nie zbliżyli poziomem do oryginału. Bezsens.

Fiorentinka

Idea remaków nie odnosi się tylko do technologii. Chodzi też o odświeżenie opowiedzianej wcześniej historii, poprzez inne położenie akcentów. Zwrócenie uwagi widza na bliższe mu aspekty. Niektóre sytuacje, wyrażenia, itd. mogą być mniej czytelne dla współczesnego widza. Świat przedstawiony skupia uwagę na nie tych elementach, które pierwotnie zamierzał reżyser. Na przykład: Chcemy aby główny bohater był przystojnym facetem, tymczasem w starej wersji mamy niemodnie ubranego absztyfikanta z wąsem. Do tego dochodzi styl gry aktorskiej, który na przestrzeni lat się mocno zmienił. Teraz aktorzy grają inaczej, powiedziałbym lepiej. Na przykład: sceny bójek, sceny prowadzenia samochodów, sceny dramatyczne (awantury, szaleństwo, sceny związane z wysiłkiem) są lepsze. Nie mówię że zawsze, ale w większości. Ujęcia i prowadzenie kamery - współczesny budżet oraz możliwości scenograficzne są o niebo większe. Ujęcia z lotu ptaka, ruch kamery, bogactwo scenografii. To wszystko składa się na nowy film. Nie zawsze uda się to połączyć z jakością w pozostałych elementów, ale wystarczy, że reżyseria i poziom aktorów dorównuje oryginałowi, to remake okazuje się dużo bardzie interesujący. A musi jeszcze pokonać malkontentów i sentymenty.

Nie pamiętam pierwowzoru, ale uważam, że po obejrzeniu filmu z 1997 nie warto w ogóle zaprzątać sobie głowy pierwowzorem, który niczego wartościowego nie wnosi, po za aspektem filmoznawczym.

Wyobraź sobie jakiś super luksusowy samochód z przed 50 lat. Brak elektroniki, systemów wspomagania, klimy i innych bajerów, zużycie paliwa, serwisowanie, itd. Pozostaje jedynie sentyment i wartość kolekcjonerska. Praktycznie - nie nadaje się do jazdy poza ...przeglądami w DKFie.

Leszy2

Boże przenajświętszy, co ty pleciesz.....

Oryginał to arcydzieło. Rewelacyjna gra aktorska, ciekawe ujęcia, klimat i taka "inteligencja" bijąca z tego filmu. Niby ten film nie wnosi niczego wartościowego ?? Czyli dla ciebie wartościami w dziedzinie kina są tylko aspekty techniczne ? Naprawdę ? Sugerujesz że kiedyś aktorzy grali gorzej niż teraz. Teoria śmiechu warta, pojęcia nie mam skąd, i na jakiej podstawie, wysnuta. "Sceny bójek, sceny dramatyczne są lepsze "..... Są jakie ? Jak ty to w ogóle oceniasz ? W jaki sposób są lepsze ? Dlaczego są lepsze ? To jest twój argument, że są "lepsze" ? Lepszy to jest pyralgin od etopiryny na ból głowy.... Nie chce cię obrażać, ale tą wypowiedzią sugerujesz mi że jesteś okropnie ograniczony. Udowodnij mi proszę że tak nie jest... Do wzmianki o przykładowej postaci głównego bohatera kiedyś i dziś nawet się nie ustosunkuje, bo ta część twojej wypowiedzi nie jest warta komentarza....

" ale wystarczy, że reżyseria i poziom aktorów dorównuje oryginałowi, to remake okazuje się dużo bardzie interesujący " --- prawdopodobnie największa głupota przeczytana przeze mnie na kartach tego portalu od co najmniej 3 miesięcy. Chwile zastanawiałem się co w ogóle odpisać, no bo jak można komuś, kto poza aspektami technicznymi i tymi związanymi z kunsztem aktora, wytłumaczyć że film może posiadać coś takiego jak (uwaga duże litery) KLIMAT I GŁĘBIĘ , a czasem nawet coś na kształt ducha, może raczej duszy. Te elementy sprawiają że od filmu nie możemy się oderwać, że z zapartym tchem śledzimy każda sekundę na ekranie. Ten specyficzny, wyjątkowy charakter takich dzieł nie bierze się tylko z kilku określonych składowych filmu. To całość produkcji, wszystkie elementy połączone ze sobą, tworzą klimat filmu, który później przechodzi do historii. Tego się nie da podrobić....

Powiem więcej, przez takich ludzi jak ty kino coraz bardziej staje się mainstreamowe. Wysoki budżet ? Jest. Zatrudnienia aktorzy z najwyższej półki ? Są. Reżyser o znanym nazwisku ? Jest. No to kręcimy film, tak po prostu, żeby nakręcić cokolwiek, bo ludzie i tak to kupią jak zobaczą Brada Pitta na plakacie. Przecież mamy super ujęcia z wykorzystaniem najnowszej technologii, co z tego że pokazują jakiś gówniany pościg. Jest Brad Pitt, co z tego że dali mu za mało kasy żeby mu się w ogóle chciało zmienić choć raz wyraz twarzy. Mamy super reżysera, nie ważne że film jest o robotach i potworach, przecież reżyser jest super (tak, aluzja do Pacific Rim....).... Tak wygląda obecnie robienie wielkiego kina. Perełki się znajdą, ale trzeba dobrze szukać... Może ta część mojej wypowiedzi nie tyczy się stricte twojego posta, ale jak już się rozpędziłem to napisałem...

PS: Samochód sprzed 50 lat nie nadaje się do jazdy po drogach (naszych drogach:D haha ), racja, tak samo jak i film sprzed 50 lat nie nadaje się do wyświetlania w kinie. Nie zmienia to faktu że wartość tego starego samochodu często przewyższa kilkunastokrotnie wartość samochodu współczesnego. No jest jeszcze jeden aspekt, samochód sprzed 50 lat jest piękny, mało użyteczny, ale nieporównywalnie piękniejszy od współczesnych wozów.....

darkowski93m_2

Nie zrozumiałeś i się gorączkujesz.
Po pierwsze nie napisałem, że 12GL 1957 to bezwartościowy film. Napisałem, że wartości obu filmów się pokrywają. Z tym, że pewne wartości z 12GL1957 uleciały pod wpływem czasu, i w 12GL1997 zostały zastąpione nowocześniejszymi. Z prostej matematyki wynika to co napisałem.
Piszesz o duchu filmu. Jeśli ten duch wynika z zamierzeń reżysera, to z czasem się ulatnia, taka jego natura. Jeżeli natomiast jest na odwrót, czyli duch bierze się z upływającego czasu - to jego wartość jest - jak to zresztą napisałem - filmoznawcza.
Czy aktorzy, kiedyś grali gorzej? W pewnym sensie tak. Wspomniane bójki (jeśli nie widzisz, że choreografia walki w starych filmach jest żałosna, to sorry ale się ośmieszasz, nie będę ci definiował słowa 'lepsze'). Dawniej aktorzy grali inaczej. Bardziej teatralnie. Teraz to jest z jednej strony wkurzające, a z drugiej buduje ducha - tego filmoznawczego, muzealnego.
Nie musisz mi tłumaczyć, że stare samochody są wartościowe. Ale są niewygodne i dużo palą - ich miejsce w muzeum, tak jak starych filmów. W motoryzacji też są remaki. Powstają z tych samych powodów. Każdy wie, że VW Garbus to rewelacyjne auto ale jeśli chcesz się cieszyć wygodą i sprawnością samochodu to wybierasz nowego Garbusa. Jeśli chcesz tylko czuć ducha, a nie jeździć nim do pracy - wybierasz starego. Pierwotnie Garbus by zaprojektowany jako praktyczne auto dla ludu, a nie romantyczny samochodzik z duszą. Jeśli kogoś interesują intencje autora to polecam remake. A jeśli ktoś chce się napawać zapachem starej taśmy filmowej niech wybiera garbusa z 57 roku.

ocenił(a) film na 6
Leszy2

tylko powiedz mi jak Twoje argumenty mają się do tego konkretnego filmu, gdzie są te sceny bójek, prowadzenia samochodu, wysiłku... ?

yuio

Dodałbym jeszcze „ujęcia z lotu ptaka” :-]

ocenił(a) film na 8
Leszy2

a ja sie zgadzam z Toba, gdyby ten film nie byl z 1997 to za predko bym nie siegnela po oryginal z 1957. owszem klimat starych filmow jest czesto niesamowity, ale zyjac w tych czasach bardziej przemawiaja do mnie filmy z naszych czasow. no i ta wspomniana gra aktorska - mi osobiscie przeszkadza troche jak kiedys aktorzy grali tak teatralnie.

takze osobiscie polecam ten film z 1997. wciagajacy i dobrze zagrany

użytkownik usunięty
mai_ka

Odgrzeję trochę starego "kotleta" o dodam swoje dwa grosze. Zmusiła mnie do tego poniekąd wypowiedź Leszy2.
Otóż, pozornie to co kolega pisze jest prawdą, lecz niestety tylko pozornie. Kolega dyskutuje na dosyć dużym poziomie uogólnienia co zmusza innych do dyskusji o tychże ogólnikach i sprowadza dyskusję na jałowe tory. Pytanie zadane przez yuio jest słuszne. Jak się te "argumenty" (z uwagi na ogólność, nie bezcelowość) mają do filmu 12 gniewnych ludzi? Ano...nijak.
Po pierwsze porównywanie kwestii motoryzacyjnych do filmowych, z całym szacunkiem ale jest nietrafione. Sentyment do starych aut nie wiąże się wyłącznie z samym uczuciem sensu stricte, lecz także z zastosowaniem praktycznym. Oczywiście można by dyskutować ponieważ dla wprawionego kierowcy niejedno auto z lat 60-tych wywiąże się lepiej z niejednego postawionego przed nim zadaniem. Oglądanie filmów nie należy tymczasem do czynności nazbyt praktycznych (można się co do tego sprzeczać wiem, ale w 99% to zajęcie czysto rozrywkowo/hobbystyczne), przez co i porównywanie tych dwóch dziedzin mija się z celem. Co do jednego się zgodzę, jeżdżenie współczesnymi samochodami może być w znacznej części wygodniejsze, a co za tym idzie, przez wielu uznawane za lepsze. I chyba tu widać delikatny wspólny mianownik obu kwestii, chyba jedyny - oglądanie współczesnego kina jest dla wielu ludzi po prostu wygodniejsze, a że świat niestety idzie w kierunku wygody i lenistwa (pod postacią wielu aspektów), stąd mamy wnioski jakie mamy. Dobrze, ponieważ w kolorze, ponieważ bardziej świeża gra aktorów etc.

Sęk w tym, że postawa ludzi, którzy kino chłoną i kinem się interesują powinna być oparta na trochę innych pryncypiach. Lecz do rzeczy:

Piszesz kolego o "aspektach filmoznawczych". Proponuję się trochę doszkolić zanim będziesz używał tego wyświechtanego słowa zbyt często w złym kontekście. Filmoznawstwo to nie jest dziedzina, która stawia sobie za cel wyszukiwanie różnic między filmami i uprawianie bezcelowej komparatystyki na poziomie makro, czyli każdego filmu z osobna. Taki cel mogą sobie stawiać recenzenci, dziennikarze itp. Filmoznawcy bardziej interesują się szeroko pojętym aspektem kulturowym całej X muzy. Wpływu kina na kulturę, społeczeństwo, na człowieka jako jednostki. Na jego postrzeganie rzeczywistości, semantykę i semiotykę filmu...i można by tak w nieskończoność. Po co to piszę? Po to tylko, by zaznaczyć fakt, że historia filmu, a co za tym idzie studiowanie kina epoki niemej, dźwiękowego itd. jest tylko jakąś, wbrew pozorom nie największą częścią tej dziedziny kulturoznawstwa.
Co za tym idzie, wartość oryginału nakręconego przez Lumeta nie bierze się tylko z tego, że był to konkretny tekst kulturowy ubiegłego wieku. Zagrana przez jednych z najlepszych aktorów tamtej epoki. Chodzi też o to, że jest to niestety dla Ciebie drogi przedmówco, dzieło ponadczasowe. Takich dzieł mieliśmy nie mało w historii kina i pewnie jeszcze może ich trochę powstanie. Wynika z tego jedynie tyle, że przez zwyczajny szacunek dla całego dziedzictwa kulturowego, wypadało by ten film po prostu znać. Zanim się obejrzy remake Friedkina, tudzież po nim, nie istotne. Istotne jest to, że Lumet podniósł tym filmem wysoko poprzeczkę nie tylko innym ale także również sobie.
Owszem aktorstwo w starszych filmach częściej korzystało czy to z metody Stanisławskiego, czy było zwyczajnie przerysowane. Zarzuty co do tego filmu, że jest zbyt teatralne, wynikają chyba tylko z nieznajomości koncepcji tego filmu, założonej z góry przez Lumeta. Otóż ten film przez sam zamysł nakręcenia go w gęstej, ciężkiej atmosferze jednego, sądowego pomieszczenia wnosi ogromny pierwiastek teatralnej inscenizacji, przez i aktorstwo nosi mocne ślady, tego znanego z desek. Innymi słowy to trochę tak jakby zarzucić aktorom zbyt filmowe granie w filmie. Owszem, 12 gniewnych ludzi to nadal film, ale film specyficzny, o ciasnych kadrach, kręcony raptem w dwóch pomieszczeniach dlatego proszę o tym nie zapominać.
Istoty kina czarno-białego nie będę komentować, jeśli ktoś woli oglądać filmy kolorowe, tudzież (koloryzowane (sic!)) to jego sprawa. Kino czarno-białe rządziło się trochę innymi prawami, z racji braku koloru, operatorzy zmuszeni byli wyciskać całą esencję z obrazu monochromatycznego, co kończyło się jak wiemy obrazowymi arcydziełami, z grą cieni, genialną kompozycją planu, gry świateł i tym podobnych zabiegów. 12 gniewnych ludzi nie jest od tego wolne. Mamy tam "żyjącą" kamerę, która swoim ustawieniem, najazdami, zagęszcza atmosferę, oddaje stany psychiczne bohaterów, wprowadza nas widzów w niekomfortowy nastrój i w zależności od wrażliwości i doświadczenia widza, przelewa niejako ten stan na nas. Z całym szacunkiem dla remake'u Friedkina, tam tego nie ma. Jego film jest bardzo dobry, z sugestywną grą aktorską, lecz jest jak to już niejeden mój przedmówca zauważył - wtórny.

Skąd pomysł, że Fonda jest ubrany jak absztyfikant, tego kompletnie nie rozumiem. Może to jakieś prywatne animozje względem tego, bądź co bądź wybitnego aktora.

Nikt nikogo do oglądania oryginałów nie zmusza, stad tylko intuicja i indywidualne potrzeby widza są wyznacznikiem czy warto czy nie, sięgnąć po jakieś dzieło. Ja natomiast od siebie doradzam, w takim wypadku zawsze warto. Choćby po to by sobie wyrobić opinię. Poza tym, oryginały w znacznym stopniu są po prostu lepsze. Kręcenie czegoś co już powstało na nowo, jest zawsze czynnością wtórną i przez to okraszoną jakimś ciężarem. Ten ciężar powoduje z samej swojej istoty istnienia powoduje pewien semantyczny zgrzyt. Innymi słowy, trudno takie dzieło oceniać obiektywnie. Zawsze ocenia się go "względem czegoś", a tu poszerza się niestety sfera relatywizmu, który w dyskusjach nigdy nie jest dobry tak do końca.

Jeszcze jedno, sceny bójek, pościgów i innych tego typu zabiegów filmowych w ogóle nie przytaczałbym w dyskusji o filmie takim jak 12 gniewnych ludzi. Jest to tylko uogólnienie porównujące sposoby kręcenia filmów kiedyś i dzisiaj. Słuszne w swoim wywodzie (każdy z nas woli dzisiejsze sceny strzelanin i pościgów, od tych sprzed kilkudziesięciu lat), lecz w wypadku tego filmu ten argument kompletnie traci na wartości.

użytkownik usunięty

Przepraszam za kilka prostych błędów i powtórzeń, tekst pisany na kolanie...dosłownie.

ocenił(a) film na 8

ta wypowiedz powinna byc skierowana chyba do kolegi Leszy2 :) pozdrawiam

użytkownik usunięty
mai_ka

Sorry, jestem nie już taki młody, natomiast użytkownikiem tutaj jestem jak niemowlak, stąd techniczny błąd;)

Leszy2

z całym szacunkiem ale porównywanie starych amerykańskich filmów do Garbusa jest śmieszne. Bardziej prawdziwe będzie porównanie obu wersji do samochodu jednego z amerykańskich koncernów który produkował auta zarówno w latach 50-tych jak i 90-tych. Jako że kategoria dramat sądowy należy do niszowych weźmy np markę Plumouth. W latach 50-tych powstał Plymouth Belvedere I generacji z chromem, płetwami i innymi cudacznymi dodatkami ale palił dużo, nie skręcał i nie hamował - niech będzie to odpowiednik oryginału "12 gniewnych ludzi". W latach 90-tych z logo wyszedł model Breeze będący odpowiednikiem remaku. Palił mniej, lepiej jeździł i miał nowoczesny wygląd. No ale w drugiej dekadzie 21 wieku widząc je oba na ulicy większość ludzi obejrzy się raczej za tym starszym, no bo nie czarujmy się, wizualnie miażdży następcę. Z tymi filmami jest podobnie. Może w starej wersji gra aktorska była teatralna ale ci charyzmatyczni aktorzy świetnie przekazali treść. Współcześni tylko dobrze.

Leszy2

Przepraszam, ale jak dokładnie wyobrażasz sobie „remake” Eisensteina? A może Szekspira znasz tylko z grzbietów w swojej biblioteczce?

darkowski93m_2

Ale się wkurzyłeś! ;-) Nie dziwię się.

Leszy2

Czy ty właśnie nazwałeś Henry'ego Fondę, jednego z najbardziej ikonicznych aktorów tamtych czasów, "średnio interesującym absztyfikantem z wąsem"?

kosobi

Nie. Nie zrozumiałeś. Po pierwsze moja wypowiedź odnosi się ogólnie do starych filmów, nie konkretnie do "Dwunastu gniewnych ludzi" (Henry Fonda nie miał wąsów). Po drugie użyłeś słowa "tamtych czasów", a chodzi o czasy współczesne i współczesny przekaz. Dzisiaj facet, choćby nie wiem jak przystojny dla naszych babek, raczej nie wzbudzi zainteresowania współczesnych lasek.

Leszy2

No, nie wiem. Znam trochę licealistek: młody Brando i James Dean dalej mają status pięknych bogów.

kosobi

Bo ich nie spotkały na ulicy.
Weź jeszcze pod uwagę jak są ubrani i jakim językiem mówią.

Leszy2

Powinieneś się, bracie, zająć pisaniem „remake'ów” poematów Mickiewicza, Słowackiego, powieści Żeromskiego – wtedy, dzięki temu, będzie można oryginały odłożyć na półkę „w DKFie”. PS. Norwida i innych nie wspominam, bo pewnie nie wiesz, kto to, a nie chcę zajmować cennego czasu na przeszukiwaniu Wikipedii.

czarnysztandar

Oryginały są już dawno odłożone na półkę. Tak jak pisałem, nie ten język, nie ta tematyka. Młodzi ludzie czytają (lub w inny sposób przyswajają) nowoczesną poezję, mówiącą ich głosem, ich sercem, ich językiem, starocie pozostawiając muzealnikom.

Norwid? Czy to nie on pisał teksty Niemenowi?

Leszy2

„Norwid? Czy to nie on pisał teksty Niemenowi?” – myślałem, że się posikam ze śmiechu. Super powiedziane. Tym bardziej nie rozumiem, jak – będąc tak otwarcie myślącym – możesz się dobrowolnie tak ograniczać.

czarnysztandar

Dobrowolnie ograniczać? Co masz na myśli?

Leszy2

Zawężanie horyzontu. „Do nowej zbrodni pchają złości dawne,
plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie" a nawet lepiej: „...where we lay our scene, from ancient grudge break to new mutiny, where civil blood makes civil hands unclean.” Eisensteina jeszcze nikt nie przebił, ani Kurosawa, ani Ridley Scott, ani nawet Kubrick w „Odysei” – siedzi się w kinie wbity w fotel i nie chce się wyjść nawet po tym jak się pojawi „Конец". A Ty wszystko w jeden worek wkładasz i wtedy to wygląda jak normy hollywoodzkie (przed naszą erą – togi rzymskie, nasza era – zbroje).

czarnysztandar

Ja rozumem Szekspir, Dostojewski, wielcy mistrzowie klasyki kina, ale ja nie jestem kinomanem ani miłośnikiem literatury. Jestem zwykłym widzem i czytelnikiem.
Do rzeczy, mamy tak: ręka mistrza, niewysłowione piękno i istotny przekaz.
‘Bij mistrza’ to jest główna zasada, dlatego każdy zdolny gitarzysta udatnie powtórzy Hendrixa, skrzypek Paganiniego, a każdy student odpowiedniego kierunku ma w głowie więcej niż Newton, Sokrates czy nawet w pędzlu – Matejko.
Co do piękna: "Jeden lubi jak mu cyganie grają, a drugi jak mu buty śmierdzą".
Sprawa trzecia: oczywistości pamiętam ze szkoły (dobrze aby inni również też), natomiast to co ważne rodzi się na pniu tu i teraz. Często wszystko sprowadza się do starych prawd, ale jeśli to ważne to trzeba powiedzieć, że chodzi o tu i teraz. „We Want the World and Want it Now". Fajnie jest wiedzieć o czym mówią starsi, ale ja jestem już na etapie „Eee, jego aluzji i żartów to nikt nie rozumie” - też mam swoje zainteresowania.

Leszy2

Ja też jestem „widzem i czytelnikiem” i wpychanie mnie za pomocą Newtona do kategorii strażników „niewysłowionego piękna" jest niezbyt uczciwe w kontekście tej dyskusji. Nie zgodziłem się z Tobą w temacie wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkanocy. Twierdzisz bowiem, że remake jest koniecznym następstwem niedopasowania oryginału do współczesnej estetyki, czy też wrażliwości; a jednak sam dostarczasz wątpliwości. Być może zdolny gitarzysta jest w stanie skopiować Hendrixa (choć ja tego nie słyszałem), nie mniej będzie to tym samym, co cyfrowa reprodukcja „Mony Lisy”. Jeżeli oglądasz film sprzed pół wieku i uderza Cię jego aktualność, to właśnie w tym tkwi cały dramat – że nic się nie zmieniło. W mojej ironii chodziło o to, że dzieło udane, pozostaje takie, dlatego właśnie, że jest udane; z Twoich dywagacji wynikało, że z pozycji „tu i teraz” nadaje się jeno do muzeum, tak jakbyś twierdził, że obecnie nikt nie czyta książek bez obrazków.

czarnysztandar

„Jeżeli oglądasz film sprzed pół wieku i uderza Cię jego aktualność, to właśnie w tym tkwi cały dramat – że nic się nie zmieniło.” Dlatego też nikt nie wyrzuca tych filmów na śmietnik… wróć. Ostatnio zaczyna się to zdarzać. Potępiam to. (Ostatnio z tego powodu obejrzałem Przeminęło z wiatrem byłem zaskoczony tym, że aż tak nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak kiedyś. Aż tak.) Ale wracając do tematu. No właśnie, bardziej uderza mnie nie to, że nic się nie zmieniło, ale to że obok przestarzałej techniki dostrzegam przestarzałą formę. A treść? Treść dawno nam.
„…zdolny gitarzysta jest w stanie skopiować Hendrixa (choć ja tego nie słyszałem)” – zapewniam cię. Nawet nie cyfrowa reprodukcja „Mony Lisy” tylko… słyszałem kiedyś reportaż o studencie Krakowskiej ASP który umyślił sobie na prace dyplomową namalować ‘Bitwę pod Grumwaldem’, a raczej skopiować, jeden do jeden. Uzyskał zgodę, namalował, zdał. Na czym polega różnica między tymi obrazami (wierzę, że laik na pierwszy rzut oka nie rozróżni)? Oczywiście nie twierdzę, że tej różnicy nie ma, ale pytam czym ona jest? I jaką ma wartość? I dla kogo?
Współcześni twórcy to nie są jakieś dziady, niedorównujący niegdysiejszym mistrzom. Ich umiejętności, wiedza, są wyższe. Nawet kreatywność zbliżona, ale okoliczności w jakich przychodzi mi działać są zgoła inne.
Wracając do remaków. ‘Rodzinka.pl’ to jest „remake” ‘Wojny domowej’ – tak twierdzę. Nie muszę tego chyba dokładnie wyłuszczać? Powiem tylko, że to że wszyscy kochali Irenę Kwiatkowską, a Karolak jest obiektem drwin to też znak czasów.
To se ne vrati. Pozostaje muzeum.

Leszy2

"Jeden lubi jak mu cyganie grają, a drugi jak mu buty śmierdzą". Relatywizm piękna jest jednak ograniczony chociażby fizycznymi cechami zmysłów. Niezależnie od naszej różnorodności, mamy cechy, które odróżniają nas od zwierząt w sposób absolutny, stąd można okreslić obiektywne kryteria piękna.

czarnysztandar

Z tym się zupełnie nie zgadzam, ale zostawmy to.

Leszy2

Różnica polega na tym, że ten samochód sprzed 50 lat nadal jeździ, natomiast ten współczesny za 50 lat będzie tylko nadawał się do oglądania w muzeum (i to pod warunkiem, że będzie miał przebieg max. 2 lata) :-p

czarnysztandar

Ale czy po to buduje się samochody? Powody, dla którego współczesne samochody tak szybko się zużywają można ściśle określić i wtedy może się okazać, że to zalety - nie wady.

Fiorentinka

Hmm w przeciwieństwie do oryginału ten film jest w kolorze :) No ale racja - oryginał wywołuje zdecydowanie większe wrażenie.

vbazyl

Tarkowski stosował kliszę czarno-białą i kolorową naprzemiennie jako środek stylistyczny; twierdził, że film czarno-biały lepiej oddaje rzeczywistość.

ocenił(a) film na 1
Fiorentinka

Całkowicie się z Tobą zgadzam - nie mam pojęcia po co powstał ten film skoro nie wprowadza kompletnie niczego nowego, ani chociaż odmiennego od pierwowzoru. Nie będę się zakładał, ale wydaje mi się, że dialogi w 90% również się pokrywają.
Film sam w sobie nie jest zły (a wręcz bardzo dobry), ale z uwagi na to, że to po prostu kopia czegoś, co powstało czterdzieści lat wcześniej - nie powinien nigdy powstać - stąd też moja ocena - moim zdaniem to nieporozumienie.

osuchov

Film powstał głównie dla amerykanów, których odrzucają stare filmy.

ocenił(a) film na 1
Fiorentinka

też nie rozumiem po co ten film powstał... kompletny bezsens

ocenił(a) film na 8
Fiorentinka

Wg mnie powstal po to zeby byl lepiej przyswalajlny dla mlodszego widza. Chociaz mi sie podobaly obie odslony to jednak nie kazdy lubi stare, czarno-biale filmy, a historia na pewno jest warta opowiedzenia jeszcze raz nawet w taki sam sposob.
podsumowujac nie kazdy siegnie po film z 57r. a na pewno kazdy powinien zobaczyc ten obraz.
Pozdrawiam:)

Fiorentinka

W sumie jak chcieli film kolorowy i czarnoskórych to mogli ich przekolorować na czarno... :)

Fiorentinka

Myślę że ławników kobiet, dodadzą w następnej części. I to muszą być przynajmniej parytety. No i w sumie paru gejów i trans.

Fiorentinka

co do wzmianki o kobietach i rasach: wydaje mi się, że zwyczajnie chodzi o tytuł. u nas to "ludzi" u nich to "men", które jednak częściej odczytuje się jako "mężczyzn" (o grupie mieszanej powiedziano by raczej "people"). plus w sztuce teatralnej (bo jak wiemy, nie film jest tu oryginałem) są to mężczyźni. zmienianie tego imo nie wyszłoby tematowi na dobre, testosteron w tym pokoiku był jak najbardziej (można się nie zgodzić) pożądany;) poza tym zamiast sędziego jest sędzina, więc jakiś tam "amerykański" balans dostaliśmy;) a co do zmiany koloru skóry, pamiętajmy o post-wojennej segregacji w Stanach i zasadach wyboru ławników, w pierwszej wersji all-white jury nie dziwi, w uwspółcześnionej byłoby to dość nietypowe, zmiana zrozumiała, nie szydziłabym. Poza tym robienie remake'u, który niczym sie nie rózni od oryginału, jest trochę jak dyskutowanie nad tym - nikomu krzywdy nie robi, a niektórych na pewno zajmie na dłuższą chwile i moze nawet ktoś się czegos nowego dowie;) pozdrawiam:D

Agrajag

Nie chcę być złośliwy, ale „sędzina” to po polsku żona sędziego.

Fiorentinka

Oglądnąłem z ciekawości 20 minut tego remake'u i moim zdaniem twórcy skrzywdzili widzów, który chcąc oglądnąć stary film, nieświadomie sięgną po ten z 1997. W oryginalnym filmie czuć jak gęste jest powietrze w pokoju w którym obradują. Pot kapiący z czoła, wycieranie czoła chusteczkami, spocone koszule, zepsuta klimatyzacja, otwieranie okien. To wszystko tworzy ciężki klimat. Jeśli dodać do tego grę aktorską, to film robi duże wrażenie. Postaci w pierwowzorze były wyraziste, w fajny sposób schematyczne. Łatwo było odróżnić kto jest kim i jaki ma charakter, natomiast w nowym filmie miałem wrażenie, że poszczególni ławnicy są za mało wyraziści - takie lelum poleleum.

ocenił(a) film na 7
Fiorentinka

"O dodaniu ławników-kobiet twórcy oczywiście nawet nie pomyśleli ;) " - spokojnie, trzeba poczekać jeszcze kilkanaście lat i znajdą się kobiety :)

kyle_reese

Myślę, że i inne mniejszości :-)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones