Czy tylko mi się wydaje, czy całego piekła by nie było, gdyby nie ten niechlubny numer 77? Jakby nie patrzeć, to on zaczął całą tą wojnę. To on zaczął rzucać obelgami w stronę strażników, a nie na odwrót. Druga faza eksperymentu, czyli "łowieni stają się łowcami" była naturalną koleją rzeczy. Strażnicy odpłacili się pięknym za nadobne, można by rzec.
Taki mechanizm w "prawdziwym świecie" zdarza się dość często - popatrzmy na (nomen omen :)) Niemcy podczas II wojny światowej. Tej drugiej wojny nie byłoby, gdyby naród nie pałał chęcią zemsty i z myślą porażki podzas I wojny. Taki mechanizm napędza wszlekie ludobójstwa - Rwanda (uciśnieni Hutu zaczęli mordować Tutsich), Sudan (zemsta za powstanie) itd. itd.
Wszystko przez numer 77! To on rozwinął spiralę nienawiści.
Po pierwsze ludzie z tego eksperymentu specjalnie wybrali tego goscia 77 na wieznia, o to chodzilo w calym eksperymencie aby swtorzyc takie ekstremalne sytuacje. Jednak gdyby go nie bylo wydaje mi sie ze w koncu ktorys z wiezniow zaczal by sie wychylac albo straznicy, w koncu mieli duza wladze nad wiezniami a kazdy czlowiek pragnie wladzy i czesto zle ja wykorzystuje.
cóż. uściślając, to niekoniecznie. nie wiadomo, czym kierowali się filmowi eksperymentatorzy, ale zakładamy, że wszystko było jak najbardziej zbliżone do rzeczywistych procedur eksperymentalnych, tak? zatem dobór był losowy. sądzę, że raczej podburzanie innych przez 77 było efektem tego, że on zaburzał eksperyment będąc osobą niejako podstawioną (w końcu to dziennikarz ukrywający swoją tożsamość zawodową przed eksperymentatorami - mówił, że pracuje jako taksówkarz). tak samo, jak dokładnie odwrotnie się zachowujący podstawiony wojskowy (nie pamiętam numeru). ale tak naprawdę - w większości sytuacji, gdzie są podobne warunki (dwie opozycyjne grupy, z tymże jedna posiada pewną władzę nad drugą), wykształcają się podobne role grupowe. z tymże, oczywiście, nie tak przerysowane.
kolejną rzeczą było to, że konflikt był podgrzewany przez eksperymentatorów. na początku przecież więźniowie wcale nie weszli w pełni w swoje role, a strażnicy patrzyli na brak posłuszeństwa przez palce - sytuacja nadal była grą, "zabawą". dopiero interwencja głównego eksperymentatora, napominającego strażników, pobudziła ich do agresywnych zachowań wobec nieposłusznych więźniów.
tak, tak. wina nigdy nie leży po jednej stronie :)