Jeśli po coś sięgam na Netflixie, to nie oczekuję zbyt wiele. Lubię się miło zaskoczyć. Tu zwabiono mnie można by rzec "ciekawą" historią i nominacjami do prestiżowych nagród. Powiem tak. Stworzono musical, co wyglądało na parodię musicalową, gangster spiewajacy o swoich pragnieniach, wtedy stwierdziłam, że chyba nie dotrwam do końca. Dotrwałam. Historia mnie zainteresowała. Gdyby był to zwykły film bez tych muzycznych wstawek, to moim zdaniem byłby o niebo lepszy i mniej cringowy. Mimo wszystko w mniejszym lub większym stopniu podobał mi się. Ale myślę, że jeśli jakikolwiek Oskar powędruje do twórców Perez, to wielu ludzi uzna to po prostu za jedną wielką kpinę pokazującą, że wystarczy "poruszyć" temat LGBT w dzisiejszych czasach i jakkolwiek płytkie i mało ambitne to będzie, by zdobyć rozgłos i zbyt przesądzone uznanie.
Bardziej widziałabym tą produkcję jako miniserial, z poszerzeniem kilku wątków i na litość boską, nie musical!