i powstał dwa lata przed tym, a jest właściwie o tym samym - ta sama sprawa, ten sam
problem prawniczy, tylko że film jest bardziej sądowy i bez postaci zaradnej kobiety. "Erin
Brockovich" zyskuje główni dzięki Julii Roberts. Takiej jej nie widzieliśmy od czasu Pretty
Woman, świetna rola! Film ogólnie dobry ale to takie typowo kino obyczajowe które
specjalnie nie porusza, za mało w tym dramatu czy komedii, chociaż z drugiej strony jak na
film biograficzny to nie nudzi, ogląda się tak o bo tak.